Prolog - "weird colours"

841 57 2
                                    

[L]

Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj.
Kiedy się obudziłem zobaczyłem błyszczące krople na małym oknie mojego pokoju. Przez chwilę zachwycałem się tym, jak ścigają się nie wiedząc jeszcze, że to droga ku ich destrukcji. Lubiłem deszcz, od zawsze wydawał mi się bardziej...magiczny niż słońce. Zresztą skąd miałem wiedzieć jak naprawdę wygląda.
Zszedłem do małej kuchni i przeczytawszy krótką notkę od mamy wiszącą na lodówce zacząłem kręcić się po pomieszczeniu z zamiarem przygotowania śniadania. Byłem beznadziejnym kucharzem. Może i miałem wtedy dwanaście lat, ale od tego czasu moje umiejętności wcale się nie zmieniły. Kanapki, a co najwyżej jajecznica były moim stałym porannym posiłkiem.
Usiadłem na mojej bezbarwnej kanapie wraz z moim bezbarwnym talerzem i szarą jajecznicą zajmującą większość jego powierzchni. Wziąłem do ręki bezbarwny pilot i włączywszy bezbarwną telewizję zacząłem jeść.
Około godziny później usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Dobrze wiedziałem kogo się spodziewać. Przeciagnąłem się leniwie i ruszyłem w stronę drzwi. Za nimi stał Harry, dokładnie tak jak się spodziewałem. Dziesięcioletni Harry Styles. Mój najlepszy przyjaciel.
Przyjaciel.
Kiedyś rozmyślałem o tym jak bardzo podoba mi się jego bezbarwny uśmiech. Mimo, iż występował w dokładnie takich samych odcieniach szarości, było w nim coś...coś takiego co rozswietlało otoczenie. Ale przecież nie widziałem kolorów, więc nie mógł być nikim innym niż przyjacielem.
Tak bardzo się myliłem.
"Cześć"
Usłyszawszy to uśmiechnąłem się do niego.
A on odwzajemnił uśmiech.
Powoli, a potem coraz to szybciej otoczenie zaczęło się zmieniać. Zobaczyłem jego śnieżnobiałe żeby kontrastujące z czerwienią ust, nieco bladą skórę twarzy i policzki rozognione rumieńcem.
I ujrzałem po raz pierwszy jego oczy.
Zielone tęczówki.
Jego zielone tęczówki przyprawiły mnie o zawrót głowy i, cholera, dobrze że on nie widział kolorów, inaczej uciekłby widząc szkarłat na mojej twarzy.
Po chwili wszystko się rozmazało a gdy się obudziłem leżałem na swojej szarej kanapie. Tylko że...nie była szara. Miała odcień ciemnego fioletu.
"Nic ci nie jest?"
Usłyszałem i automatycznie spojrzałem na osobę siedzącą obok. Uśmiechnąłem się na widok soczystej zieleni wypełniającej jego oczy.
"Boże Louis! Nie masz pojęcia jak mnie przestraszyłeś."
Powoli podniosłem się do pozycji siedzącej. Milczałem i tylko wpatrywałem się w Harry'ego niczym w dzieło Picassa.
Niestety szybko musiałem wrócić na ziemię, przecież on nie wie. Nie wie i nie może wiedzieć, że widzę jego malinowe usta i zielone oczy.
Nie może wiedzieć, że widzę kolory.
"Może zagramy w jakąś grę?"
Zapytałem chwytając o kontroler od playstation.

*

Po kilku godzinach odprowadziłem mojego przyjaciela Harry'ego do drzwi. Kiedy wyszedł jeszcze przez chwilę spoglądałem w niebo. Zza delikatnej szarości chmur wydobywały się złociste promienie. Przez chwilę byłem w tak wielkim szoku, że nawet nie skojarzyłem ich że słońcem. Gwiazda rozświetlająca naszą planetę była...piękna. Nie mogłem uwierzyć, że tak długo nie byłem w stanie tego zauważyć.

i saw colours because of you {Larry Stylinson}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz