~2~

396 52 15
                                    



Świat ponownie ruszył. Nagle przyśpieszył, rzucając mnie w wir bezlitosnej rzeczywistości. Potrząsnąłem głową, uspokajając gonitwę bolesnych myśli. Nie wolno Ci Yoongi. Nie wolno Ci się zakochać. Nie wolno Ci zdradzić Jimina. On to widzi.

-Min Yoongi.-Przedstawiłem się wbrew swemu rozsądkowi, wbrew ganiącemu spojrzeniu martwego kochanka, który sięgał aż z niebios.

Chłopak spojrzał na mnie z nikłym uśmiechem, subtelnie ukazującym dołeczki w pełnych policzkach. Spojrzenie przygasłe, przysłonięte kotarą złudnego szczęścia, powierzchownego, idealnie wyćwiczonego przez lata. Kruczoczarne włosy za sprawą wiatru delikatnie zatańczyły na czubku głowy sprzedawcy, tworząc tym samym boleśnie uroczy widok. Moje serce na sekundę szybciej zabiło, gdy poczułem jego dotyk, przez moje ciało przeszedł przyjemny prąd. Zupełnie jak pięć lat temu z Jiminem...

Przeniosłem spojrzenie na nasze złączone dłonie, a przez moją twarz przebiegł cień uśmiechu.

-Jung Hoseok. Miło mi Cię poznać.-Usłyszałem, lecz w pierwszej chwili nie dotarło to do mnie. Przytłoczony idealnością Hoseoka stałem jak wryty, patrząc mu w oczy niewidzącym wzrokiem.
-Ach.- Żachnąłem się, potrząsając głową. - Mi także.-Powiedziałem cicho, zabierając dłoń.

-Wybacz kłopot...Zwyczajnie mam za dużo na głowie. I tyle.-Machnął lekceważąco ręką, kierując się do sklepu. Powiodłem za nim spojrzeniem, przecierając twarz dłonią.

Weź się w garść imbecylu!

