II To już prawie seria.

138 3 8
                                    

-Wszystko wygląda identycznie. Zmasakrowane ciało ofiary, koperta z nazwiskami. Zupełnie jak piętnaście lat temu.-powiedziała Elizabeth.

Lorraine przeraziła się. Lekko zakręciło jej się w głowie. Jej wyraz twarzy zmienił się i opanowanym głosem powiedziała:

-William, pojedziemy z rodziną Sary na komisariat, potrzebujemy zeznań. A ty, Elizabeth, upewnij się, że Charlotte i Joseph są bezpieczni.
Wyszli z gmachu teatru. Lorraine była nieobecna. William wiedział przez co przeszła i jak trudne to dla niej było, dlatego nie odezwał się ani słowem. Miała cichą nadzieję, że to tylko jedno przypadkowe morderstwo. Tego chciałaby najbardziej. Zbliżali się do zaniepokojonej rodziny powoli, obawiając się ich reakcji. Zapłakane twarze, smutek, żałoba, Lorraine nie chciała żeby komukolwiek się to przytrafiło, a jednak.

W czasie ich pobytu w budynku do Madison i Josha dołączył ojciec dziewczyny co tylko utrudniało sytuację. Westchnęła i powiedziała:

-Przykro mi, ale Sarah nie żyje. Została zamordowana. Muszę prosić was abyście pojechali ze mną na komendę.

Do spuchniętych oczu Madison napłynęły kolejne łzy. Przytuliła się do Lorraine. Zanim wyruszyli dziewczyna poprosiła ją o jeszcze jedną rzecz:

-Proszę, zrób wszystko aby dopaść tego kto to zrobił.

-Obiecuję.-odparła.

Po przesłuchaniu krewnych Sary, Lorraine wraz z Williamem przeszukiwali szafki w gabinecie w celu znalezienia starych akt.

-Tutaj są.-powiedziała zdmuchując kurz z teczki.

-Nie sądziłam, że kiedykolwiek do tego wrócimy.

-Ani ja.

-Wiesz, przez to wszystko zaczynam myśleć, że on...

-To niemożliwe, Lorraine. Widzieliśmy jego śmierć. Ktoś robi sobie z nas żarty, dowiemy się kim jest i trafi do więzienia.-przerwał jej William.

Minęła ostatnia lekcja, biologia. Monique White pożegnała się ze znajomymi i ruszyła pospiesznie w stronę swojego domu. Aktualnie mieszka z wujkiem. Jej rodzice wyjechali na wakacje do Hiszpanii. Jest samodzielna odkąd była dzieckiem, więc nie mają problemu z zostawieniem jej w domu na jakiś czas. Ma duże, brązowe oczy oraz ciemne włosy do ramion. Z charakteru raczej spokojna, opanowana. Ma natomiast problemy z nawiązywaniem kontaktów z innymi. Gdyby nie jej przyjaciele, nie rozmawiałaby z nikim. To dla niej bardzo uciążliwe. Jej wujek jest kucharzem, a dzisiaj przygotował dla niej jej ulubione danie-pieczoną kaczkę nadziewaną jabłkiem i szynką. Nie brzmi to zbyt zachęcająco, ale smakuje, przynajmniej dla Monique, wyśmienicie. Niebo zaszło chmurami w chwili, gdy znalazła się pod swoim domem. Weszła po schodach i otworzyła drzwi.

-Wróciłam!-poinformowała wuja.

Joseph miał problemy ze słuchem, więc musiała mówić głośniej, ale nie przeszkadzało jej to. Weszła do kuchni i zobaczyła spaloną kaczkę oraz gotujący się czajnik, który piszczał jakoby miał za moment wybuchnąć. W pierwszej chwili pomyślała, że zasłabł, co często się mu zdarza. Chodziła po domu szukając go, aż otworzyła drzwi do łazienki i zamarła. Ujrzała Josepha, albo dokładniej, jego ciało zwisające z żyrandola. Dodatkowo miał podcięte żyły. Brzydziła się krwi, więc zwymiotowała na ten widok. Chciała zadzwonić na policję, jednak jej ciało odmawiało posłuszeństwa. Nie mogła przestać się trząść. W tym momencie do jej domu weszła policjantka Elizabeth.

-Monique, wszystko w porządku? Co się stało?-zapytała spodziewając się najgorszego.

Nie mogła odpowiedzieć, więc wskazała palcem na drzwi łazienki. Policjantka zadzwoniła po Williama i Lorraine. Nie minęła chwila, a zjawili się w mieszkaniu dziewczyny.

-To już kolejne morderstwo. Nadal uważasz, że ktoś próbuje z nas tylko zakpić?-zapytał William.

