Kolejny dzień, kolejny zawód w związku z otaczającym mnie światem. A raczej...jego resztkami. Chciałem się śmiać, chciałem uśmiechać, ale widmo śmierci Jimina kładło cień na moją przyszłość, a obecną teraźniejszość.
Wstałem rano, włączając poranną audycję radiową na kanale muzyki klasycznej. Odruchowo wcisnąłem zielonkawy guzik na sprzęcie, a spokojna, klasyczna muzyka rozbrzmiała w pokoju, wypełniając moje ciało spokojem, dzięki któremu udawało mi się przetrwać.
Spojrzałem na idealnie przygotowane ciuchy, uśmiechając się nostalgicznie do siebie. Jimin nigdy mi nie przygotowywał ciuchów, przez wszystkie lata naszego związku szykowaliśmy się na ostatnią chwilę. Cudowne czasy, pełne spontaniczności, skradzionych pocałunków o północy, potajemnych spotkań i romantyzmu.
Przesunąłem językiem po spierzchniętych wargach, pociągając nosem. Doktor mówił, żeby zapomnieć. To znaczy...Pamiętać. Ale nie rozpamiętywać. Niby proste, niby skomplikowane. Paradoks gonił za paradoksem.
Wziąłem w dłonie ciemne jeansy z dosyć dobrego materiału, białą koszulkę i czarną bluzę. Bokserki, skarpetki...Zapomniałem o czymś?
Nie, wszystko mam.
Z tym zestawem udałem się do łazienki, by się odpowiednio oporządzić. Zacząłem od dokładnego wyszczotkowania zębów, zgodnie z normami dwie minuty. Wypłukałem buzię płynem o nieco mniej intensywnym zapachu mięty, niż pasta do zębów, której zwykłem używać. Przemyłem buzię letnią wodą, powoli wycierając ją miękkim, ale wysłużonym ręcznikiem. Powinienem rozważyć kupno nowego.
Włosy przeczesałem fioletową szczotką, zakupioną stosunkowo niedawno, pięć dni temu. Tamta nie nadawała się do użytku codziennego. Ale leży ładnie w pudełku z pamiątkami po Jimine; może to mało higieniczne, ale dzieliliśmy się wieloma rzeczami, m.in. wcześniej wspomnianą szczotką, więc nie miałem serca jej wyrzucać na śmietnik. Chociaż powinienem to zrobić już dawno.
Westchnąłem cicho pod nosem, zauważając marne resztki ulubionego kremu z masłem shea i kilkoma innymi, równie dziwnie nazwanymi składnikami. Jedyne co rozumiałem z tego tajemnego języka w „Składniki" to to, że była tam woda. Tak tam było napisane.
Wzruszyłem ramionami i wyrzuciłem słoiczek do śmietnika obok umywalki.
~~~~~~~Ubrany skierowałem się do wyjścia. Ostatni raz obleciałem spojrzeniem pedantycznie czyste mieszkanie, po czym wyszedłem, poprawiając torbę na ramieniu. Zamknąłem drzwi na wszystkie trzy zamki, jakby w obawie, że dwa nie wytrzymają w przypadku ewentualnej próby włamania. Ale kto by chciał się włamywać do starego samotnika?
Czym prędzej wyszedłem z przytłaczająco ponurej klatki schodowej, na zewnątrz oczywiście się uważnie rozglądając. Spojrzałem na idealnie przycięte krzewy, oraz wyrastające z nich pąki białego kwiecia. Ciekawe co to za gatunek? Uniosłem głowę, odruchowo mrużąc oczy. Słońce nie grzało zbyt mocno, bo było przysłonięte chmurami. Cienka warstwa śnieżnobiałych chmur, nie zapowiadało się na deszcz. To nawet lepiej, bo wyjątkowo nie wziąłem małej parasolki, gdyż dzisiaj planuję zrobić większe zakupy i nie zmieściłaby mi się do torby.
Krótkim ruchem poprawiłem buta, po czym ruszyłem w stronę poradni psychologicznej, gdzie odbywały się terapie. Teoretycznie nie powinienem już tam chodzić, rok na rekonwalescencję po ukochanej osobie to dużo, prawda? Poza tym, sam mógłbym tam „leczyć", bo znałem chyba każde zdanie doktora. Nie opuściłem żadnych zajęć, często sam zgłaszałem się po poradę, jeszcze częściej dzwoniłem w środku nocy, gdy obudziła mnie nocna mara, jaką było wspomnienie ostatniego oddechu i błagalnego spojrzenia Parka.
Kolejne westchnięcie, mimowolne, niespowodowane niczym. A może to całokształt nie pozwalał mi na swobodny oddech? Przytłaczające brzemię wlokące się za mną od przeszło dwóch lat?
Minąłem alejkę z krokusami, uśmiechając się do siebie nikle. Pamiętam, jak z Jiminem dostaliśmy mandat i areszt dwudziestoczterogodzinny za namiętne oddawanie się aktom miłosnym około trzeciej w nocy. Właśnie na tych krokusach.
~Przywitałem się z recepcjonistką skinieniem głowy i krótkim, wymruczanym „Dzień dobry", po czym od razu poszedłem pod salę terapeutyczną, gdzie stało jeszcze czworo innych pacjentów. Dwóch nowych, Lee YeuHyung, Kim KyuSung. Yeu chodził na terapię od trzech miesięcy, Kyu od siedmiu.
Z nimi przywitałem się w podobny sposób, nie zmieniając wyrazu twarzy. No, może nieco rozchyliłem usta, ale to przez zatkany nos. Nie zdążyłem wyjrzeć przez okno, kiedy przyszedł lekarz, tradycyjnie pięć minut przed czasem.
~~~~Godzina 14:30, punktualnie w sklepie. Posłałem krótkie spojrzenie w stronę lady, gdzie zazwyczaj stał Jung Hoseok, ten sam, który wczoraj był w opałach i którego ja „uratowałem". To nie był jakiś bohaterski wyczyn, bo w gruncie rzeczy nic nie zrobiłem.
Hoseoka nie było, pewnie rozkładał coś na półkach sklepowych. Nic dziwnego.
Wziąłem w dłonie czarny koszyk sklepowy, po czym zacząłem chodzić pomiędzy wysokimi półkami. Jak zwykle zacząłem od pieczywa – dwie bułki pełnoziarniste i jedna kajzerka.
Przeszedłem na dział nabiału, po czym wziąłem jogurt naturalny, ten co zwykle. Następnie udałem się do jeszcze innej alejki wziąć wodę, potem jakieś suchary, na końcu brązowy ryż i pierś z kurczaka.
Podszedłem do kasy, czekając na sprzedawcę. Nie miałem mu za złe, że się nie pojawiał, przez ten rok nauczyłem się dużej cierpliwości.
Jednak po 15 minutach lekko się zaniepokoiłem. W końcu praca to obowiązki, a jeżeli on ich nie spełnia, to znaczy, że powód musi być dużo ważniejszy.
Zostawiłem zakupy na taśmie, po czym ruszyłem w stronę drzwi od zaplecza, możliwie jak najciszej, żeby kroki nie przeszkodziły mi w nasłuchiwaniu.
Nim jednak zapukałem, stanąłem ostatni raz na palcach, by rozejrzeć się po markecie, czy przypadkiem Jung Hoseok nie stoi na jakiejś drabince i nie jest zajęty wykładaniem towaru.
W tym samym czasie, gdy się rozglądałem, do moich uszu dobiegł stłumiony, cichutki szloch wydobywający się zza białych drzwi. Położyłem na nich opuszki palców prawej ręki, po czym delikatnie pchnąłem je do środka, zastając zapłakanego sprzedawcę, siedzącego na jakimś wiadrze, z miętoszoną chusteczką w dłoniach. Głowę miał opuszczoną, cały drżał w wyniku płaczu.
- Przepraszam?- zacząłem cicho i miękko, żeby go w żaden sposób nie spłoszyć. Wszedłem ostrożnie do środka, widząc, że ten w ogóle nie zareagował.
-Ja...-zacząłem, patrząc na niego z góry, nieco mniej przychylnym wzrokiem niż zwykle. Zimnym i niedostępnym. Zupełnie tak, jakbym nie chciał dzielić jego problemów.
W sumie nie chciałem. Ale czułem, że każdemu potrzebna jest pomoc, w każdej chwili.
Drżącą ręką wziąłem blisko stojące wiadro, po czym postawiłem je naprzeciwko siedzącego chłopaka. Zająłem miejsce na dnie odwróconego wiadra, po czym wyciągnąłem ostrożnie dłoń, by położyć ją na barku czarnowłosego.
Głupio by było teraz zapytać „Czy coś się stało?", bo to widać jak na dłoni. Kto normalny mazgai się w środku dnia, kiedy gonią go obowiązki?
Ktoś, kto nie ma siły walczyć.
Ktoś, komu wszystko się posypało w ułamku sekundy, w najmniej odpowiednim momencie.
Rozchyliłem usta, chcąc cokolwiek powiedzieć, kiedy to Jung zaczął się powoli prostować, ocierając łzy i tak zmoczoną już chusteczką.
Bez zastanowienia wyciągnąłem paczkę świeżych chusteczek z torby, podając mu je. W niemym oczekiwaniu przyglądałem się jego czerwonej i napuchniętej twarzy.
Którą po sekundzie rozjaśnił delikatny, niewymuszony uśmiech.
Nasze spojrzenia się zetknęły i...Świat dla mnie zwolnił. Stado obumarłych motyli w brzuchu nagle zostało wypuszczone, przypominając mi o uczuciu, którego nie doświadczyłem od przeszło roku.
Nie...To...Niemożliwe.
Patrzyłem w osłupieniu na czarnowłosego, przełykając ślinę.
- Przepraszam. Zaraz wrócę, poczekaj proszę przy ladzie.-polecił, ostrożnie wstając.
Widziałem, że on także był pod wrażeniem tego, co przed sekundą się stało.
Również wstałem, wyciągając ku niemu dłoń, oniemiały, nie do końca świadomy tego, gdzie jestem i co robię.
-Min Yoongi.- przedstawiłem się cicho, bez przerwy patrząc mu w te ciemne, niebywale głębokie oczy.
Brawo Yoongi. Przedstawiłeś się w tak romantycznym miejscu, jakim jest zaplecze marketu. Piękny początek znajomości.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Zostawiam was z niedopowiedzianą końcówką, z niedosytem wrażeń (taki cel był, jak jest to nie wiem).
Nie wiem kiedy ponownie mnie tak silnie natchnie, ale obiecuję, że w przeciągu miesiąca powinien pojawić się nowy rozdział...Nie wcześniej niż przed Young Forever, bo wiem, że przy YF będzie mi się najlepiej pisało ^^
Wasze komentarze naprawdę mnie motywują, więc zostawcie po sobie cokolwiek
YOU ARE READING
New beginning.
Novela JuvenilYoongi rozpaczający po utracie Jimina ucieka w świat monotonii, jednocześnie gubiąc swoje miejsce w okrutnym społeczeństwie. Jednak dzięki pewnemu zdarzeniu poznaje on przeuroczego Jung Hoseoka. Czy Hoseok będzie wstanie wykrzesać jakiekolwiek ucz...