Noc trzecia

61 6 6
                                    

„Tego mi było trzeba", myślę zadowolona, wsłuchując się w uspokajające dźwięki skrzypiec i fortepianu. Leżę na niewygodnej kanapie ze starą, cuchnącą poduszką pod głową i nienaturalnie szerokim uśmiechem Kota z Cheshire na ustach. Choć czuję się bardziej jak kotka. Owszem, kupiłam sobie ten niepraktyczny i przestarzały gramofon – zdaje się, że czekał tam specjalnie na mnie, a ja, mówiąc górnolotnie, ocaliłam go od samotności i zapomnienia, dając się przy okazji namówić na tych kilka smakowitych kąsków, w które się teraz wsłuchuję. Trochę tylko żałuję, że musiałam odpuścić szansę posłuchania skrzypiec na żywo... żadna płyta nie może mi tego zastąpić, ale mam przecież ważniejsze rzeczy na głowie... No, dobrze, może nie w tej akurat chwili, ale okazja jeszcze się zapewne nadarzy, a tymczasem chętnie opowiem wam co nieco o moim gramofonie i nie moich skrzypcach. Uwierzcie, że nie uwierzycie.

Do przypadkowo odnalezionego wczoraj sklepu muzycznego wybrałam się dziś z samego rana. Wiem, że nie dla każdego „z samego rana" oznacza to samo, więc lepiej chyba powiedzieć, że wybrałam się o takiej porze, która oznaczała pojawienie się tam akurat w chwili otwarcia. Może to głupio brzmi, ale coś mi mówiło, że nie powinnam zwlekać. Zresztą, na co miałam czekać? Czekanie jest dla niezdecydowanych.

Odnalazłam ponownie „mój" sklep bez większego trudu, zdziwiłam się jednak, widząc, że wciąż jest zamknięty na wszystkie spusty, choć w środku panowało swego rodzaju poruszenie. Zastukałam w szybę na tyle energicznie, że nie dało się mnie zignorować i na szczęście mi otworzono. Stanął przede mną siwiejący mężczyzna w średnim wieku, z bardzo wyraźnie malującą się na twarzy mieszanką zdumienia i niedowierzania. Najwyraźniej to miejsce nie cierpiało na nadmiar klientów.

– Dzień dobry... Przyszłam nie w porę? – zapytałam po prostu, przystrajając się w swój najbardziej urokliwy i niewinny uśmiech. – Zgodnie z informacją na drzwiach powinno już być otwarte...

Facet zrobił jeszcze bardziej zdziwioną minę, zupełnie jakbym zaczęła mu nagle opowiadać, że widziałam w mieście latające słonie albo gigantyczne mrówki na szczudłach.

– Informacja już nieaktualna – odparł w końcu i zrobił krok w tył z wyraźnym zamiarem zatrzaśnięcia mi drzwi przed nosem, na co nie mogłam, rzecz jasna, pozwolić.

– Nieaktualna? – powtórzyłam mało błyskotliwie. – Od kiedy?

– Od dzisiaj – odburknął z poirytowaniem, co z łatwością można było odczytać jako „daj żyć, głupia babo". – Pani wybaczy, mam robotę... – Zerknął przez ramię do wnętrza sklepu, skąd nieustannie słychać było szuranie i przytłumione rozmowy.

– Zwijacie interes? – drążyłam niezrażona. – To chyba znaczy, że zdążyłam w ostatniej chwili.

– Spóźniła się pani – stwierdził zdecydowanie, krzyżując ręce na piersi i niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. – Niczego tu już pani nie kupi, właśnie pakujemy graty i mamy nadzieję wynieść się stąd jeszcze przed południem.

– Zdaje mi się, że jeszcze wszystkiego nie spakowaliście – orzekłam, choć właściwie cały widok na wnętrze sklepu przesłaniała mi dość postawna sylwetka mężczyzny. – Niechże mnie pan wpuści chociaż na chwilę. Dopiero się tu sprowadziłam, mieszkam na osiedlu za rogiem, prawie nie znam okolicy i... bardzo pilnie potrzebuję gramofonu. Nie chce pan trochę zarobić na odchodne?

Tym razem mój rozmówca zmierzył mnie zaciekawionym spojrzeniem z góry na dół i z powrotem. Spodziewałam się, że rzuci zaraz jakimś niewyszukanym komentarzem i wreszcie zakończy na dobre tę naszą wesołą pogawędkę. Złapaliśmy jednak kontakt wzrokowy i po chwili milczenia wreszcie się odezwał:

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 15, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Za ścianąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz