2

2K 157 48
                                    

<Minnie's pov>
Kiedy po raz pierwszy zwymiotowałam miałem ochotę rzucić czymś o ścianę. Bo nie. Nie jestem głupia, nigdy mi się to przedtem nie zdarzało; wiedziałam, że może to oznaczać tylko jedno.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam ryczeć. Wydawało się jakby los zmienił zdanie co do świata i zaczął pierdolić każdemu życie.
Jutro miałam wyjechać z chłopami w trasę na kilka miesięcy.
Cokolwiek się miało wydarzyć w przeciągu tego czasu, wiedziałam, że będę ciągle w centrum uwagi i w końcu, wcześniej czy później, każdy się dowie. Fanki mnie znienawidzą, a ja sama siebie zapewne też.
Przetarłam oczy knykciami i zaszlochałam ostatni raz trzymając się nadziei, że to wszystko tylko mi się wydaje i że bez potwierdzenia nie mogę obstawiać niczego.
Uwierzę dopiero kiedy zobaczę pozytywny test ciążowy bądź usłyszę te okropne słowa od ginekologa. Tak.
Na ten moment nie miałam siły na myślenie o tym, przejmowanie, czy czym gorsza wyjście z domu do apteki po to plastikowe gówno.
Chciałam tylko spać, jak najdłużej się da, dopóki ktoś by mną nie potrząsnął i nie obudził.
<>
Spotkaliśmy się wszyscy na lotnisku LAX. Liam z Zaynem i Niallem przyjechali osobną limuzyną, Louis z Eleanor swoim autem.
Nie przyszłam się przywitać.
Siedziałam na siedziskach oczekując przyjścia Harry'ego.
Wszyscy mnie zauważyli, ale przez to, że udawałam, że ich nie widzę, żaden z nich nie podszedł do mnie bliżej. Nie miałam im za złe nie wpraszania się. Wyglądałam jak gówno. Nie pomalowałam się i prawdopodobnie ubrałam na siebie same ciuchy z tyłu szafy, te workowate, czarne, szare. Jako urodzona buntowniczka chciałam wyrazić w ten sposób swój obecny nastrój....W każdym razie, też bym do siebie nie podeszła.
Kiedy większość osób już przybyła i wepchała się w nagrupowane miejsce, zobaczyłam w końcu Harry'ego, który przebiegł przez otwierane drzwi, omijając resztę, by otulić mnie ciasno ramionami. Podniósł mnie lekko w powietrzu przez co z moich ust wydostał się radosny pisk.
Pierwszy raz od kilkunastu godzin pozwoliłam pojawić się uśmiechowi na mojej twarzy.
"Przepraszam za spóźnienie, kruszynko." szepnął "Były korki, a miałem ochotę na przejechanie się motorem." pocałował mnie w czubek głowy "Tęskniłem za tobą bardzo. Mówiłem ci żebyś została ze mną."
"Rodzina by mnie zatłukła gdybym przed trasą nie pokazała im, że wciąż żyję" zaśmiałam się odchylając się lekko z jego uścisku by przyjrzeć się jak dzisiaj jest ubrany.
Czarna skórzana kurtka. Jego ulubione spodnie z dziurami. Szara bluza.
Włosy rozpuszczone, wyglądały jakby ich nawet nie przeczesał. Ale to był właśnie jego urok, no nie?
Założył mi za ucho kosmyk włosów i patrzył w skupieniu. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, a zarazem nie potrafił tego wykrztusić.
Porzucając nachodzącą myśl - która pewnie dotyczyła mojego dzisiejszego ubioru, ok- objął mnie w talii i wziął ode mnie torbę z ciężkimi bagażami.
"Wszystko okay, prawda?" spytał najciszej jak się dało.
Przytaknęłam słabo "Tak"
Po czym dał spokój z tematem by przywitać się z zespołem, stylistkami i managerami.
<>
W prywatnym vanie posadzono mnie pomiędzy Niallem, a Harry'm. Nie skupiałam się jakoś bardzo nad tematem ich rozmowy- będąc zbyt pochłonięta błądzeniem i analizowaniem moich zmartwień- ale wszystko się zmieniło gdy zaczęłam wychwytywać pojedyncze, kluczowe słowa:
zmiana
daty
ślubu
louis
eleanor
"Co?!" krzyknęłam nagle, patrząc to na jednego to na drugiego. Oboje zdezorientowani moją gwałtowną reakcją, bo wow, ja naprawdę gadam, choć od chyba dwóch godzin nie odezwałam się słowem "Jak to przełożyli datę ślubu? Po co?"
"Louis stwierdził, że nie ma na co czekać" odpowiedział Niall wzdychając i opierając głowę o szybę "Wiesz, najgorsze jest to, że jak patrzę tak na nich z boku to oni wcale nie wydają się szczęśliwi? Myślicie, że to faktycznie ma związek z tym, że chce się zmusić do niej? By nie wyjść na geja?"
Rzuciłam Harry'emu krótkie, porozumiewawcze spojrzenie.
"Tak, Niall, jestem pewna, że to jest jego cel" powiedziałam zajmując się zbieraniem ze spodni kilku małych farfocli "Ale nie powie ci tego. Chce wierzyć, że uda mu się stworzyć z Eleanor szczęśliwy związek..."
"A ty Harry?" przerwał mi.
Dopiero po chwili zrozumiałam znaczenie jego pytania. Od początku naszej znajomości zastanawiam się czy rzeczywiście nie jestem dla Harry'ego taką Eleanor. Laską, która zastąpi Louisa. Laską, która mu go przypomina.
Osobą, która na siłę ma wytworzyć w nim iluzję miłości.
Spuściłam głowę znowu bawiąc się czyszczeniem spodni.
"Jak możesz, Niall?!" krzyknął Harry podnosząc się z oparcia "Wątpisz w to, że kocham Minnie, tak?!"
"Nie, ja tylko..."
"Nie odzywaj się już, dobrze? Nie cierpię tego, że nikt mi nie wierzy! Tego, że wszyscy widzą we mnie drugiego Louisa, który znalazł sobie kogoś na pocieszenie. Jeśli takie macie o mnie wyobrażenie to serio, pierdolcie się wszyscy!"
Odwrócił się w stronę okna, nerwowo bawiąc się klamką. Gdybym go nie znała pomyślałabym, że chce otworzyć drzwi i wyskoczyć.
Przegryzał mocno dolną wargę; znałam go wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że to jest jego częsty tik, nad którym nie panował, gdy ktoś lub coś go wkurzyło.
"Min, w poniedziałek, po koncercie w Pasadenie, przyjeżdżają twoi i moi rodzice na kolację." oznajmił.
Okay, to nowość, pomyślałam.
"Nic mi nie powiedzieli..."
"To miała być niespodzianka" wzruszył ramionami "Zaprosiłem też chłopaków i twoje koleżanki."
Chwycił mnie za dłoń głaszcząc delikatnie jej wierzch. Bałam się, że odwala teraz pokazówkę przed Niallem, żeby udowodnić mu jak mnie kocha.
Nie pytajcie czemu, ale ostatnio miałam co rusz takie myśli. I naprawdę w nie wierzyłam przez co stawałam się rozdrażniona.
"Niech będzie"
Nie mogłam mu powiedzieć, że te jego "niespodzianki" też mnie wkurwiały. Wszystko ustalał za moimi plecami i jeszcze dowiadywałam się wszystkiego na ostatnią chwilę.

Dotarliśmy do hotelu 20 minut później.
Oddaliliśmy się od innych bez słowa, biorąc z recepcji kartę i znikając za drzwiami windy.
<>
Wieczorem mieli próbę.
Wychodziło na to, że miałam 2 godziny tylko i wyłącznie dla siebie. Umierałam z nudów i przekonania, że muszę coś wreszcie ze sobą zrobić, przebrałam się szybko z luźnych ciuchów i wyszłam na miasto. Nałożyłam na głowę kaptur i ukryłam ręce w kieszeniach.
Tuż przy aptece zaatakowały mnie papsy i tabun fanów. Naciskały na drzwi przez które przez sekundę weszłam, krzycząc, że mnie kochają bądź nienawidzą. Jakiś ochroniarz od razu zainterweniował blokując im dostęp do sklepu.
No cóż. Pomachałam im przez oddzielającą nas ścianę.
Podeszłam do okienka przy którym krzątała się z jakimiś receptami farmaceutka.
"W czym mogę pomóc?" spytała miło podnosząc z nad papierów na mnie wzrok.
"Poproszę...2 testy ciążowe?" odchrząknęłam "I prosiłabym o zachowanie tego w tajemnicy, gdyby można? Dopłacę?"
Kobieta przytaknęła biorąc z półki białe pudełeczka z jakimiś nadrukowanymi na nimi dziećmi. Widziałam, że jedno opakowanie kosztowało 3 dolary, ale gdy podała mi paragon zobaczyłam, że naliczyła mi też za usługę dotrzymania sekretu.
Szmata.
Rzuciłam jej na blat 20 dolarów i wcisnęłam do torebki podaną mi torebkę.
Gdy przeciskałam się przez tłumy fanek, nie myślałam już o niczym innym.
To się dzieje naprawdę.
W mojej torebce są t e s t y ciążowe, bo bardzo możliwe, że jestem w ciąży.
Z Harrym Stylesem.
"Minnie! Możemy prosić o zdjęcie? Proszę, proszę, jesteś naszą idolką..."
Zatrzymałam się na szybką sesję z...pięcioma....dziesięcioma....szesnastoma dziewczynami.... Przerwałam kiedy zobaczyłam na ekraniku jednej laski, że zostało pół godziny do końca ich próby.
"Przepraszam, słońca, ale muszę już lecieć" uśmiechnęłam się ciepło poprawiając na ramieniu torbę "Miłego dnia"
I odeszłam nie oglądając się już za siebie.
<>
Siedziałam rozkraczona na kiblu i patrzyłam się na dwie różowe, pieprzone kreski, oznaczające według historii w instrukcji "w ciąży".
"Kurwa" opuściłam to dziadostwo na ziemię i zakryłam rękami twarz. Nie chciałam tego dziecka. Nie chciałam go nosić, czuć, a już tym bardziej rodzić.
Byłam rozdygotana, bo nigdy nie podejrzewałam, że coś takiego mi się przytrafi. W filmach może, przecież to wymysł jakiegoś bujnego wyobraźni reżysera, ale nie w prawdziwym życiu. Na miłość boską, dlaczego?!
Rozpakowałam drugie pudełeczko z drugim testem ciążowym. Ponowiłam czynność, nasikałam na wyznaczone miejsce i odczekałam chwilę.
Pozytywny.
Rozpłakałam się na dobre, wstając na nogach jak z waty. To nie jest pomyłka.
To nie jest żart.
Będę miała dziecko z Harrym Stylesem.
<>
Zeszłam na parter gdzie cały zespół wychodził właśnie z sali nagraniowej. Harry śmiał się z czegoś z Liamem, a Zayn podawał Louisowi fajkę wskazując głową dwór.
Nialla nigdzie nie zaobserwowałam, ale mogłam podejrzewać, że pod 2 godzinach zgłodniał i gdzieś teraz podjada.
"Min!" ucieszył się na mój widok Harry całując mnie w usta, odsunął się ode mnie po szturchnięciu palcem w nos "Pójdziemy coś zjeść? Pewnie zgłodniałaś, z resztą jak my. Mają tu fajną kawiarenkę."
"Możemy" pomachałam Liamowi "Tak w ogóle to cześć"
"Hej" odpowiedział roześmiany "Korzystając z okazji, że jesteśmy sami...jeszcze raz chciałabym wam pogratulować, to niesamowite, że już..." pokazał palcem na mnie i Harry'ego.
Zmarszczyłam brwi, wsłuchując się w moje szalone bicie serca.
"Że co już?" spytałam przerażona.
Skąd by miał o tym wiedzieć?
Boże, nie może wiedzieć.
Spojrzeli po sobie zdziwieni.
"Zaręczyn?" odpowiedział pytaniem.
Odetchnęłam, odganiając szybkim mruganiem łzy. Jestem taka nieogarnięta.
"Zapomniałaś już kochanie?" wydukał Harry przechylając głowę.
"Nie, jasne, że nie" wystawiłam dumnie rękę z pierścionkiem "Nigdy" cmoknęłam go dla niepoznaki w policzek i pociągnęłam do windy do kafaterii. Zrobiłabym wszystko, żeby zatuszować moje spanikowane- ale uzasadnione- zachowanie.

Zajęliśmy w trójkę stolik na dworze; nad rozłożystym parasolem by nikt nas nie rozpoznał.
Albo bardziej żebyśmy nie rzucali się w oczy.
Kelner obsłużył nas dość szybko, serwując duży talerz frytek i kurczaczków. Przyniósł nam też szampana, wino i colę.
Przez chwilę chciałam poprosić go o osobną szklankę wody, będąc świadoma, że w ciąży nie można pić alkoholu...ale z drugiej strony naszło mnie, że skoro i tak nie chcę tego dziecka, to co za różnica? Może uda mi się poronić.
Dlatego nastawiłam Harry'emu pod butelkę porto kieliszek.
Uśmiechnął się do mnie kpiąco i nalał trunku po brzegi.
Oh, nie uśmiechałbyś się tak gdybyś wiedział co robisz.
Nawet nie chcę sobie wyobrażać jak by się wkurzył gdyby się dowiedział prawdy. Nie znam drugiego takiego człowieka, który kocha małe dzieci tak bardzo jak Harry. Czy też takiego co największą słabością są ciężarne laski.
"No, Sophia jutro przyleci, miała spotkanie z przyjaciółkami..."
Może to niemiłe, ale go nie słuchałam. Zwyczajnie nie kontaktowałam ze światem wokół mnie.
Wszystko wydawało się takie normalne, jak zwykle. Drzewa, stoliki, ptaki, ludzie...
Ale wprawdzie wszystko już dzisiaj było inne.
I inaczej na to wszystko patrzyłam.
Przez pryzmat pojęcia, że zostanę matką.
Obserwowałam jak z hotelu napływa ludzi na zewnątrz. I z nie wiadomych powodów nie umiałam oderwać wzroku od drzwi, jakby mój mózg wiedział, że kogoś wyczekuję.
Co wyjaśniło się gdy w końcu przeszli przez nie Louis i Eleanor praktycznie pieprzący się na stojąco.
Patrzyłam zdegustowana na tworzący się przede mną obrazek.
Nawet nie wiem kiedy zaczęłam nabierać coraz większe łyki wina.
Fuj.
Jak można to shippować.
Brać za przykład czy choćby wierzyć.
Louis posadził ją na leżaku, po czym położył się na niej wykonują posuwiste ruchy. Zaczął ją całować z języczkiem i poruszać mocniej biodrami...
Zwymiotowałam pod moje nogi, upadając na kolana i zbijając o poręcz krzesła kieliszek. Harry natychmiast rzucił się mi na pomoc. Był w szoku. I na sto procent zmartwiony.
"Boże, kochanie, co ci jest?!" odgarnął mi obklejone śliną włosy i zaczął pospiesznie szukać w kieszeniach chusteczki. Znalazł jedną i obtarł mi nią usta. "Jezu, Min..."
"Nic mi nie jest, już dobrze..."
"Nie kłam, okay? Widziałem już z rana, że coś ci jest." westchnął ze zmęczeniem pomagając mi postawić się na nogi "Byłaś u lekarza?" spytał, ale nie czekając na moją odpowiedź machnął ręką "Oczywiście, że nie, to ty. Liam, zadzwoniłbyś do naszego żeby przyjechał?"
"Nie!" krzyknęłam wyrywając się z jego uścisku "Jak mówię, że nic mi nie jest, to tak jest. Przestań wyolbrzymiać, zdarza się, wiesz?" wzięłam od niego chustkę i przetarłam znowu okolicę ust "Już mi dobrze."
I no tak. Od tamtego momentu Harry trzyma się ode mnie na dystans. I nie zaszczyca mnie ani jednym słowem.
<>
"Wychodzę na imprezę!"
Podniosłam się z materaca, odgarniając do tyłu skołtunione włosy. Jedną ręką zakładał na siebie płaszcz, drugą odpisywał komuś na wiadomość.
Była pierwsza w nocy. Dlaczego nie wyszedł wcześniej? I po co mnie w ogóle budził?
"Baw się dobrze" jęknęłam ospale opadając znowu na poduszkę.
Nie odpowiedział mi, usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwi. W apartamencie zapadła grobowa cisza.
Wcale mi to już nie przeszkadzało.
<>
<Harry's pov>
Jakbym cofnął się w czasie. Siedziałem przy barze popijając drinki. Jedyne co się różniło to barman. Nie było tu Alfreda, jedynie jakiś Danny.
"Przyszedłeś!"
Objęła mnie trójka moich przyjaciół, rozwalając ułożoną fryzurę i ciągnąc ze stołka do tyłu. "Jednak dalej jesteś niezależny, sprzeciwiała się?"
Nie chciałam im mówić, że tak naprawdę to miała wyjebane. Nie rozumiałem jej. Zero zazdrości, zero jakiejkolwiek ludzkiej reakcji. Co jest z nią nie tak?
Na serio. CO.
"Tak" zaśmiałem się sztucznie dokańczając swój różowy napój "Ale kiedy jej obiecałem, że innym razem pooglądamy co chce, sama wręcz wypchnęła mnie za drzwi"
Wybuchnęli śmiechem wskakując na siedzenia obok mnie. Zamówili tequile i szkocką whisky, która zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Gadali o wszystkim i o niczym, słuchałem pobieżnie i co jakiś czas przytakiwałem. Lepiej było to wytrzymać będąc napranym.
"A gdzie LOUIS LADS" krzyknął Niall rozglądając się. Wychylił się poza ladę by przywołać barmana "Więcej mi lej, koleś, ciągle nalewasz do połowy, co z tobą nie tak"
Rzecz w tym, że Louis tu także był. Widziałem jak siedzi w kącie za grupą szalejących ludzi. Popijał sam chyba z dziesiąty shot, luźno rozkładając się na sofie. Odmawiał każdej dziwce i dziewczynie, która prosiła go o taniec.
Nie żebym go obserwował.
Po prostu rzucił mi się w oczy. Gdzieś z początku imprezy.
To nie było tak, że ignorowałem chłopaków, bo byłem zbyt zajęty obczajaniem go.
Nie.
Po prostu...ładnie się dziś ubrał.
Opinała go ta czarna koszulka z 'love will tear us apart'.... i jegginsy. Na głowę nałożył do połowy beanie.
Moją beanie.
To było jak strzał w moje cierpiące serce.
"Idę się załatwić" rzuciłem na odchodne i poszedłem w przeciwnym kierunku niż są toalety. Prosto w pułapkę.
Przycupnąłem obok niego. Na początku wydawał się mnie nie zauważać, popijał spokojnie alkohol i patrzył się przed siebie.
Ale tylko udawał.
Nawet pijany był bardzo ogarnięty, wiedziałem to.
"Witaj" wymamrotał rzucając na stolik szklankę "Dawno nie byliśmy tak blisko siebie."
"Bo przy każdym moim kroku odskakiwałeś"
Wbił we mnie swój wzrok.
"Przestaniesz mnie wreszcie nazywać tchórzem?"
"Nie nazwałem..."
"Wiem co sobie myślisz, dobrze? Ale czy ty, kurwa, zdajesz sobie sprawę, że nie mogę inaczej?" zacisnął zęby i zadał pierwszy cios w moje ramię "Zniszczyliby nas. ZNISZCZYLI, STYLES."
"Od zawsze o n i byli ważniejsi, prawda?"
Prychnąłem gdy Louis zaczął mnie okładać po klatce piersiowej i brzuchu. Nie bardzo bolało, a że kiedyś mu obiecałem, że zniosę każdy ból i na wszystko będę mu pozwalał, nie powstrzymałem go.
Miał prawo robić ze mną co chce.
Louis zacisnął ręce na moich nadgarstkach i przycisnął je do ściany z tyłu. W jego oczach tliła się prawdziwa furia. I z pewnością jeszcze strach. Wszystkie emocje, które od dawna tak długo w sobie nosił.
Klęknął tak, że pomiędzy były moje kolana. Poczułem jeszcze jak zacieśnia ścisk na rękach.
"Lou, czy ty zdajesz sobie sprawę co mi to przypomina?" zagadałem.
Wypchnąłem biodra do góry "Wiesz jak to wygląda, LouLou?"
'LouLou' jedno proste słowo, które działało na niego jak włącznik z światłem. Przełknął głośno ślinę, powstrzymując cisnące się mu do oczu łzy. Nim się obejrzałem totalnie usiadł mi na podołku, powoli opuszczając w dół nasze ręce.
Nie wiem kiedy, jak, ale sceneria się zmieniła i teraz przyciskał mnie całym swoim ciałem do łazienkowej kabiny. To jak mnie całował, było porównywalne do orgazmu. Trzymał obie małe rączki na moich policzkach i przyciągał bliżej, bliżej...
"Ściągaj spodnie, Haz" szepnął wzburzony drażniąc się swoim kolanem z moim kroczem "Już"
Bez chwili zastanowienia to zrobiłem.
Boże, może faktycznie jestem dziwką. Męską dziwką, która zawsze ulegnie temu małemu skurwielowi.
Chwycił mojego penisa i poruszył na nim piąstką kilka razy. Uciekłem w moją ulubioną krainę. Jego dotyk przyprawiał mnie o najwspanialsze odczucia. I wspomnienia.
Pochylił się nad moim uchem dmuchając ciepłym powietrzem. Przyspieszył tempo od podstawy w dół, szybciej, gwałtowniej...potarł główkę kciukiem znowu wracając do wyuczonej czynności.
"Mam ochotę wypieprzyć twoją ciasną dziurkę, wiesz? Ale pewnie kurzy się w niej, bo tak dawno nikt jej nie odwiedzał." jęknąłem wbijając palce w jego ramię "Prawda? Dawno nikt porządnie cię nie wypieprzył, co nie Harry?"
"Mhghmm"
"Zawsze o tobie myślę." sapnął "Jak pode mną krzyczałeś, błagałeś o pozwolenie na dojście. Tak bardzo tego chciałeś, kochanie, tak bardzo"
"Louis...proszę"
"Wciąż to robisz" warknął biorąc urywany oddech "Wciąż tak bardzo tego chcesz"
Zacząłem płakać, ale sam nie wiem czy bardziej z rozkoszy, czy dlatego, bo tak bardzo za tym tęskniłem.
