Tydzień przeminął nieuchwytnie niczym ciepły wschód słońca w środku zimy.
Minseok załatwianie formalności w swojej nowej pracy traktował poważnie, acz z pewnego rodzaju sceptycznoscią.
Gdy zaczął się nad tym zastanawiać, doszedł do wniosku, że mimo wszystko cieszy się z tej ulgi na początek. Miał przynajmniej trochę czasu na oswojenie się z nowym miejscem, jeszcze przed rozpoczęciem prawdziwej pracy.- W razie jakichkolwiek wątpliwości, może mnie pan znaleźć w sekretariacie na szóstym piętrze - dokończyła ciemnowłosa kobieta, przeglądając poraz ostatni wypełnione przez Minseoka papiery.
- Dobrze. Dziękuję bardzo i dowidzenia - podziękował poraz kolejny, po czym wstał, skłonił się i wyszedł na korytarz.
Za obszernymi oknami, ciagnacymi się prawie przez całe piętro, zapadł już zmrok. Białe oświetlenie z wieżowca odbijało się na szybach tak, że można było przejrzeć się w nich jak w lustrach.
Rudawy koreańczyk kierując w stronę wind śledził swoje odbicie, które szło z nim krok w krok...
Zjechał na najniższe piętro, odebrał płaszcz z szatni i zarzuciwszy go sobie na ramiona, wyszedł na dwór.Była godzina 17:30, a na zewnątrz, poza światłami ulicy, panował jedynie mrok. Był raczej zimny, dosyć klimatyczny wieczór, który wprawiał go w dziwnie liryczny nastrój.
Powietrze było wilgotne, samochody jeździły szybko. Z każdej strony uderzały go jaskrawe światła neonowych napisów i bilbordów, które jakby przekrzykiwały się jedno przez drugie.
Minseok, rzwawo kroczył ulicą wpatrując się tępo we własne buty. Był zamyślony. Nie konkludował nad niczym konkretnym; po prostu śmiesznie oderwany od rzeczywistości wyciszał się. Zupełnie jakby-Dźwięk klaksonu huknął tak głośno, że nie tylko nieobecny rudzielec, ale cały tłum przerażonych koreańczyków, podskoczył pół metra nad ziemię.
Kiedy wszyscy znieruchomieli i zaczęli rozglądać się dookoła próbując wybadać sytuacje, Minseok wstrzymał oddech. Serce waliło mu w piersi jakby chciało wyskoczyć na zewnątrz. Przeraził się. Przeraził się, tak jak wszyscy pozostali, jednak kiedy inni zaczęli już ostrożnie się rozchodzić, on wciąż stał w miejscu nie wypuszczając powietrza z płuc.
Miał dziwne wrażenie, które pojawiło się w nim trochę zbyt instynktownie jednak było tak nachalne, że nie potrafił się go wyprzeć.
Wydawało mu się, że całe to zamieszanie jest z jego powodu...Nagle odwrócił się.
Nabrał powietrza i poraz kolejny ogarnął go intensywny szok. Tym razem tylko trochę milszy...Tuż na przeciwko niego, bardzo blisko krawężnika, stało wielkie, szare, sportowe Lamborghini. Było lekko zmatowione, jednak wciąż błyszczało się w neonowych światłach ulicy.
Minseok nie był specjalistą w motoryzacji, jednak domyślił się, że samochód był drogi. Obrzydliwie drogi.
"Chwila... czy on trąbił na mn-?"
Począł się zastanawiać, jednak kiedy spostrzegł, że okno auta zaczyna się uchylać, momentalnie spiął wszystkie mięśnie.
Szyba opuszczała sie powoli, płynnie, jakby specjalnie trzymając koreańczyka w napięciu. W końcu twarz kierowcy wyłoniła sie z cienia.Jeśli wcześniej serce owego dwudziestosiedmiolatka kołotało w poersi jak szalone, teraz tylko zwyczajnie stanęło, zamarło.
Młody właściciel owego samochodu wychylił się bezceremonialnie przez okno, opierając rękę na drzwiczkach i uśmiechnął się niczym dziecko. - Minseok! - krzyknął radośnie Luhan. - Wracasz do domu, tak? Idziesz pieszo? Może cię powieść?
Starszy rozmówca w pierwszej chwili nie był wstanie wydobyć głosu z gardła.
- Panie Luhan? - wydukał w końcu.
- Tak d-do domu. I tak. T-o znaczy nie! Naprawdę dziękuję panu za propozycje, jednak naprawdę... nie mógłbym z niej skorzystać.
- Jeśli mogę coś dodać to wolałbym być na "ty". Bedzie wygodniej, niesądzisz?
- Dobrze... - rudowłosy przełknął ślinę. - Jeśli tak wolisz, Luhan...
Te słowa zabrzmiały dziwnie przyjemnie w jego ustach.
- No daj spokój! - namawiał go dalej chłopak w aucie. - Gdzie dokładnie mieszkasz? Dla tej laleczki żadna odległość nie stanowi problemu. - Mówiąc to poklepał ręką szarą nawierzchnie Lamborghini.
- Nie wątpię w to - powiedział powoli uśmiechając się nieznacznie pod nosem. - Jednak naprawdę nie chciałbym nadużywać twoj-
- No dalej! Nie daj się prosić! - jęknął.
- Naprawdę. Przykro mi, ale-
- Skoro ci przykro to czemu po prostu nie wsiądziesz?
- Nie, to nie to. Mam na myśli że-
- Szefowi się nie odmawia - zarzartował Luhan. - To polecenie, musisz je wykonać. - I puścił mu oczko.
Minseok poczuł napływające rumieńcem na twarzy.
Poczuł nagle dziwną presje.
Dziwne pochłonięcie. Dziwne pragnienie.
Spojrzał gorączkowo na sportowy samochód, następnie na światła, które właśnie zmieniły kolor na żółty, a potem na Luhana.
CZYTASZ
PLAYBOY//XiuHan
FanfictionDwudziestosiedmioletni Minseok zostaje przyjęty w ogromnej firmie architektonicznej. Już pierwszego dnia okazuje się, że dyrektor naczelny nie jest "przystojnym i wysokim mężczyzną", lecz uroczym, blondwłosym chłopakiem. Mimo tego, więzi pomiędzy tą...