Stanąłem przy taśmie, na której wcześniej zostawiłem produkty. Spojrzałem na Hoseoka, wykrzywiając usta na wzór uśmiechu, dawniej towarzyszącego mi całe dnie, noce, dzisiaj będącego smutnym wspomnieniem. Zmieszany opuściłem nieznacznie głowę, stukając palcami lewej ręki o udo.
-Z chęcią wybiorę się z Tobą na kawę.
Podniosłem szybko wzrok, przenosząc go na sprzedawcę. Uniosłem zdziwiony brew, rozchylając nieznacznie wargi.
-Słucham?-Spytałem, jakby upewniając się czy się nie przesłyszałem.
-Czy to wszystko?-Spytał Jung, mówiąc odrobinę wolniej. Nie złośliwie. Myślał, że za pierwszym razem nie zrozumiałem. W sumie tak było.
Przetarłem twarz dłonią, karcąc się w myśli za swoją głupotę. No błagam. Czy wyglądam na kogoś, kto jest spontanicznie zapraszany na kawkę czy herbatkę?
Chwila.
O co on właściwie spytał?
-Nie, nie. To wszystko.-Powiedziałem grzecznie, nieco zniżając ton. Muszę się poważnie zastanowić nad tym, co robię.
Spojrzałem na jego skonsternowaną twarz, która w ułamku sekundy się zmieniła. Znów łagodny uśmiech, fałszywie szczęśliwe oczy. Podał mi terminal, obracając się na moment do pokaźnego regału z alkoholami.
Przystawiłem kartę, dokonując transakcji. Mentalnie sprzedałem sobie potężnego liścia. Właśnie sobie przypomniałem, o co spytał. Musiałem wyjść na jakiegoś obłąkańca z wariatkowa.
Moją uwagę odwróciło biegnące po ulicy dziecko z czymś podłużnym w dłoni. Chłopca gonił jakiś mężczyzna w garniturze i z Fedorą na głowie. Wrzeszczał coś, ale niespecjalnie mnie interesowało co. Nawet jakbym chciał, to mu teraz nie pomogę.
Odebrałem paragon od rumianego Hoseoka, na moment zatrzymując wzrok na jego
zaróżowionych policzkach. Paragon do kieszeni, zakupy do torby, ciche dziękuję i krótkie, mniej formalne niż zwykle, pożegnanie. Wyszedłem ze sklepu, zaraz się rozglądając po przechodniach.
Wgapieni w telefony, zapatrzeni w siebie. Uzależnieni od opinii innych. Od mediów. Od sympatii drugiego człowieka.
Ale to nic złego. Każdy nowoczesny człowiek cierpi na niedomiar wszystkiego. Niedomiar krytycznych spojrzeń, pochlebnych komentarzy, bycia zauważanym w większej grupie ludzi, bycia przez nich ignorowanym. Ponownie paradoks goni paradoks.
Paradoks. Czy to słowo nie powinno zostać słowem dekady? XXI wieku? Tuż obok hipokryzji i egoizmu.
Potrząsnąłem głową, ruszając w stronę mieszkania. Westchnąłem cicho, pod nosem. Kiedy ten koszmar się skończy? Kiedy Jimin, mój kochany Park Jimin, przestanie zaprzątać moje myśli? Kiedy się uwolnię? Zacznę oddychać?
Ponowne potrząśnięcie głową.
Och, zamknij się wreszcie złośliwy głosiku, niecna gnido. Jimin zawsze będzie przy Tobie.
Zatrzymałem się w połowie kroku. Który dzisiaj? 13 Września? Kurwa mać...
Obróciłem się na pięcie, nerwowo spoglądając na zegarek. Szybkim, żywym krokiem, ruszyłem na cmentarz. Zacisnąłem zęby, opuszczając głowę. Jak mogłem o tym zapomnieć? Nie mam nawet kwiatów.
Wpadłem do kwiaciarni, by kupić wielki bukiet żółtych tulipanów. To były jego ulubione.
Mijałem tych wszystkich ludzi, tych ludzi wgapionych w telefon, trzymając w dłoni bukiet żółtych tulipanów. Obłęd.
Zapewne nikogo nie obchodzi, gdzie je niosę. Ciekawe, czy ktokolwiek przez sekundę się zastanowił, dlaczego mężczyzna w turkusowych włosach, biegnie przez miasto z bukietem żółtych tulipanów?
Oczywiście, że nie. Wszyscy wgapieni w te urządzenia, wszyscy fałszywie uśmiechnięci, wszyscy biorący udział w wyścigu szczurów, wszyscy skupieni na jednym celu - zdobyć jak najwięcej pieniędzy. Zapominają jednak o najważniejszym. O pięknie. O miłości, dobroci, szeregu innych cudów bogatej, ludzkiej gamy uczuć i emocji.
To nie ludzie. To zwierzęta.
Hej, czy moje myśli nie robią się zbyt „głębokie"?
Zatopiony w przemyśleniach dotarłem na grób Parka Jimina. Klęknąłem przy nim i zacząłem gorąco przepraszać, wręcz płaszcząc się i błagając o wybaczenie. Zapomniałem o najważniejszym, trzynastym dniu każdego miesiąca. Kiedy celebrowaliśmy kolejne trzydzieści dni razem?·Położyłem kwiaty na płycie i uśmiechnąłem się do siebie. Ciekawe, czy to widzi. Czy z raju łypie czasem na mnie okiem, tak o, żeby sprawdzić jak się trzymam? Posiedziałem jeszcze godzinę, w głuchym milczeniu, przerywanym od czasu do czasu cichym szumieniem pożółkłych liści. Gdy zauważyłem, że powoli zaczyna się ściemniać, powoli wstałem, czule żegnając się z Jiminem. Właściwie to z nagrobkiem.
Opuściłem teren cmentarza sięgając do tylnej kieszeni po klucze, aby upewnić się, czy aby na pewno tam są. I tak dla bezpieczeństwa przełożyć je do przodu.
Gdy wyciągałem pęk brzęczących kluczy, jakiś papierek upadł na ziemię. Zapewne ten rachunek ze sklepu. Podniosłem go z zamierzeniem wyrzucenia do kosza, kiedy moją uwagę przykuł zapisany niebieskim tuszem numer telefonu. Z małym, uroczym podpisem „J.H". Byłem zaskoczony, przyznaję. Stanąłem jak wryty na środku chodnika, dokładnie licząc cyfry.
Nie no, 9. Zgadza się.
Ale to i tak zbyt piękne, by było prawdziwe.
Schowałem paragon do portfela, łapiąc zębami dolną wargę. Być może to moja ostatnia szansa na zbudowanie życia od nowa, na stanięcie na nogi.
Wróciłem do domu, opadając na sofę w salonie. Co mam teraz zrobić? Mam do niego zadzwonić, czy nazajutrz nie móc spojrzeć mu w oczy? A jeśli czeka na mój telefon?...Później. Później się nad tym zastanowię. Jestem zbyt głodny na myślenie o sercu i uczuciach. Nie dzisiaj. Nie teraz.
Zwlokłem się z tej przeklętej kanapy i spojrzałem na zegarek. Hoseok pewnie śpi. Już 21.
Boże, Yoongi...Twoje wymówki są coraz gorsze.
Pokręciłem głową z dziwacznym uśmiechem, idąc do kuchni z torbą z jedzeniem. Wyciągnąłem bułkę, masło z lodówki i ser. Resztę produktów pochowałem, żeby był względny porządek.
Zjadłszy kolację poszedłem się wykąpać i ubrać w piżamę. Wróciłem na ukochaną sofę i sięgnąłem po telefon. Wklepałem numer chłopaka i tak gapiłem się w wyświetlacz, zupełnie jakby wszystkie procesy myślowe nagle się zatrzymały. Chwila. Czy na pewno chcę dzwonić?
Już drugi raz w ciągu 20 minut pokręciłem głową. Skrzywiłem się i nacisnąłem zieloną słuchawkę, wybierając numer do czarnowłosego. Dasz radę. Nie bądź pizda i pogadaj z nim!
-Halo?- usłyszałem, a moje serce się zatrzymało. To naprawdę on. Nie oszukał mnie.
Rozłączyłem się szybko, wzdychając ciężko. Nie jestem jeszcze gotów na konfrontację.

~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~

Wybaczcie, ale doskwierał mi potężny brak weny.

I luv ya all, nie mam pojęcia kiedy kolejny rozdział. Chociaż być może dodam specjal na dniach.

ps: komentarze bardzo mnie motywują

New beginning.Where stories live. Discover now