Słońce świeciło jak głupie, ale to normalne o tej porze roku. W końcu był maj, a niedługo zaczynały się wakacje, pogoda nie miała innego wyjścia, musiała dopisywać. Ale dlaczego jak ja męczyłem się w szkole?
Siedziałem na stołówce przy swoim stałym stoliku i jadłem lunch. Obok mnie mój kumpel, Jake, geniusz komputerowy, nawijał coś na temat nowego oprogramowania. Nie miałem więcej przyjaciół, wszystko ze względu na moją lekką nadpobudliwość. W każdym razie tylko Jake ze mną wytrzymywał, nie wiedziałem jakim cudem.
- Jake idziemy dzisiaj do kina? - spojrzałem na niego pytająco.
- Sorry stary, ale dzisiaj nie mogę. Obiecałem Melanie, że dzisiaj zostanę w domu i jej pomogę. - kumpel uśmiechnął się do mnie przepraszająco.
- Spoko, nie ma sprawy.
Melanie była macochą Jake'a. Na prawdę miła z niej kobieta, nie dziwiło mnie, że po śmierci mamy Jacob'a jego ojciec ożenił się właśnie z nią. Jego rodzice w ogóle byli super, nie to co moi. Moich nigdy nie było w domu, zawsze siedzieli w pracy. Kiedy jednak się zdarzyło, że byli w domu, to siedzieli w swoich gabinetach. Dla mnie nigdy nie mieli czasu.
- Max, dzwonek już był. - szturchnął mnie Jake.
Otrząsnąłem się z zamyślenia, chwyciłem swój plecach o ruszyłem na katorgę, która czekała mnie na biologii.
Nienawidziłem przedmiotów ścisłych, kochałem za to zajęcia fizyczne. Kiedy byłem mały, a moi rodzice mieli dla mnie jako tako czas, zaszczepili we mnie zamiłowanie do sportu. Byłem najlepszy w szkole, kilka razy pobiłem rekordy szkoły w kilku dyscyplinach. Uprawiałem też parkour, więc na brak rozrywki nie narzekałem.
- Panie Black, czy pan mnie słucha?
Oderwałem wzrok od drzewa za oknem i spojrzałem na profesor Faragon.
- Nie za bardzo - odparłem szczerze.
Kobieta posłała mi groźne spojrzenie. Nie lubiła mnie ze względu na moją matkę. Chodziło o to, że mój tata w liceum zerwał z nią i zszedł się z moją mamą... no, a potem był ślub i pojawiłem się ja. A profesor Faragon była najprościej w świecie zazdrosna i się na mnie uwzięła.
- Z czego zbudowana jest tkanka roślinna? - spytała nauczycielka patrząc na mnie wnikliwie.
- Nie mam pojęcia... a do czego mi się to przyda w przyszłości? Jestem człowiekiem, a nie rośliną - odpowiedziałem znudzony.
Kobieta wyglądała jakby miała za moment wybuchnąć, jednak się powstrzymała i prowadziła dalej zajęcia.
Usłyszałem za plecami chichot jakiś dziewczyn. Odwróciłem się. Za mną siedziała Amanda Kingley i Christy Mells, które, jak twierdził Jake, leciały na mnie. Uśmiechnąłem się do nich przelotnie, a te znów zachichotały. Do dzwonka jako-tako próbowałem skupić się na lekcji.
To była moja ostatnia lekcja tego dnia. Gdy wyszedłem ze szkoły, wsiadłem na swojego BMX'a i pojechałem do domu. Gdy przejeżdżałem obok Empire State Building, nucąc pod nosem jedną z nielicznych, lubianych przeze mnie piosenek Eminema, zatrzymałem się na czerwonym. Po chwili usłyszałem odgłos klaksonu, odwróciłem się i z przerażeniem stwierdziłem, że w moją stronę jedzie wielka ciężarówka.
Działałem instynktownie, nie zwracając uwagi na czerwone światło, ruszyłem. Na skrzyżowaniu zrobiło się zamieszanie. Samochody hamowały i trąbiły, nie wspomnę o obelgach jakie poleciały w moim kierunku. Kierowca tira nieudolnie próbował zahamować, a ja wymijałem inne samochody próbując uciec. W końcu zauważyłem jakąś wąską uliczkę, zahamowałem tak, że rower stanął mi dęba na przednim kole i szybko wjechałem w uliczkę. W ostatnim momencie, dokładnie sekundę później, tir przejechał w miejscu gdzie stałem.
Odetchnąłem z ulgą i oparłem się o kamienną ścianę. Nie pierwszy raz mi się coś takiego zdarzyło. Kiedyś, gdy byłem u dziadków na wsi goniło mnie stado koni... wtedy odkryłem to, jak szybko wspinam się po drzewach.
Wróciłem na główną ulicę i już miałem wsiąść na rower, gdy drogę zagrodziła mi jakaś dziewczyna. Miała brązowe włosy do połowy pleców i przenikliwe fioletowe oczy (pewnie nosiła kolorowe soczewki).
- Jedna zła decyzja, a już by cię nie było - odparła patrząc na mnie uważnie.
- Co? - zrobiłem zdziwiona minę.
Ale ona nic nie powiedziała. Wyminęła mnie i już po chwili zniknęła w tłumie.
Że co to miało być? Jeszcze moment stałem jak ten głupek na środku chodnika i starałem się zrozumieć co się właściwie przed chwilą wydarzyło, a potem wsiadłem na rower i znów ruszyłem w stronę domu.
Mieszkałem na środkowym Manhattanie na Piątej Alei niedaleko skrzyżowania z 72 ulicą w dużym apartamentowcu, na ostatnim piętrze. Było to wielkie mieszkanie z trzema łazienkami, trzema wielkimi sypialniami, salonem i kuchnią połączoną z jadalnią. Mieliśmy prywatna windę, która była jedynym dojściem do naszego domu.
Wszedłem z rowerem do windy i pojechałem na górę. Po pięciu minutach drzwi się otworzyły i znów byłem w domu.
- Wróciłem - powiedziałem na głos, choć doskonale wiedziałem, że nikt mi nie odpowie.
Rzuciłem plecak w kąt, a BMX'a oparłem o ścianę obok wejścia do windy. Sprawdziłem sekretarkę. Dzwoniła tylko ciocia Meggy, chciała coś od mamy. I nikt po za nią.
Na stole w jadalni, jak co dzień czekał na mnie ciepły obiad przygotowany przez Elizabeth, naszą gosposię. To praktycznie ona mnie wychowała i się mną opiekowała. Byłem jej za to bardzo wdzięczny. Teraz pewnie była na zakupach lub coś w tym rodzaju.
Zjadłem obiad przed telewizorem i posprzątałem jako-tako po sobie. Potem usiadłem na fotelu w salonie z laptopem na kolanach i puściłem muzykę. Przeglądałem strony i szukałem nowej deskorolki, choć miałem już z dziesięć, ale zawsze się przyda jeszcze jedna. Jednak i to mi się znudziło, wyciągnąłem więc telefon i wykręciłem numer mamy.
Pik, pik, pik...
- Przykro mi, jestem zajęta, proszę zostawić wiadomość, a na pewno oddzwonię. - usłyszałem melodyjny głos mojej mamy.
- Cześć. Chciałem się spytać, co słychać? Wiem, że jesteście zajęci, ale fajnie by było, gdybyście choć raz zadzwonili. U mnie wszystko w porządku... No to do zobaczenia. Zadzwoń jak będziesz mieć czas. - rozłączyłem się.
Jeszcze przez moment patrzyłem na ekran mojego samsunga i schowałem telefon do kieszeni.
- Oni na pewno tęsknią - usłyszałem za plecami znajomy głos.
Obróciłem się i uśmiechnąłem się szeroko do Elizabeth.
- Taa - wstałem i zabrałem od niej zakupy.
- Jak było w szkole? - spytała, gdy chowałem kapustę do szafki.
- Normalnie, nic sie ciekawego nie wydarzyło... chociaż nie - spojrzałem na nią. - Prawie mnie dzisiaj ciężarówka przejechała, ale udało mi się uciec. A potem pojawiła się jakaś dziewczyna, powiedziała coś takiego: „Jedna zła decyzja, a już by cię nie było", a potem sobie poszła - wzruszyłem ramionami i spojrzałem na Elizabeth.
Ona też mi się bacznie przyglądała, jej spojrzenie było tak intensywne, że odwróciłem wzrok.
- Nie powinieneś się tym przejmować. - uśmiechnęła się po chwili i machnęła lekceważąco ręką. - A teraz idź posprzątaj w pokoju.
Nie odezwałem się tylko skinąłem głową i poszedłem do siebie. Nie musiałem sprzątać, bo Elizabeth zrobiła to za mnie dzisiaj rano. Czy ona ma coś nie tak z pamięcią?Podoba się? Jeśli tak zapraszam do komentowania, przyjmę każdy rodzaj krytyki :D
Dajcie znać czy chcecie poznać dalsze losy pana Black'a :P
CZYTASZ
Ukryci [zawieszone]
Mystery / ThrillerMax Black jest zwykłym siedemnastolatkiem. Lekko nadpobudliwy chłopak ma tylko jednego przyjaciela, rodziców prawie nigdy nie ma w domu, bo ciągle pracują, zajmuje się nim gosposia. Na ogół prowadzi raczej nudne życie. Do czasu... Spotkanie nieznajo...