Szklanka obija się głucho o blat przede mną. Barman nalewa do niej mix różnych trunków, ale głównie wódkę, moją ulubioną.
"Więcej, Alfred, więcej" proszę trącając palcem brzeg naczynia "Nie chcę pamiętać nic. Ani z dzisiaj, ani z wczoraj, ani z nigdy. Po prostu lej i mi nie żałuj."
Kiwa głową w geście zrozumienia i popycha w moją stronę shota. Wypijam go jedynym łykiem, jak każdy uprzedni. Później jest jeszcze jeden i jeszcze, aż tracę rachubę ile tego wszystkiego przyjął mój żołądek.
"Też sobie kogoś znajdę. Nie mogę...nmoge być gorszysłabszy"
Czuję jak alkohol na mnie powoli wpływa; po krótkiej chwili wszystko jest bardziej kolorowe i radosne. Muzyka dudniąca w klubie przyprawia mnie o napęd do działania, serce pompuje szybko krew dzięki czemu czuję, że żyję.
Czuję, jakby nic nie było jeszcze stracone.
Choć to wszystko wywołuje na mnie pozytywne odczucia, nie umiem się zmusić na myśl o tańcu czy czym gorsza szybkim numerku w stęchłej łazience. Życie, moje życie, które zmieniło się diametralnie w przeciągu kilku dni, zaczęło mnie nudzić. I martwić.
Chwiejnym krokiem wypadłem z pubu na mroźną noc. Pamiętam jak kochałem noce. Były tajemnicze i napajały mnie szczęściem. Czekałem na nie całymi dniami. I to tylko i wyłącznie za sprawą jego. Tylko dlatego, że wtedy nikt nie mógł nam nic powiedzieć, byliśmy zwyczajnie razem, w ukryciu, pod kołdrą, w swoich ramionach w swoim cieple, które obejmowało tylko naszą dwójkę.
Dziś, jak patrzę na niebo, pełne gwiazd, które kiedyś dawały mi nadzieję na lepszą przyszłość, czuję zawód i smutek. Nie patrzę na to niebo tak jak kiedyś. Teraz nie przypomina mi niczego godnego uwagi.
Londyńska uliczka, którą właśnie szedłem przypominała pobojowisko po prawdopodobnie jakiejś imprezie. Szukałem wzrokiem jakieś taksówki, jakiegokolwiek pojazdu, ale niezdolny do trzeźwego myślenia zwyczajnie patrzyłem się w jeden punkt, nieświadomy. W takim stanie mogłem równie dobrze zacząć już obmyślać plan spania na dworze; czy lepiej wpakować się do śmietnika z klapą czy wskoczyć w dziurę okalaną starym kocem.
Stałem tak i faktycznie nad tym myślałem. Ale pisk rozwiał moje skupienie.
Pewna brunetka, z dużymi, szarymi oczami i ślicznym noskiem, zakrywała właśnie usta patrząc na mnie z powątpiewaniem. Wyglądała na pograniczu zemdlenia i wzniesienia się ku niebu.
"O mój boże, Harry, ty jesteś Harry" wyszeptała wzdychając w dłonie "Harry Styles"
"Z tego co pamiętam, to się nie mylisz" odpowiedziałem lustrując ją jeszcze raz od góry do dołu wzrokiem.
Niska.
Jak on.
Plecaczek z jakimiś superbohaterami wisiał luźno na jej ramieniu.
On miał podobny.
Trencz, długi, elegancki, w ogóle nie pasujący do plecaczka.
Identyczny jaki kupiłem mu kiedyś ja.
I te buty.
Jak moje?
"Nie wierzę, że to ty" ciągnęła "Jeszcze pijany. Zawsze chciałam cię spotkać pijanego. Marzenia się spełniają, nieprawdaż?"
Zmarszczyłem brwi. Dochodziła do mnie 1/4 znaczenia jej słów.
"Eee, tak sądzę? Chcesz autograf? Zdjęcie? Moją bandanę?" zapytałem chowając w kieszeniach płaszczu ręce.
"Tak, tak, tak!" krzyknęła pospiesznie szukając czegoś w plecaku. Zastygła w połowie z palcem wskazującym uniesionym ku górze "Albo. Wolałabym, żebyś odpowiedział mi na kilka pytań"
"Dobrze, okay. Ale pod jednym warunkiem. Ty odpowiesz na jedno moje."
"Niech będzie"
Wyczuwałem ekscytację w jej głosie. Jak praktycznie u każdej jednej, innej fanki, którą spotkałem. Tak dobrze je wszystkie znałem. Były podobne w obsłudze.
Jednak dziewczyna stojąca przede mną, z rozwianymi teraz przez wiatr włosami, posiadała coś czego tym razem nie potrafiłem wytłumaczyć. Jakaś aura negowała definicję typowej fanki. Podskoczyła lekko w miejscu.
"Larry is real, prawda?" uśmiechnęła się przez pytanie "Prawdaa?"
Oho. Larry Shipper w pełnej okazałości przede mną. Kto by pomyślał.
"Larry" powtórzyłem spokojnie.
Moje myśli zawsze były przeciwko mnie i nie potrafiłem wypowiedzieć tego słowa nie widząc oczami wyobraźni j e g o.
Moje pięknego Lou, który zaprowadził mnie do pubu na walkę z procentami, na tą cholerną uliczkę i na tę śliczną dziewczynę.
"Powiedzmy, że był, aniołku"
Nie wiedziałem czy moja odpowiedź ją bardziej załamała czy ucieszyła, jej ręce powędrowały do serca jakby ją coś tam zabolało.
"Nie mówisz chyba poważnie. Jak to już nie jest? To dlatego jesteś pijany? Coś się stało?"
Wzruszyłem ramionami. Wydawała się normalna. Jak to w ogóle możliwe?
"Tak." patrzyłem pod nogi próbując powstrzymać płacz. Nagle wybuchły we mnie emocje, które błagały o uwolnienie od jakiegoś czasu.
"Wyobrażasz sobie, że ma już wyjebane?" zacząłem "Że już mu było za wiele? Że jutro ogłosi oficjalnie swoje pierdolone zaręczyny z Eleanor? Że kurwa boi się ujawnić, bo to może przynieść 'fatalne' skutki?!"
Dziewczyna stała w bez ruchu. Pobladła. Oczy zaszkliły. Ręce zatrzęsły, ściskają mocno rąbek koszulki spod płaszcza.
Poniosło mnie. Larry Shippers nie można było zawalić od razu, wszystkim z mostu.
"Przepraszam" zacisnąłem wargi "Nie mów o tym nikomu, dobrze?"
Nie odpowiedziała, ale pokiwała głową.
"Zapomnij o tym, no, moim pytaniu, poradzę sobie..."
"Nie" przerwała podchodząc bliżej mnie i chwytając mnie niepewnie w bicepsie "Pytaj. Jestem teraz zbyt wielkim szoku, potrzebuję jakiegoś rozproszenia."
"Hm, okay. Gdzie jest tu jakiś najbliższy parking z taxi czy coś w tym stylu? Chyba się tu gdzieś zgubiłem...chciałem spać w tamtym kącie na tym cholernym gruncie."
Kącik ust brunetki drgnął ku górze i TO, to mi wystarczyło by postawić sobie nowy cel.
Spowodować, że szczerze się roześmieje.
Miałem też tak z Louisem gdy go po raz pierwszy ujrzałem. Może to był zły znak.
Ale nie mam zamiaru okłamywać samego siebie.
"A jednak jesteś taki jak sobie ciebie wyobrażałam" powiedziała przerzucając na bok włosy "To nie grunt, tylko łajno koni, jesteśmy w strefie hodowlanej" wytłumaczyła "Chodź, zaprowadzę cię w miejsce gdzie zwykle zatrzymują się taksówki. To niedaleko."
Popchnęła mnie w kierunku w którym tu przyszedłem. Trzymała się blisko mnie. Jej ramię obok mojego ramienia. Zerkałem na nią co chwilę by upewnić się, że to nie moja pijana wyobraźnia tylko rzeczywistość.
"Gapisz się." szepnęła nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem "Jesteś gejem, więc przestań bo to dziwne."
Prychnąłem pod nosem. Miała rację. Ale nie do końca.
"Mam swoje wyjątki. Czasem nie patrzę na płeć i na to co mnie mogłoby podniecić, czasem patrzę na charakter."
"Gdyby to Louis usłyszał..." jęknęła.
"Tylko mi nie mów, że wciąż wierzysz w Larry'ego? Nawet jak zerwaliśmy. Nawet jak jutro mają się odbyć te jebane zaręczyny...."
"Wszystko się ułoży" skrzywiła się "Nie ma innego wyjścia, Harry. Ostatecznie i tak skończycie razem."
"Skąd ty bierzesz tą pewność, co?"
"Z tego, że wiem, że cię kocha" powiedziała prosto"...że okay, to następny etap życia w którym los się wami bawi, ale nie takie rzeczy już kazał wam wytrzymywać."
"Ale czy ty nie rozumiesz, że on naprawdę chce za nią wyjść? Że to nie modest mu kazał to wszystko zorganizować, tylko sam na to wpadł, bo jest tchórzem?"
Dziewczyna nie odpowiedziała przegryzając tylko wargę. Skierowała mnie na skrzyżowanie gdzie przy przystanku autobusowym stały trzy żółte taksówki.