"Shhh, dziś pozwolę ci dojść kiedy tylko będziesz chciał" wyszeptał potulnie zasysając swoje usta na mojej szyi. Wolną ręką starł ze mnie pojedyncze łzy. "Zabrudzisz mi rączkę, Haz?"
I nie. Tego było za wiele.
Doszedłem szybko i bardzo mocno. Louis ściskał do samego końca główkę, przyprawiając mnie tym o zawroty głowy. Moja sperma rozprysła się na jego koszulkę. Całe palce miał we mnie. Boże. Ten widok....
Nie pamiętam kiedy czułem się tak dobrze. Całkowicie oddany temu doznaniu.
Czułem się opadnięty z sił, co tłumaczy moje zsunięcie się na czekające ramiona Louisa.
"Nareszcie w domu" powiedziałem.
Później niestety urwał mi się film.
<>
Słabe światło zza firanki, padało na moją twarz. Otworzyłem powoli oczy i miarowo przyzwyczajałem się do drażniącej światłości.
"Hej" przywitał się ze mną znany głos.
Spostrzegłem ją na fotelu czytającą jakąś modową gazetę. Pod brodę miała skulone nogi, a różowy, puchowy szlafrok przykrywał ją do połowy. Wyglądała na szczęśliwą.
"Hej..." odezwałem się niepewnie "Jak...jak tu trafiłem?"
"Louis" uśmiechnęła się otwierając magazyn na następnej stronie "Nieźle najebani byliście."
Otworzyłem szeroko usta, odbiegając wzrokiem w bok, daleko od niej, jak najdalej....jezus maria, zrobił mi to...
Zdradziłem Minnie. Zdradziłem Minnie z tym chujem.
Niech go kurwa szlag.
"Minnie..."
"Co ci?" odłożyła gazetę przysiadając blisko mnie, na brzegu materaca. Potarła delikatnie moją łydkę, na co niekontrolowanie się wzdrygnąłem.
Po czymś takim nie miała prawa się tak ze mną obnosić.
"Muszę ci coś powiedzieć." wyszeptałem. Do moich oczu napływały łzy. Do czego ja dopuściłem?
"Okay, chwila" podniosła w górę moją kołdrę by następnie się pod nią umiejscowić. Pomimo moich próśb, żeby tego nie robiła.
"Dajesz" powiedziała opierając głowę o rękę.
Długo leżałem w ciszy przecierając rękoma twarz. Zastanawiałem się czy powinienem jej mówić...Byłem przekonany, że po czymś takim zerwie nasze zaręczyny. A ja tego naprawdę nie chciałem. To co zrobiłem w nocy...to był błąd. Kochałem Minnie najbardziej na świecie.
"Boże, ja...ja w nocy..." zająknąłem się zaciskając oczy "Min...proszę nie zrywaj tylko ze mną, ja...."
"Powiedz mi o co chodzi."
"Zdradziłem cię" palnąłem szybko dusząc się płaczem "Ale..."
"Z Louisem?" przerwała.
Oderwałem dłonie i spojrzałem jej prosto w oczy. Nie widziałem w nich tego czego się spodziewałem. Zranienia. Szoku. Złości.
Nic takiego.
"Tak, skąd..."
"Mój boże, nareszcie" wypuściła ze świstem powietrze "Nareszcie"
"Co?" co to miało znaczyć "Co powiedziałaś?"
Myślałem, że się przesłyszałem. Bo...to co usłyszałem nie jest przecież logiczne, nie?
"No nareszcie, nie mam ci tego za złe, Haz" zachichotała splatając nasze ręce "Gdzie, jak..."
"Czekaj...co?!" nie było mnie stać na żadną inną odpowiedź "Co?!"
"Nieważne" machnęła ręką. Jeśli mnie oczy nie myliły, teraz wyglądała na zawstydzoną "Po prostu, wybaczam ci...to niczego nie zmienia."
"Niczego?! Tak po prostu puścisz mi to płazem?" patrzyłem na nią z niedowierzaniem "Czy zdajesz sobie sprawę o czym ja mówię? Zdradziłem cię, Minn, z d r a d z i ł e m"
"Zrozumiałam za pierwszym razem"
"I..."
"I nie mam z tym żadnego problemu, na miłość boską, ile razy mam ci to powtarzać?!"
"Jak możesz..." podniosłem się szybko na swoje nogi i rzuciłem się do drzwi by nałożyć na stopy buty.
Czułem się jakby jej nie zależało. Jakby miała gdzieś czy jestem z nią czy z kimś innym.
To bolało.
Musiałem się przewietrzyć.
Musiałem wyjść z tego pokoju.
"To nie jest normalne zachowanie, Minnie, wiesz o tym?"
Nie odpowiedziała. Wyszedłem.
<>
<Minnie's pov>
Poniedziałek. Obudziłam się w pustym i zimnym łóżku z nudnościami. Od dwóch dni Harry budził się specjalnie wcześnie, żeby nie musieć się rano ze mną widzieć.
Nie miałam pojęcia jak spędzał wtedy swój czas. Gdzie. Ale to nie było ważne, na pewno miał tu jakieś swoje ulubione miejsca. Los Angeles jest jak jego drugi dom.
Dziś mieli koncert, ale przed nim miała się odbyć ta koszmarna impreza na cześć naszych zaręczyn. Na stoliczku leżały ulotki restauracji i paragon za wynajęcie sali. Wszystko było już dopięte na ostatni guzik.
Umowna godzina była na 14, ale hello, narzeczonej może zdarzyć się spóźnić nie?
<>
Spóźniłam się o pół godziny.
Przez przypadek, miałam ochotę na pączka, więc poprosiłam szofera by zatrzymał się przed cukiernią. No bo z jakiej racji miałabym sobie odmówić. Ciążowe zachcianki, tak to się chyba zwie?
Weszłam do tego przystrojonej cukierkami sklepu i już na wejściu opadła mi szczęka... Wiecie ile tam rodzajów było?! Nie umiałam się zdecydować, jedno z posypką, drugie z lukrem inne jeszcze z kokosowymi wiórkami...skończyłam z dużym pudełkiem każdej jednej sztuki.
Kiedy dojechaliśmy pod restaurację podkradłam jednego i zaczęłam go łapczywie jeść. Resztę zostawiłam na siedzeniu, mając wielką nadzieję, że nikt żadnego z nich mi nie podje.
"Gdzie ty się podziewałaś?!" przywitał mnie Harry gdy tylko przekroczyłam próg. Zaciskał w powietrzu piąstkę, lekko poddenerwowany.
"Ciebie też miło widzieć, kochanie" uśmiechnęłam się do niego oblizując palce z lukru. Rozejrzałam się po sali i gościach. "Jak tu pięknie. O hej! Mamo, tato!"
Obeszłam wszystkich, których znałam i jak przykładna osoba współorganizująca spotkanie, chwilę z każdym porozmawiałam. Wszyscy złożyli mi po kilka razy gratulacje i po dwudziestym byłam już naprawdę zmęczona. Usiadłam przy stole i wlałam w siebie litry wody.
"Min"
Harry.
Zwróciłam się w jego stronę, trochę zdziwiona, że jego ton głosu był spokojny i miły. Od początku oddzielnie gadaliśmy z innym, nawet nie zaszczycając siebie spojrzeniem. Dziwne, że nikt nie zwrócił na to uwagi.
"Przepraszam cię za tamto, no wiesz..."
"Wybaczyłam ci już dawno" odrzekłam nalewając sobie do szklanki następną porcję wody.
"Nie za to" westchnął kucając przede mną by być ze mną na równi "Za to, że powiedziałem, że jesteś nienormalna. i jeszcze za to, że cię unikałem."
"Nie gniewam się" odpowiedziałam spokojnie.
"Dlaczego?!" podniósł głos warcząc z irytacji "Nie chciałem tak ostro, po prostu...czemu nie jesteś zła? Czemu wszystko po tobie tak spływa? Minnie, to mnie nurtuje, czemu o mnie nie walczysz..."
Bo chcę żebyś był z Louisem.
Nie no, nie mogłam tego powiedzieć. W trybie natychmiastowym wysłałby mnie na terapię.
"To nieprawda, walczę, ale zarazem jestem świadoma, że potrzebujesz swobody. Jak każdy człowiek, Haz."
Delikatnie musnęłam opuszkami palców jego policzek. Zauważyłam, że lekki uśmieszek zakradł się na jego usta i rozjaśnił kolor jego skóry. Oczy przepełnione uczuciem spoglądały na mnie z dołu.
"Kocham cię"
Ech.
"Ja ciebie też" szepnęłam ostatecznie.
<>
W połowie kolacji zjawił się niespodziewany gość.
Louis.
Obszedł z wyprostowanymi plecami stół, z niejaką wyższością, i usiadł na wolnym miejscu w rogu pomieszczenia. Wydawało się, że ktoś go zmusił na przyjście tutaj. Jakby wiedział, że jest ponad tą całą uroczystość.
Skończyliśmy akurat jeść- kaczkę z ziemniakami (w moim przypadku z frytkami) gdy rozniósł się dźwięk łyżeczki obijanej o cienkie szkło kieliszka.
Moja mama wstała, dumnie zwracając się w moją stronę.
Jezu tylko nie to.
"Córeczko" popatrzyła w sufit odganiając krótkimi mrugnięciami łzy "Nawet nie wiesz jak się cieszę...pamiętam dzień kiedy zaczęłaś słuchać tego zespołu, myślałam, że cię zatłukę, na replayu słuchałaś tych samych piosenek..."
"Mamo" ostrzegłam i kopnęłam pod stołem Harry'ego który ledwo powstrzymywał wybuch śmiechu.
"Tak. I pamiętam też dzień kiedy zaczęłaś shippować Harry'ego i Louisa..."
Harry zastygł obok mnie z ręką w powietrzu. Już mu do śmiechu nie było.
"MAMO" wytrzeszczyłam oczy "Proszę cię, usiądź, nikt nic nie musi mówić na forum..."
"Chciałam ładnie zacząć, Min! Czemu mi ciągle przerywasz?" oburzyła się "Po prostu tak bardzo się cieszę..."
"Już to mówiłaś, jesteś bardzo pijana, mamo, może lepiej by było gdybyś już usiadła, dobrze? Dla własnego dobra..."
"Myślałam, że jak już, to skończysz z Louisem, zawsze go tak idolizowałaś" kontynuowała "I wychwalałaś. Pamiętam. Nie mogłaś znieść Eleanor."
"Boże" oparłam się łokciami o stół i zakryłam rękami oczy.
To się nie mogło dziać naprawdę.
Mówiła coś dalej, ale na szczęście mój ojciec wrócił z palenia i zainterweniował. Chwała mu. Poprosił ją żeby usiadła i nie próbowała się już odzywać. W całym swoim życiu nie byłam mu tak wdzięczna jak byłam teraz.
Po długich przemowach, dwóch, czterech, nie żebym liczyła, poczułam, że muszę do toalety. Poszłam w ich kierunku, i praktycznie już otwierałam drzwi do damskiej gdy ktoś zamknął mi je przed nosem.
"Co do..."
Obróciłam się wokół własnej osi; za mną stał Louis przez co totalnie się zdziwiłam.
"Posłuchaj mnie" odezwał się mocnym głosem. Oparł się jedną ręką nade mną znów pragnąc dominacji. "Jeśli zranisz go, mojego Harry'ego, to kurwa przyrzekam, że się tobą zajmę. On się szybko przywiązuje. Chwilami jest jak dziecko, kochane i wrażliwe, dlatego, niech ja go tylko zobaczę smutnego, Minnie..."
"Co?" wybuchłam niepohamowanym śmiechem "Ty mi to mówisz, Louis? Ty? MI?"
"Nie próbuj odwracać kota ogonem..."
"Nie muszę, wiesz jak było i jest" warknęłam "Jedyną osoba która go dotychczas zraniła to ty."
Louis zacisnął zęby na wardze. Jego piękne kości policzkowe uwydatniły się pod wpływem spiętej szczęki.
"Spróbuj mu coś zrobić." powtórzył tylko "On zasługuje na najlepsze, a ty, moim przynajmniej zdaniem, nie wydajesz się odpowiednim materiałem."
"Uważaj jak chcesz" pisnęłam pociągając nosem "Nie jestem głupia, Louis, wiem, że niczego bardziej nie pragniecie od bycia ze sobą, ja..."
"Przestań pleść takie bzdury, boże, ty na serio nas shippowałaś? Dalej to robisz?"
Wypierał się go. Po tych wszystkich latach.
Pogrążyliśmy się w ciszy, patrząc sobie nieufnie w oczy.
On wiedział, że ja wiedziałam, że to co powiedział to nic jak ociekające kłamstwem zdania.
"Powiem ci coś" szepnęłam, Miałam dziwną potrzebę przebicia jego królewskiej postawy "Jestem w ciąży. Z Harrym. TWOIM Harrym."
Udało mi się. Louisa twarz zapadła się w szoku i pobladła. Zrobił kilka kroków w tył przełykając ciężko ślinę.
"Żartujesz, prawda?" obejrzał mnie od góry do dołu "Nie mówisz mi chyba, że...będziesz miała z nim dziecko?"
"To właśnie mówię." przytaknęłam lekko się uśmiechając "Wpadłam."
"Wpadłaś"
"Tak"
"Ty jebana dziwko!" krzyknął ciągnąc z rozpaczą włosy. Jego oczy błyszczały się jak dwa diamenty. "Jak mogłaś...nie wierzę! Nie kurwa, nie jesteś, nie możesz..." zaszlochał kopiąc z całej siły drzwi do męskiej ubikacji.
"Nie możesz...nie możesz..."
"Przykro mi, Louis." odpowiedziałam krótko zaszczycając go ostatnim spojrzeniem.
Tuż po tym z westchnięciem wycofałam się do toalet.
Miałam przejebane.
<>
Harry dowiedział się następnego dnia. Oczywiście pewnie podejrzewacie już jak.
Siedziałam na zewnątrz przy hotelowym basenie i oglądałam jak Liam i Sophia grają w ping ponga. Równocześnie słuchałam muzyki i popijałam drinka z baru.
Może bym go nawet nie usłyszała, ale zwrócił na siebie moją uwagę wyrywając mi kieliszek i roztrzaskując go jednym machnięciem o podłogę.
Każdy by w takich okolicznościach zareagował.
"Co ty robisz?!" wydarłam się ściągając jednym ruchem słuchawki z uszu "Co w ciebie wstąpiło?!"
"To prawda?" spytał wysokim głosem "Jesteś w ciąży?"
Zamilkłam nagle rozumiejąc.
"Cieszę się, że twoje kontakty z Louisem się polepszyły..."
"Zadałem pytanie" wskazał na mnie palcem "Jesteś?"
Jaki był sens ukrywania tego dalej? Wcześniej czy później i tak by się dowiedział w końcu jest ojcem.
Nie miałam wyjścia.
"Jestem" odpowiedziałam słabo unikając jego wzroku.
"Jezu...jezu, Min to...to cudownie, o mój boże" objął mnie w talii i mocno do siebie przytulił "To niemożliwe, który tydzień, kochanie? Cholera, będę tatą...będziemy rodzicami..."
"Hej, spokojnie" jęknęłam gdy zaczęło mi braknąć powietrza od coraz to mocniejszego uścisku "Nie wiem, nie byłam jeszcze na żadnej wizycie kontrolnej."
"Musisz iść, muszę iść z tobą" zaśmiał się przez łzy szczęścia "Mój boże, Min, to niesamowite, w życiu się tak nie nie cieszyłem"
"Widzę"
"Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś? I czemu dowiaduję się takich rzeczy od innych? Nie ufasz mi? Min, to dlatego wtedy tak źle się czułaś..."
Gadał, gadał i jeszcze raz gadał, a ja głównie przytakiwałam i przepraszałam. Nie chciałam mu mówić co tak naprawdę myślę o tej całej naszej wpadce, bo wydawał się taki uradowany. Jak wtedy po zaręczynach.
Nie miałam serca zabierać mu szczęścia, nie miałam serca mu mówić, że już nienawidziłam uczucia mania w sobie dziecka.
<>
*6 miesięcy później*
Jeśli tylko ktoś próbował mi uświadomić, że jestem gruba, dostawał po ryju. Naprawdę. Byłam na to tak wyczulona... bo wiedziałam, że wyglądam jak wieloryb. I czułam się jak taki. Taki któremu brakuje wody.
Bo tak, nienawidziłam być w ciąży. Tego poczucia, że ciągle jest ktoś ze mną. Odczucia, że ktoś mnie kopie, nie daje spać, je za mnie... Wnerwiało mnie to i nie raz przez to płakałam po nocach.
W przeciwieństwie do Harry'ego, któremu z twarzy nie schodzi uśmiech.
Który nie musi przeżywać tego samego co ja.
Tak jak kobiety w ciąży są zwykle rozpromienione i jarzące się szczęściem, że mają w sobie nowe życie, tak w naszym związku jedyną taką osobą był on. Ciągle dotykał brzucha, myślał nad imionami, opiekował mną i pilnował żeby niczego nie brakło.
Nie mogłam pod tym względem narzekać.
Tylko pod tym.
Niedawno zakończyła się ich trasa i dziś jest dzień w którym Louis postanowił wziąć sobie za żonę Eleanor...na serio, ja nie żartuję. Oni wciąż są razem.
Przyjechaliśmy pod kościół i weszliśmy do niego trzymając się za ręce. Długo nalegałam, żebyśmy tu nie przychodzili, ale Harry się uparł, że pomimo wszystko był on kiedyś jego przyjacielem....i że byłoby to podejrzane gdyby się nie pojawił.
Zgodziłam się z nim i spróbowałam przetrwać każdą część tego masakrycznego ślubu. Który był przesłodzony do granic możliwości.
I taki sztuczny.
Jak ich związek.
Na koniec gdy ksiądz połączył ich już węzłem małżeńskim, pocałowali się. Wszyscy oprócz mnie klaskali. Harry w którymś momencie szturchnął mnie w bok, prosząc niemo żebym chociaż udała, że się cieszę.
Żeby nie było posłuchałam się go i wymusiłam do kamer uśmiech. Za ten niewielki czyn dostałam później całusa.
Ale najgorsze było jeszcze przede mną. Wesele.
To było....wow, to była dopiero szkoła przetrwania. Nie uwierzycie, ale piosenkę przy której tańczyli było Strong.
S t r o n g.
Współczułam wszystkim ls.
RIP wszystkim moim siostrom jak tylko się o tym dowiedziały.
Babrali się także tortem, całowali z kawałkami ciasta w buzi... W myślach zakodowałam, żeby nigdy tak nie robić, bo to żałosne.
Papsy były wolno puszczone po namiocie robiąc zdjęcia każdemu, wszędzie, na każdym kroku.
Czułam się tu niekomfortowo i po prostu...źle.
Modliłam się do wszystkich bogów, żeby mnie stamtąd zabrali.
Niestety posłuchali moich modłów dopiero dwie godziny później.
<>
*2 miesiące później*
<Harry's pov>
Nie byłem przygotowany na nagły zryw mojej narzeczonej. A już na pewno nie na jej słowa:
"Har-ry... chyba odeszły mi wody"
Nigdy w życiu nie widziałem jej tak spanikowanej. Szczerze, ja nie byłem lepszy, biegnąc za nią do auta trzęsłem się jakbym był z galarety.
Dojechałem pod szpital tak szybko jak tylko było to możliwe. Zawołałem natychmiast lekarzy i poprosiłem ich o wózek, żebym mógł ją tam posadzić.
Trzymałem mocno jej rękę, każąc nabierać głębokie wdechy.
"Harry" pisnęła cierpko "Źle się czuję ja..."
"Shhh, to zrozumiałe, skurcze, dziecko chce się wydostać, na świat, tak?"
Personel od razu się nią zajął kładąc na łóżko szpitalne. Założyli jej jakiś pas na brzuch i podłączyli do jakiegoś sprzętu.
"To jest inne....czuję, że nie dam rady" powiedziała płacząc. Krzyknęła i zwinęła się w kłębek gdy ogarnął ją następny skurcz. Ten widok był żałosny i tak bardzo bolało mnie od niego serce.
"Nie chcę żebyś był przy tym jak rodzę....chcę urodzić sama...nie chcę żebyś na mnie patrzył..." wysapała ściskając poręcz łóżka. Lekarze zebrali się wokół niej rozszerzając nogi i kładąc je na specjalne odstawki.
"Ale, Min..."
"Proszę cię, idź na korytarz."
"Okay"
Potarłem jej policzek palcem i złożyłem na skroni krótki pocałunek. Usłyszałem jak coś do mnie szepcze. Cicho, tak żeby nikt nie usłyszał.
"Kocham cię"
Zamrugałem szybko, nie wierząc, że to naprawdę wyszło z jej ust.
"Boże, Minnie, ja ciebie też...bądź dzielna, tak, kochanie?"
Przytaknęła biorąc głęboki wdech. Wychodząc, uśmiechałem się do niej i pokazałem jej kciuk do góry.
Mam nadzieję, że właśnie taką mnie zapamiętała.
<>
Parę godzin później lekarz ni z żadnego powodu przysiadł się obok mnie na ławeczce. Nie powiedział, że mogę wejść ją zobaczyć. Czy 'gratulacje, to dziewczynka...' Nic z tych rzeczy. Przez to namnożyło się w mojej głowie pytań...
"Mogę..."
Zanim zdążyłem skończyć spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Język uwiązał mi w gardle gdy powiedział mi coś, czego jeszcze przed chwilą nawet nie wziąłbym za prawdopodobne...
"Minnie... Minnie nie żyje. Umarła z wycieńczenia."
"Co proszę?!" moje serce dosłownie stanęło w miejscu "Co...co pan powiedział?"
"Nie żyje, natomiast córka jest zdrowa i..." wyjął z fartucha jakieś powypisywane papiery "I Minnie prosiła by nazwać ją Lily. Poza tym, podała pielęgniarkom, że Harry Styles i Louis Tomlinson są jej rodzicami."

I wtedy się poddałeśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz