Zeszłam po cichutku na dół w krótkich dresowych spodenkach i przydużej czarnej bluzce mojego Alfy. Celem tego całego cichego przedstawienia była kuchnia. A dokładniej plecy mojego taty. Bety naszej watahy. Było bardzo cicho. Za cicho. Pewnie nadsłuchje. Skubany jeden. Nie zaprzestając chodzenia na palcach w puchatych skarpetkach dążyłam do celu. Minełam ostatnie skrzypiące deski w podłodze i rzuciłam się na mojego tatę. Wszyscy rykneli śmiechem. Po części moimi puchowymi skarpetami w serduszka oraz krzykiem wydobyłym się z gardła tego twardziela pode mną. Kocham go. Kocham ich. Tych wszystkich, którzy są dla mnie watahą. Tylko jest jeden wyjątek. Nasz alfa. Tak wiem, to na chuja śpie w jego bluzce? O to jest pytanie. Bo mi kazał kutafon jeden. Nie wiem czemu. Ale w tedy po raz pierwszy użył na mnie głosu Alfy. I właśnie wtedy stracił przyjaciółkę. No niby rozkaz dany od Alfy TYM głosem jest nie do zwyciężenia i jest krótko trwały, bo jednorazowy. Ale on powiedział że ZAWSZE mam w tym spać. Hej, ale są plusy. Tylko spać, a nie chodzić. Marny ze mnie optymista. Heh. Tata spojrzał na moje stopy i zaśmiał się gorzko ale wesoło.
- Zmiana taktyki? To dla tego cie nie było słychać!- odchrząknął i szepnął mi na ucho- musimy porozmawiać skarbie- radość zeszła mi wręcz natychmiastowo z twarzy tak jak ja z jego pleców. Poszłam się przytulić do mamy i odwróciłam się do jej męża.
- Słucham ojcze- po tych słowach ojciec wcisnął mi kanapki do buzi, potargał po głowie i zaprowadził do salonu. Mama szła obok nas. Usiedliśmy a on westchnął.
- Znaleźli ci partnera - powiedział nie patrząc na mnie.
- Co!? Kto!?- wyplułam kanapkę.
- Rada.
- I moje zdanie się nie liczy!? To ja mam decydować o swoim losie! O moich decyzjach! O moim partnerze! Nie banda staruchów siedząca cały czas w jednym budynku i czytająca w księżycu! Co to za bzdury!? - ojciec mocno uderzył w stolik, aż się biedak połamał. Matka go upomniała.
- Nie krzycz na mnie i nie obrażaj rady! Twoje dzieciństwo i różowe wizję świata się skończyły. Nie zachowuj się jak smarkula i znaj swoje miejsce!- wydarł się na mnie patrząc w moje oczy. Jak on łatwo się zmieniał.
- Bo co!?- huknęłam bez zastanowienia. Beta wstał z furią w oczach. Zaczął do mnie podchodzić z zamiarem uciszenia mnie uderzeniem. Skuliłam się. To nie był już mój tata. To był bezwzględny beta tej watahy. Nagle moja mama stanęła przede mną ochraniając własnym ciałem.
- Greg, odsuń się. W tej chwili - wywarczała doniośle. Nigdy jej tak złej nie widziałam. Mężczyzna opuścił rękę i cofnął o krok.
- Miranda, nie chroń jej. Zasługuje na karę.
- Nie Miranduj mi tu! I będę ją chronić do końca świata! To mój szczeniak! Nie będziesz jej karał. Nie póki żyje. Jeśli ją tylko tkniesz...- warczała i krzyczała jednocześnie. W oczach była nienawiść, miłość i ogromne łzy. Za to ją kochałam. Za oddanie i poświęcenie...dla mnie. Ja jej odwdzieczałam się tym samym. Nie tak jak ona, bo była w tym mistrzynią ale z całych moich sił.
- Miranda. Odsuń się. Nie chcę ci robić krzywdy. Wiesz to dobrze.
- No spróbuj!- warkneła a mi się zdawało że widzę jak jej wilczyca się cała najeża i obnaża wszystkie zęby. Ojciec mimo niemej groźby i wyzwaniu podszedł do niej i o zgrozo... rzucił nią. Na szczęście w ręce swego przyjaciela. Zostałam sama. Moja mama zmieniła postać i zaatakowała faceta utrudniającego jej obronę córki. Potem zaczęła biec tu. Do mnie. Do taty z ręką w górze. Nie cały metr od mojego wątłego przy nim ciała. Była blisko. Ale nie zdążyła. Zostałam spoliczkowana tak mocno że teraz leżałam na ziemi i ją całowałam drugią stroną twarzy. Brązowa wilczyca sekundę po moim upadku wgryzła się w przedramie taty. Zaczął się szarpać.
- Zostaw. - usłyszałam głos bezwzględny. Głos Alfy. Moja mama puściła go ale dalej warczała. - Przemień się. - I tak się stało. Zamiast majestatycznego czekoladowego zwierzęcia stała kobieta w pozycji gotowej do ataku. Zmieniła ją w trybie natychmiastowym. Wyprostowała się i podeszła do mnie ze łzami w oczach. Pomogła wstać i spojrzała na mojego tatę z wielką raną szarpaną na ręce.
- Od dziś śpisz na dworze!- fukneła zła, skłoniła się przed Alfą i poszła z otepiałą mną na górę do mojego pokoju. Nigdy nie widziałam jej w tym stanie. Gdy weszłyśmy do pokoju kazała mi usiąść na łóżku. Klękneła przede mną i nie wiadomo skąd wyjęła apteczke. Wyjęła z niej maść i wmasowała w obolałą połowe twarzy.
- Dziękuję mamo. -wtuliłam się w nią na ziemi i zaczęłam płakać.- Tak bardzo Cię kocham - szlochałam.
- Nie ma za co włochata bestio moja- pocałowała mnie w czoło i zaśmiała się, a ja razem z nią. Zawsze tak do mnie mówiła gdy byłam mała żeby mnie pocieszyć. Siedziałyśmy tak na ziemi przytulając się do siebie aż ktoś nie zapukał do drzwi. Zaciągnełam się zapachem do okoła i wyczułam że to tata. Spanikowana spojrzałam w oczy mojej rodzicielki. Jej wzrok i uśmiech uspokoiły mnie.
- Miranda jesteś tam ze skarbem?
- Odejdź Greg - warkneła.
- Proszę wpuście mnie.
- Nie- odpowiedziałam pewnie.
- To chociaż oddaj mamę.
- Po co ci ona?
- Chce wynegocjować chociaż kanapę. Na dworze ma być bardzo zimno. A ja nie mogę zmienić postaci- zaskomlał.
- To się ciepło ubierz- odfukneła mama a ja zachichotałam na jej zadowoloną minę.
- Miranda...- zajęczał.
- Spadaj! Muszę się zająć moim szczeniaczkiem po tym co jej zrobiłeś potworze.- dobrze wiedziała że to go zaboli. Zapiszczał żałośnie i odszedł z pod mych drzwi.
- Mamo mam 17 lat -zaśmiałam się i pocałowałam ją w polik a ona mnie w nos.
- I tak jesteś moim szczeniaczkiem. - po tych słowach zmieniła skórę i położyła się na moich nogach liżąc moje dłonie. Ja również dołączyłam do niej zmieniają się w wilczyce. Położyłyśmy się na dywanie wtulone łbami w futra i liżąc się nawzajem po grzbietach, głowach. Tego było mi trzeba. Miłości i czasu z mamą. Najlepszą mamą pod słońcem.
*****
Obudziłam się w tej samej pozycji w której usnełyśmy. Była godzina 14:38.
Wstałam polizałam mamę po nosie i zmieniłam postać. Pogłaskałam ją po głowie i poszłam się umyć. Ubrałam się w czarne leginsy i czerwoną koszulę w kartkę. Wyszłam z jeszcze mokrymi włosami i nie dowierzałam oczom. Na moim dywanie w dalszym ciągu leżała czekoladowa kulka futra.
- O mamo- mruknęłam pod nosem.- Mamusiu, czas na obiad- zaświergotałam jej do wilczego ucha. Ona nim machneła i wydała dziwny dźwięk. Widząc że nie ma najmniejszej ochoty się ruszyć a co dopiero przemieniać, wzięłam głęboki wdech, owinełam ją w kocyk i podniosłam. Otworzyłam drzwi, przeszłam cały korytarz, weszłam do ich pokoju i położyłam ją na łóżku. Zamknęłam drzwi na klucz, który położyłam na karteczkę na szafce nocnej. Na kawałku papieru było napisane że drzwi są zamknięte, ja bezpieczna, że ją tu przeniosłam oraz wyszłam przez okno. Podpisałam się imieniem oraz serduszkiem. Stanęłam na krawędzi parapetu i wyskoczyłam. Pod stopami poczułam liście i trawę. Jestem w ogrodzie. Weszłam ponownie do domu. Chciałam dostać się do pokoju, ale głos Alfy mnie zatrzymał. Zatrzymałam się w salonie. Obok wzywajacego mnie Krisa siedział ojciec z brakiem śladów po zębach.
- Tak Alfo? - zapytałam cicho.
- Chodź do mnie. - podeszłam a on posadził mnie na swoich kolanach. Wrrr.
- Podobno masz znalezionego partnera- wymruczał mi do ucha i przejechał nosem po mojej szyi nie przejmując się moim tatą siedzącym obok. - Greg powiedz mi wszystko.- Tata skinął głową i zaczął opowiadać 20-latkowi o mojej "przyszłości". Chłopak słuchał uważnie robiąc rzeczy dekoncentrujące mnie i nie pozwalające mi na zrozumienie słów ojca. Całował mnie po szyi, jeździł dłonią po boku mojej tali lub udzie, przygryzał moje ucho, wiercił pode mną, smyrał nosem. A ja nie mogłam się sprzeciwić. Mój ojciec też. Nikt nie mógł . To było żenujące i upokarzające, choć również podniecające. Wredny facet. Grrr. Zaprzestał swoich ruchów słysząc datę mojej " przeprowadzki". To już za 2 dni. Nie wierzę. Nie zmuszą mnie. Co to to nie.
CZYTASZ
Bądź grzeczną dziewczynką
WerewolfKolejne opowiadanko z moich zakurzonych pułek. Serdecznie zapraszam do mojej krainy😊