Zatrzymaliśmy się przy krawężniku patrząc na samochody.
"Nie chcę żebyś się martwił" szepnęła "Bo mówię ci, on z nią nie będzie szczęśliwy, daj mu czas, zmądrzeje." zrobiła krok w tył. Przedtem nie zwracałem na to takiej uwagi, ale w jej oczach wciąż lśniły te same iskierki gdy wtedy kiedy mnie rozpoznała. Wyglądało mi to na powstrzymywanie tego co naprawdę czuła w środku. Nie pokazywała mi prawdziwej siebie.
"To czas na mnie" powiedziała, ale wciąż nie odrywała ode mnie wzroku "Wiesz, czuję się jakbym gadała z moim starym przyjacielem, a nie Harrym Stylesem, sławnym piosenkarzem, na którego wpadłam przed chwilą jak w jakimś głupim fanfiction"
"Jak się nazywasz?"
"Minnie." odwróciła się na pięcie poprawiając plecak i wyczułem, że ma zamiar już odejść.W ostatnim momencie pociągnąłem ją za nadgarstek bliżej siebie. Zdziwiła się i podniosła pytająco brew.
"Daj mi proszę swój numer, Minnie"
"Nie, nie chcę być twoją następną brodą. Nie mam mowy."
"Chcę tylko twój numer" upierałem się.
"Jesteś pijany, rano nie będziesz nawet pamiętał, że mnie spotkałeś"
Może o to chodziło. Może dlatego taka była.
"Będę pamiętał" obiecałem poluzowując ścisk na jej ręce. "Nie odjadę stąd dopóki mi go nie podasz"
Westchnęła ciężko prostując się i patrząc mi prosto w oczy.
Pewnie nie zdziwicie się jeśli wam powiem, że zdobyłem ten numer.
~~~~~~~~~~
*4 miesiące później*
<Minnie's pov>
Przewiązałam wstążkę wokół talii zerkając ostatni raz w lustrze na swoją pełną kreację. Było okay. Fanom powinno się spodobać.
Do przymierzalni wbiegł Niall zapinając ostatni guzik koszuli. Liam za nim, mówiąc mu coś o planach na jutro, jednocześnie przeglądając setlistę piosenek na dzisiejszy koncert.
Pełna stresu atmosfera udzielała się każdemu.
Kiedyś śniłam by znaleźć się w takiej sytuacji. Marzyłam by choćby oddychać tym samym powietrzem co oni. Pisałam w pamiętniczku, że zrobię wszystko żeby w końcu wybrać się na ich koncert...a tu surprise...jeżdżę z nimi od miejsca do miejsca, z hotelu do hotelu i umawiam się z Harrym pieprzonym Stylesem.
Mogłoby być lepiej?
"Kochanie?!"
Oczywiście, że by kurwa mogło.
Harry stanął za mną, objął w pasie i w ciszy zaczął mi się przyglądać. W odbiciu lustra widziałam, że ma lekko rozczochrane włosy, delikatny make up i dopasowaną marynarkę, która przykrywała jego praktycznie niezapiętą koszulę w serca. Do tego rurki i nowe buty, kupione przeze mnie z miesiąc temu.
"Ślicznie wyglądasz, Minn" wyszeptał zmysłowo i trącił nosem moje ucho. Brr. Nie lubiłam tego. "Załatwiłem ci najlepsze miejsca na widowni. Daleko od n i e j"
Eleanor.
"Od n i e g o."
Louisa.
"I od reszty." dokończył muskając ustami moją szyję.
Nie będę ukrywać, że przeszły mnie ciarki. Moje ciało reagowało na niego dosyć szokująco; nie panowałam nad tym.
"Dzięki, Haz" odchrząknęłam, znów spoglądając w lustro. Widziałam w nim wszystko co działo się za nami, pospieszne przygotowania, ćwiczenia wokalne, rozmowy przypadkowych ludzi. To do czego powoli się przyzwyczajałam od 2 miesięcy.
Nagle zarejestrowałam, że do pomieszczenia wszedł Louis... od razu nas zauważył przez co zastygł, z ręką na rączce od szafy.
Widziałam jak nerwowo przełykał ślinę.
I jak obczaja jego tyłek.
Na miłość boską, Louis!
Ci dwaj są nie do zniesienia, przyrzekam.
Szatyn spojrzał jeszcze raz i prychnął ostentacyjnie pod nosem. Na tyle głośno, żeby Harry to usłyszał.
"Słyszałem to kurwa"
Super. Zaczyna się.