-Sprawdź kopertę.-odparła jakby nie usłyszała pytania.

Detektyw podszedł i wyciągnął kopertę z ust wuja Monique. Wyciągnął z niej kartkę i odczytał:

Charlotte Evans

Monique White

-Elizabeth, wyślij patrol do Charlotte Evans, jest w niebezpieczeństwie, o ile już nie jest za późno.-powiedziała Lorraine.

Pochyliła się nad dziewczyną i powiedziała:

-Monique...tak mi przykro. Musisz być pod stałą ochroną, rozumiesz? Powiadomię twoich rodziców. Pojedziesz z nami na posterunek, tam będziesz bezpieczna.

Monique odgarnęła włosy, wytarła łzy, wstała i odparła:

-Dobrze.

Charlotte była w domu, nieświadoma tego co nadchodzi. Jej mąż pracował, a ona porządkowała szuflady w salonie. Jest kobietą ciężarną, nie mogła się przemęczać, więc spędzała dni na robieniu rzeczy, na które nie miała czasu gdy pracowała. Kochała zwierzęta i chciała wrócić do swojej pracy jako weterynarz. Nagle jej telefon zaczął dzwonić. Numer zastrzeżony. Odebrała.

-Słucham?-zapytała niepewnie.

-Witaj, Charlotte. Jak się dziś miewasz?-odezwał się niski, przerażający głos w słuchawce.

Uznała to za głupi żart dzieciaków z sąsiedztwa. Znaleźli aplikację zmieniającą głos i teraz próbują ją nastraszyć.

-Nie mam czasu na wasze wygłupy. Rozłączam się.

-Nie rób tego albo zginiesz.

-Teraz przesadziliście. Powiem waszym rodzicom jak wyrażacie się do starszych!

-Wyglądasz uroczo jak się denerwujesz. Twoja niebieska bluzka to podkreśla.-skwitował nieznajomy.

Charlotte była naprawdę przerażona. Zaczęła wyglądać przez okna, wciąż trzymając telefon w ręku. Nikogo nie zauważyła na podwórku. Zaniepokojona powiedziała:

-Gwarantuje wam, że dostaniecie naprawdę długi szlaban na telefon!

Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Przeszły ją ciarki.

-Halo?-zmierzała w stronę drzwi mówiąc do słuchawki.

W domu jak i w telefonie nastała przerażająca cisza. Spojrzała przez wizjer, jednak nikt nie stał pod drzwiami. Wyszła przed dom i zaczęła rozglądać się za osobą, która robi sobie z niej żarty. Wróciła do środka i zamknęła wszystkie drzwi. Wejściowe, tylne oraz te od tarasu. Zaczęła kwestionować to czy aby na pewno dzieciaki z sąsiedztwa stoją za tym. Często płatali jej figle, jednak nie uważała, że posunęliby się do czegoś takiego. Zasłoniła okna, usiadła na kanapie po czym miała się rozłączyć jednak głos ponownie się odezwał:

-Wiesz, ludzie w sytuacjach życia i śmierci często podejmują głupie decyzje. Nie zastanawiają się nad tym czy dobrze robią zamykając się w domu. Bo wiesz, nie masz pojęcia czy zamknęłaś mnie na zewnątrz domu czy w jego środku.

Po tych słowach głos roześmiał się i usłyszała kroki w pokoju na górze. Kimkolwiek była ta osoba, schodziła na dół. Chwyciła nóż kuchenny i zamknęła się w łazience. Wyciągnęła go przed siebie gotowa aby oddać cios. Nagle usłyszała policję pukającą do jej drzwi. Poczuła wielką ulgę. Nieznajomy podszedł pod drzwi łazienki i szepnął:

-Wrócę po Ciebie.

Po tym, jak wywnioskowała po jego krokach, zaczął uciekać. Policja wyważyła drzwi. Charlotte wydostała się z pomieszczenia. Została jej przydzielona ochrona składająca się z dwóch policjantów uzbrojonych w pistolety i pałki elektryczne. Wszystko dla bezpieczeństwa. Ona i Monique będą chronione, dopóki morderca nie zostanie odnaleziony. Policja zauważyła odciski butów, znajdujące się na podłodze.

Lorraine i William siedzieli do późnej nocy próbując zdemaskować mordercę. Numer buta wynosił czterdzieści cztery. Mógł to być każdy dorosły mężczyzna. Błoto i muł znajdujący się na odciskach mógł pochodzić z lasów wokół Abbeville, których powierzchnia sięga około dwóch hektarów. Mieli za mało informacji, aby dojść do jakichkolwiek wniosków, jednak nie mogą dopuścić do kolejnej śmierci. W tej niewiedzy mijały kolejne tygodnie w Abbeville.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 07, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Ostatnie ŻyczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz