Powoli schodziłam po schodach, żeby nikt nie usłyszał tupotu moich stóp.
-Powinnam zadzwonić na policję- pomyślałam. Ale co jeśli to tylko wymysł mojej wyobraźni, albo jeśli to po prostu jakiś kotek coś zrobił, że zabrzmiało jakby otworzyły się drzwi. Nie powinnam panikować.
Zapaliłam światło w salonie. Cisza, nikogo nie ma. Po chwili coś upadło w kuchni. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę ulubionego miejsca mojej mamy. TYDYM.
-Czemu nic nie piszesz?- zapytał JDabrowsky.
-Poszłam sprawdzić, czy nikogo w moim mieszkaniu nie ma.
TYDYM.
-Jak zwykle panikujesz, przestań, to pewnie wiatr.
-Może, ale wolę się upewnić.
Powolnym krokiem szłam w stronie kuchni, starałam się stąpać niczym myszka, by przestępca nie usłyszał mojego kroku.
-KURDE- pomyślałam. W sumie to zapaliłam światło w salonie, więc pewnie wie, że się zbliżam.
TYDYM.
-I co?- zapytał Jaś.
-Nie pisz nic, bo się skradam.
TYDYM.
-sorka.
-nie no, spoko.
Byłam niemal krok przed kuchnią, gdy usłyszałam, że ktoś rozbija tam szybę - nie da się otworzyć okna w kuchni. Szybko wbiegłam tam i zapaliłam światło. W oddali ogródka widziałam uciekającą postać. Ktoś tu był i właśnie uciekał. Szybko chwyciłam po telefon i zadzwoniłam po rodziców.