"Co? Już nawet powietrza w twojej obecności nie mogę nabrać?" żachnął się L nasuwając na głowę czarną opaskę. Obszedł dokoła pufę i przysiadł na niej by zawiązać sznurówkę.
"Wiesz dobrze, że nie o to mi chodziło." warknął odsuwając się ode mnie "Mógłbyś wreszcie zacząć tolerować nasz związek, to nie jest wcale takie trudne."
"Tak?" zaśmiał się "Tak jak ty mój z Eleanor?"
"To nie jest związek, to parodia."
Ich rzucające pioruny spojrzenie się spotkało. Czułam jak powietrze się elektryzuje jakby pełne gotowości do wybuchu.
Zawsze bałam się co po tym nastąpi. Coś za każdym razem się działo.
"Powtórz to, a pożałujesz" wyszeptał powoli. Jego palce wyszukały pierścionka i go ścisnęły.
Pierścionka, który Eleanor mu sprawiła w Paryżu na ich rocznicę. Tym, co wywołał tą wielką dramę pomiędzy ls i es.
W rzeczywistości było to takie od machnięcia ręką. Byłam przy tym kiedy to kupował. Żałosne.
"Wasz związek, to pierdolona komedia" powiedział spokojnie Harry i chwycił mnie za rękę "Za wyrażenie opinii gówno mi możesz zrobić, tchórzu."
Po czymś takim wkurzyłabym się, bez dwóch zdań. Ale Louis tylko stał. Oparł się ramieniem o szafkę i wbił wzrok w podłogę. Nagle zrobił się nieobecny.
Ostatnio często miewał takie stany. Wyłączał się, nie odpowiadał, nie atakował. Po prostu stał.
Mimo, że Harry zgrywał osobę bez uczuć, próbującą wybić sobie go z głowy, w jego oczach widać było łzy.
Raniły go jego własne słowa.
"Hej" szepnęłam wtulając się w niego. Przyjął moje zaproszenie obejmując ciasno ramieniem i poprowadził w stronę kulis. "Wszystko w porządku? Harry?"
"Kocham cię" odpowiedział pocierając moją rękę "Bardzo."
Ja ciebie też- niczego bardziej nie pragnęłam powiedzieć na głos.
Ale nie mogłam. Wiedziałam, że nie po to tu jestem.
<>
Kiedy koncert dobiegł końca, chłopcy wpadli na pomysł wybrania się na kolację do drogiej restauracji. Pomysł od razu został zaaprobowany, więc rozdzieliśmy się do aut i pojechaliśmy na umówione miejsce.
Gdy tylko znaleźliśmy się na miejscu fanki zaczęły się dosłownie drzeć. Kto by pomyślał, że kiedyś byłam po ich stronie i zachowywałam się identycznie. Ta świadomość pozwalała mi trochę je zrozumieć.
"....ślub odbędzie się właśnie tam. Pojechaliśmy odwiedzić to miejsce kilka dni temu, jest piękne, Louis miał rację. Widok jest tam wprost cudowny. I niebo takie błękitne w czasie dnia..."
Z przymrużonymi oczami i na wpół śniąca na krześle, słuchałam jak trajkota. Boże, czułam się jak na jakiejś katuszy. Co za dziwka, on jej nie kocha, a ona chce tylko jego kasy... media i wszyscy inni mają ich za przykładną, niekłócącą się parę, która ładnie wygląda na zdjęciach.
"Jezu, zabierz mnie stąd"
Harry chwycił mnie za rękę pod stołem i przytaknął lekko roześmiany.
"Też nie umiesz już tego znieść"
Przewróciłam oczami w odpowiedzi, na co on wybuchł głośniejszym śmiechem. Przytulił mnie od tyłu i pocałował czule w policzek.
"Może nie przy stole, co?" rzucił kąśliwie Louis. Przyglądał nam się bawiąc nerwowo guzikiem od marynarki. Po chwili chwycił mocno kieliszek i jednym łykiem wypił wszystko co w nim miał.
Niall zaczął niezręcznie rozglądać się za kelnerem, który mógł nas uratować rachunkiem. Też bym to zrobiła gdyby nie była zaangażowana w tą całą głupią sytuację.
"Może zająłbyś się planowanie ślubu, a nie tym co robię z moją dziewczyną?"
"Może bym się zajął, gdybyś nie przeszkadzał mi tak swoim pieprzonym śmiechem!"
Louis uderzył mocno w stół przez co po sali potoczył się głuchy dźwięk sztućców.
Patrzył się z furią nie na Harry'ego, jedynie na mnie.
"Jesteś zabawką pocieszenia, wiesz o tym prawda? Pierwszą lepszą co przypałętała się w odpowiednim czasie i o odpowiedniej porze..."
Harry popchnął stół i pozwolił przekipnąć się mu tak żeby uderzył Louisa centralnie w biodra. Wyrywali się do siebie z rządzą mordu, w ogóle nie przejmując się tym, że są w publicznym miejscu. Próbowałam powstrzymać ich od zbliżenia się do siebie, trzymałam Harry'ego za nadgarstki, ale na marne. Był silny. To on zawsze był tym dominującym.
Liam także zainterweniował i przytrzymał Louisa za ramiona. Mniejszy, gorzej sobie radził w wyrywaniu.
Wszystko zastygło nagle jak w filmie, na pauzie. Byłam na granicy płaczu i nie chcąc żeby ktokolwiek to zauważył, odczekałam moment i rzuciłam się do wyjścia.
"Minnie, zaczekaj"
Harry biegł za mną przez schody, potykając się prawie o jeden z ostatnich. Jego włosy opadały kaskadą na czoło, nie mając czasu na odgarnięcie ich do tyłu.
"Nie, mam tego dość"
Wypadłam przez drzwi na dwór, gdzie fani wciąż czekali na chłopców. Zaczęli krzyczeć i wyciągać w moją stronę ręce. Chcieli mnie dotknąć. Chcieli myśleć, że jestem kimś.
"Minnie! Minnie zrób sobie ze mną zdjęcie!"
"Minnie, spójrz tu!"
"Min, to est Min, dziewczyna Harry'ego!"
Ogłuszali mnie, krzycząc jeden przez drugiego. Coś we mnie pękło razem z tym dźwiękiem i zaczęłam płakać na oczach tych wszystkich ludzi. Harry dobiegł do mnie i zamknął w niedźwiedzim uścisku, żebym poczuła się bezpiecznie odizolowana od świata.
"Shh" szepnął gorąco "Hej, słońce, jesteś silną dziewczyną, znam cię, nie możesz tak po prostu się teraz poddać."
Nie wiedział co mówił. Nie wiedział czego pragnęłam.
Na pewno nie tego.
"Pojedźmy do hotelu, Harry" wypłakałam "Proszę, chcę do hotelu"
Posłuchał się mojej prośby, dając gest szoferowi.
<>
Bycie dziewczyną sławnego piosenkarza boysbandu, jest niczym podobnym do tego co sobie wyobrażałam. Uwierzcie byłam przekonana, że to niekończąca się bajka. Ale trafiłam w jakiś straszny koszmar.
Fakt, że w każdym momencie mogę się obudzić i zacząć wszystko od początku, ale myśl, że niektórzy tego przywileju nie mieli jest już trochę smutna.
Na hotelowym stoliczku leżała gazeta której nagłówek głosił "Harry Styles po raz pierwszy NAPRAWDĘ ZAKOCHANY! Zdjęcia Harry'ego i Minnie na stronie 2!"
Prychnęłam pod nosem.
"Po raz pierwszy" zachichotałam "Oni nie zdają sobie sprawy jak kochał Louisa."
Przewertowałam kartki i zobaczyłam zdjęcia nas obejmujących się wśród fanów. Praktycznie nie było mnie widać, bo schowałam głowę w zagłębieniu szyi Haz. Okay, to było urocze. Shippowałabym nas.
Ale to nie pobija Larry'ego.
Rzuciłam na podłogę magazyn i sięgnęłam po crossianta pozostawionego na talerzu na tacy. Harry zamówił śniadanie do naszego pokoju przed wyjściem na jakieś zakupy.
Do szklanki z sokiem jabłkowym była przyczepiona karteczka "Smacznego księżniczko, kocham cię xx"
Uśmiechnęłam się pod nosem odklejając kartkę i składając ją na pół. Wsunęłam ją do kieszeni; kiedyś przynajmniej jakieś wspomnienia mi pozostaną.
Powiem wam, że nie mogę narzekać. Moje wszystkie marzenia o których śniłam od lat będąc młodsza się spełniły.
Ludzie mnie kojarzyli, byłam na okładkach gazet. Niektóre korporacje proponowały mi współpracę.
Byłam dziewczyną Harry'ego Stylesa.
Poznałam całe One Direction.
Śpię w apartamencie i jestem traktowana jak nie wiadomo kto, gdziekolwiek pójdę.
Mam iphone'a- wiem to płytkie- i ciuchy od projektantów.
I jeszcze więcej.
Ale co najważniejsze, bo zawsze znajdowało się to na top mojej listy, poznałam całą historię Harry'ego i Louisa.
Wiecie ile dziewczyn by za to życie oddało?
Dużo.
Patrzcie, poznali się w łazience, ale nie w tej w xfactorze. Nie na koncercie The Script. Tylko w centrum rozrywki, dawno przed scaleniem ich w zespole. Wymienili się numerami, ale żaden z nich nie odważył się napisać, gdyż nie wiedział jak zagadać. Szybko zapomnieli, że istnieją.
Do czasu castingu w X factorze.
Tam spotkali się ponownie na schodach. Wpadli na siebie, Harry pił wodę, a Louis zamyślił się idąc i bum, legendarne oops i hi kiedy siebie rozpoznali.
Pierwszy wyznał miłość Louis, niby żartując niby nie.
Pierwszy ich pocałunek był przypadkowy; obudzili się twarz przy twarzy i kiedy oboje otworzyli oczy utkwili wzrok w niewielkiej dzielącej ich przestrzeni. A potem razem, pod wpływem impulsu, złączyli swoje wargi.
Pierwszy ciuch pożyczył Louis Harry'emu.
W Leeds wydarzyło się więcej niż wszyscy myślą.
W Wellington upili się jak świnie i podobno Harry uprawiał z nim tego dnia najlepszy seks ever.
Przed koncertem mieli zwyczaj siedzenia na sofie i trzymania za rękę. Louis tulił się do Harry'ego,a ten go głaskał gdzie tylko stylistka pozwoliła.
I jeszcze jedno, czym się z wami podzielę.
Louis od zawsze topował, HA! I co?!
Więcej nie opowiem, bo Harry powierzył mi to w tajemnicy.
Ale naprawdę, mogłam słuchać godzinami o tym jaki był ich związek. Niedużo mi się zwykle udaje od niego wyciągnąć, ale z czasem nazbierało się kilka opowieści. Były chwile kiedy się uginał i wspominał o tamtych dniach, ale tylko po zawarciu umowy "Opowiadam, ale później seks"
Więc jak tylko mi coś opowiedział (czasami nawet nie chodziło o Larry'ego) kochaliśmy się.
Zawsze mnie zastanawiało czy myśli podczas seksu o mnie.
Czy o kimś innym.
(Louisie)
Broń boże, nie miałam mu tego za złe.
Raz w nocy obudziłam się i przyuważyłam, że Harry ma nieznośną erekcję. Pocierał się lekko z mocno zaciśniętymi oczami. Mamrotał pod nosem "LouLou"
Może nie powinnam, ale byłam zahipnotyzowana tym widokiem,a to, że wołał imię Louisa, podniecało mnie do granic możliwości. Pamiętam, że tej nocy byłam tak mokra jak jeszcze nigdy.
"Minn" duża ręka ujęła mnie talii i wyrwała ze wspomnienia o tamtej cudownej nocy "Hej, kochanie"
"Hej" wykręciłam się i uśmiechnęłam do niego "Jak tam? Kupiłeś coś?"
"Tak, ale nie czas na demonstrację" dmuchnął mi w ucho przez co zachichotałam i położyłam się na łóżku "Wybrałabyś się dziś ze mną na randkę? Do najbardziej luksusowej restauracji w Los Angeles?"
Spojrzałam na niego spode łba. Wyglądał pięknie. Tak świeżo i szczęśliwie.
"Jasne, czemu nie"
"Czemu nie" przedrzeźnił mnie kładąc się obok mnie. Położył głowę na moich piersiach i zaczął się bawić ramiączkiem od mojego stanika. "A i jeszcze jedno. Wyruszysz z nami w trasę w lutym, prawda? Muszę cię mieć obok siebie przez. cały. czas."
Skrzywiłam się na samą myśl.
"Muszę?"
"Dla mnie?" spytał słodko.
"Naprawdę muszę?" westchnęłam ciężko i wtuliłam się w niego, owijając nogą wokół jednego jego uda. Przytknęłam nos za jego ucho. Pachniał tak dobrze, boże. Jak cukierek przyprawiony pikantną nutką. Ziołami.
Zachichotał gdy zaciągnęłam się jego zapachem.
"Proszę?"
"Eghhh mmm okay"
<>
Byłam gotowa do wyjścia, w czarnych, wysokich szpilkach, obcisłych rurkach i białej, koronkowej bluzce, od chanel. Oceniłam siebie na ujdzie. Bo kto mi zabroni.
Harry od godziny krzątał się w łazience nie wiadomo z jakiego powodu tak długo. Co jakiś czas słyszałam przekleństwo albo jak coś upada na kafelki.
W końcu wyszedł i pierwsze co powiedział to: "Kurwa chodźmy już"
Przez całą drogę pytałam go o co chodzi, ale on tylko z furią potrząsał głową i ściskał mocniej moją dłoń.
Cokolwiek to było musiało go nieźle rozeźlić.
Restauracja, która jak się dowiedziałam była ulubioną Harry'ego, wyglądała jak z bajki, wyłożona wszędzie świecidełkami. W środku panowała harmonia, a delikatne, pastelowe kolory idealnie ze sobą współgrały. Poczułam się tak dobrze.
Poprowadzili nas do stolika i podali menu. Siedziałam na przeciwko Harry'ego i podziwiałam jego ułożone loki. I twarz rozświetloną pudrem. Mój anioł.
"Powiesz mi w końcu co ci jest?" spytałam cicho i pogładziłam kciukiem jego dłoń.
"Rozejrzyj się"
"Po co?"
"Po prostu to zrób, a zrozumiesz."
Zrobiłam jak mi powiedział, lustrując każdy kąt....zatrzymałam się na stoliku przy którym siedziały znajome brunatne włosy. I plastikowy kubek ze Starbucksa. Typowe.
"Czy to...?"
"Tak." warknął puszczając moją dłoń i zaczynając ciągnąć swoje włosy.
"Co oni tu robią?!"
"Niall dał mi sygnał, że tu pojechali. Nie wiem. Nie pytaj mnie. Ale on wiedział, że planuję tutaj z tobą przyjść."
"Skąd wiedział?" zdziwiłam się.
"Planowałem to od dawna" powiedział szybko przeglądając otworzoną kartę dań "Wezmę stek z puree, a ty?"
"Lasagne ze szpinakiem" odpowiedziałam patrząc na niego uważnie. Zmarszczyłam brwi. Coś było nie tak. "Nie pozwól mu zepsuć naszego wieczoru, okay?"
Kiwnął głową na zgodę i uśmiechnął się do mnie delikatnie.
Nie było okay. To był jeden z jego wymuszonych uśmiechów.
Wciągnęłam przez nos powietrze i pozostaliśmy w niezręcznej ciszy. Było tu darmowe wifi. Nie powiem, że z niego nie skorzystałam.
Niedługo później zaserwowali nam jedzenie i zaczęliśmy je jeść, dalej w ciszy.
W którejś chwili rzucił widelcem przez co zyskał moją uwagę "Słuchaj, przepraszam, że tak milczę ja..."
"Jest okay" uspokoiłam go "Pyszne jedzenie..."
"Nie, Minn, nie rozumiesz, muszę ci coś powiedzieć."
Zerwie ze mną. Wiedziałam to.
Kurwa, po co zgodziłam się na to wyjście?
Przeżułam ostatni kąsek jedzenia i wyprostowałam się.
"O co chodzi?" spytałam zdenerwowana.
Harry potarł koszulkę w miejscu krzyżyka i wstał z krzesła.
A później czułam tylko ja zasycha mi w gardle i serce przestaje bić.
T o się n i e może dziać naprawdę.
"Minnie Susie Pixie, znam cię niedługo, ale wystarczająco...." mówił mówił mówił i wyciągał przed siebie ten piękny diamentowy pierścionek, który kosztował go pewnie więcej niż mój dom Wytrzeszczyłam oczy rozglądając się po widowisku i papsach. "....zawróciłaś moim całym światem. Jesteś jedyną osobą przy której mogę być sobą i czuję się szczęśliwy. Chciałabym cię spytać czy zaszczycisz mnie swoją obecnością do końca życia i zostaniesz moją żoną?"
Krzyknęłabym tak. Boże, Harry Styles mi się właśnie oświadczył, oczywiście, że powinnam krzyknąć tak.
Ale nie, miałam dylemat.
Słyszałam ciszę, spojrzałam do tyłu na Louisa i zobaczyłam jak zastygł z widelcem skierowanym do buzi. Nie wiem czy mi się przewidziało, ale jego jeden policzek był mokry. Mienił się w świetle.
Nabrałam urywanego oddechu i wróciłam wzrokiem do Harry'ego. Klęczał przede mną, boże święty. Dlaczego to robił?
Przemyślałam na szybko sprawę jeszcze raz.
I nasunęło mi się na język tylko jedno słowo.
"Tak"....
<>
Nie chciałam żeby wszystko się tak potoczyło. Naprawdę, to nie było w moich planach.
Louis musiał dać cynk innym, bo nasze telefony ciągle dzwoniły. Czułam się jakbym miała wibrator w kieszeni.
Kiedy obróciłam się po raz drugi tego wieczoru, tuż po powiedzeniu 'tak', Louis wraz z Eleanor zniknęli.
Może już nie wytrzymali.
Może Louis ją ubłagał.
Harry wyszedł ze mną z restauracji trzymając za rękę, otoczyli nas fani i cały personel gratulując i piszcząc. Zadbali o atmosferę, nie powiem.
Czułam się winna, bo wiedziałam, że tak czy owak do ślubu nie dojdzie. Ale nie było nic lepszego od widoku uradowanej twarzy Harry'ego w blasku fleszy. Nigdy go takiego nie widziałam.
Błędem numer dwa, który popełniłam tego wieczoru, było pozwolenie mu położenia mnie na łóżku. Od samego początku wiedziałam do czego nas to zaprowadzi.
Nie myliłam się.
Zaczął mnie namiętnie całować i rozbierać jak w jakimś amoku. Szybko przesuwał rękami po moim nagim ciele, jakby spragniony, bez wytchnienia.
"Tak bardzo cię kocham, Minn" szepnął gorąco do ucha i wsunął dla zabawy środkowy palec w moją dziurkę. Jęknęłam krótko, podnosząc się na łokciach by mieć na to widok.
Harry wyglądał jak narkoman. Widzący upragniony narkotyk. Miał roztrzepane włosy, powiększone źrenice, i oh, te swoje zwilżone malinowe usta. Patrzył na mnie spod opadających kosmyków włosów.
Zdjął bokserki, rozszerzył moje nogi i kucnął by chwilę pomyśleć.
"Bierzesz pigułki, prawda, kochanie?"
"Tak...tak, biorę."
"To dobrze. Dziś chcę cię poczuć. Chcę dojść w tobie bez żadnego lateksowego gówna." uśmiechnął się gładząc mnie po udzie "Szerzej, słońce."
Nie chciałam tego, tym bardziej kiedy zdałam sobie sprawę, że go okłamałam. Jakoś przestałam regularnie łykać te tabletki, bo nie podejrzewałam, że w najbliższym czasie do czegokolwiek dojdzie.
Modliłam się o dni bezpłodne.
Harry wsunął się we mnie powoli, sapiąc cicho gdy w końcu znalazł się we mnie cały. Nawiązał ze mną kontakt wzrokowy i poruszył kilka razy biodrami.
"Kurwa" pisnęłam obejmując go wokół szyi "Tak dobrze"
"Zawsze taka mokra dla mnie. I ciasna. Moja ciasna dziurka."
Skwiliłam przechylając do tyłu głowę. Harry przyspieszył, jęcząc cicho moje imię. Nie lubiliśmy dużo gadać podczas seksu. Jakoś wystarczyło nam to co robiliśmy.
Zmienił trochę kąt wbijając w moje pośladki mocno paznokcie. Jutro będę mieć tam ślady, na stówę. Po chwili poczułam jak przechodzi przeze mnie fala ciepła i błogości; zrozumiałam, że musiał uderzyć w mój punkt g.
Patrzyłam na niego zamglonym wzrokiem, tak pochłoniętego w dążeniu do przyjemności. Byłam na granicy. Czułam, że zaraz dojdę, czy tego chcę czy nie.
"Haz"
"Mhm hm"
"Haz, jesteś blisko?" sapnęłam dusząc w sobie jęk.
"Tak" znowu przyspieszył "Zaraz"
Musnęłam wargami jego ucho i szepnęłam w roztargnieniu to co od dawna zalegało w moich fantazjach: krzycz Louis.
"Co!?"
"KRZYCZ LOUIS"
Bez zastanowienia krzyknął jego imię i osiągnął mocno szczyt wewnątrz mnie. Tuż po mnie, kiedy ja już ryczałam z rozkoszy, bo było to tak dobre, tak podniecające. Larry kink. Powinni to rozgłosić i opatentować. Przyrzekam, w życiu nie przeżyłam tak dobrego seksu.
Harry dyszał ciężko gdy podnosił się z mojego ciała. Nie patrzył na mnie, bardziej się skupiał na nabieraniu powietrza.
"Dlaczego..." wydyszał zerkając w moją stronę.
Przysiadł na brzegu łóżka i odgarniał nerwowo włosy z czoła. A ja leżałam i w sumie ledwo słyszałam co mówi wciąż starając się pozbierać po tym zajebistym orgazmie. Ściekało ze mnie. Nie przyznałby się, ale doszedł tak samo silnie jak ja.
"Po prostu połóżmy się już spać..."
"Ale dlaczego?!" ryknął na cały głos.
Nie potrafiłam mu odpowiedzieć.
Przyłożyłam rękę na sercu chcąc odczuć jak szybko bije. Cholera. Jak to jest możliwe, że jeszcze nie dostałam zawału?
Położyłam się i przykryłam kołdrą po sam czubek. Kołdra zagłuszała jego serie przekleństw.
CZYTASZ
I wtedy się poddałeś
FanfictionLouis boi się przyznać do tego, że jest gejem. Przed światem, rodziną, nawet przed samym sobą. Przerażony plotkami na temat swojej seksualności decyduje się oświadczyć Eleanor. Harry nie może uwierzyć w to do czego posunął się jego chłopak. Mając św...