Drogi Yoongi...
Było nam tak dobrze. Do tej pory pamiętam wszystkie wspólnie spędzone chwile, te dobre jak i zarówno te mniej miłe.
Niesamowicie przeżywałem każdą naszą kłótnię, a Ty doskonale o tym wiedziałeś, byłem delikatnym typem człowieka. Za każdym razem płakałem. Raniłeś mnie, jednak nie zdawałeś sobie z tego sprawy. Ja w sumie też, ale z czasem coraz bardziej było to dla mnie widoczne. Wiedziałem, że mnie kochałeś, bo okazywałeś mi to cały czas. Kiedy Ci wybaczałem, zawsze brałeś mnie na ręce i mocno przytulałeś. Dokładnie wiedziałeś jak Twój dotyk na mnie działał. Gdy Twoje silne ramiona obejmowały moje chude ciało. Dostarczałeś mi ciepła, jakiego od zawsze mi brakowało.
To bardzo rani... to wszystko... ta cała sytuacja...
Na myśl nasuwa mi sie dzień, w którym sie poznaliśmy. Był to dokładnie piętnasty października. Szedłem spokojnie przez park i podziwiałem piękne barwy liści na drzewach. Wahały się one między intensywną czerwienią, brązem i pomarańczem. Całym sercem kochałem wpatrywać się w jesienny krajobraz, jesień była również moją ulubioną porą roku.
Zapatrzony w niebo potknąłem się o odstającą płytę z chodnika. Eh... trzeba się przyznać, że byłem typową fajtłapą i takie sytuacje często mi się przydarzały. Przygotowałem się już na upadek, jednakże zawisnąłem w bezruchu. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Ciebie. Moje serce zaczęło szybciej bić. Patrzyłeś na mnie i lekko sie uśmiechnąłeś. Przysięgam, mogłem wtedy oddać życie za ten uśmiech.
Postawiłeś mnie do pionu, a ja lekko sie zarumieniłem. Od tego czasu zaczęliśmy sie przyjaźnić. Miesiąc od tego zdarzenia byliśmy parą. Nawet nie wiesz, jak bardzo tego pragnąłem.
Tygodnie i miesiące mijały nam cudownie. Nigdy sie nie nudziliśmy w swoim towarzystwie, a nim się zorientowaliśmy, minęło już cztery lata związku. W końcu jednak nadszedł ten dzień...
Zadzwoniłeś do mnie, a ja bez wahania odebrałem telefon. Byłeś smutny, wyczułem to od razu. Miałem oko do takich rzeczy. Poprosiłeś o spotkanie i wiadome było, że się zgodziłem. Zawsze spotykaliśmy się w miejscu, gdzie wybawiłeś moją twarz od bliskiego kontaktu z chodnikiem, tak też było tego razu.
Usiadłem na pobliskiej ławce i czekałem. Po pewnym czasie zauważyłem Twoją sylwetkę zbliżającą się ku mnie. Wstałem, a Ty wyciągnąłeś bukiet pięknych, czerwonych róż zza pleców. Patrzyłem na nie z podziwem i wtuliłem się w Ciebie, jednakże nie odwzajemniłeś tego czułego gestu. Spojrzałem na Ciebie smutnym wzrokiem. Twoje oczy były zamknięte. Odsunąłem się, by mieć wgląd na całą Twoją twarz. Poprosiłeś żebym usiadł, tak też zrobiłem.
Powiedziałeś że wyjeżdżasz na bardzo długo. Przez chwilę patrzyłem na Ciebie tępym wzrokiem, kompletnie nie rozumiejąc sytuacji. Gdy w końcu oprzytomniałem, wypytywałem o wszystko. Jednak najważniejszym pytaniem było "dlaczego?". Nie uzyskałem odpowiedzi, więc westchnąłem cicho. Tym razem mając nadzieję chociażby na krótką odpowiedź, zapytałem się czy będziemy się w jakiś sposób kontaktować, jednakże odpowiedziałeś że to raczej nie będzie możliwe. Pokiwałem głową ale nadal tego nie rozumiałem. Czy to była moja wina? Nie byłem dla Ciebie wystarczająco dobry? Ostatnie zdanie jakie wypowiedziałeś zapadło mi głęboko w pamięć.
"Wrócę gdy te róże zwiędną" po tym wpiłeś się w moje usta i chwile później odszedłeś bez słowa pożegnania. A ja głupi zamiast biec za Tobą, stałem tak wpatrzony w Ciebie, gdy się oddalałeś. Po upływie około dziesięciu minut ruszyłem w stronę domu.
Wszedłem do kuchni i szukałem wazonu. Nalałem do niego wody i wsadziłem kwiaty. Zmarszczyłem brwi i dokładniej się im przyjrzałem. Były sztuczne. Łzy płynęły mi strugami po policzkach. Teraz wszystko zrozumiałem. "Wrócę gdy te róże zwiędną". Było to dla mnie jasnym znakiem, że już nigdy Cię nie zobaczę.
Porzuciłem szkołę, znajomych i totalnie olałem rodziców. Wyłączyłem telefon, zamknąłem się w swoim pokoju na klucz i siedziałem w samotności, mając cichą nadzieję, że to wszystko to tylko idiotyczny żart. Wszystkie próby kontaktowania się ze mną podejmowane przez rodziców i moich najbliższych przyjaciół były bezowocne. Nie miałem ochoty na spotykanie się z jakimkolwiek człowiekiem.
Minęło kilka miesięcy, a ja w miarę się pozbierałem. Cała szkoła plotkowała, a głównym tematem była moja długa nieobecność. Hoseok bardzo się o mnie martwił. Pytał jak się czuję oraz czy idę na Twój pogrzeb. Zmarszczyłem brwi, w ogóle nie wiedząc o co mu chodziło. Cały ten dzień zastanawiałem się nad słowami mojego przyjaciela. Po skończonych lekcjach, w drodze powrotnej, opowiedział mi o wszystkim, a ja oburzyłem się kompletnie, mówiąc mu jakim on jest debilem, wymyślając takie historyjki wyssane z palca.
Chcąc wyjaśnić to wszystko udałem się w jedno miejsce do osoby, która jako jedyna mogłaby dać mi odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania. Poszedłem do Twojego domu. Zawsze mówiłeś mi: "Wchodź tu o każdej porze dnia i nocy, jeśli bedziesz czuł taką potrzebę. Nie pukaj, ani nie dzwoń dzwonkiem. Czuj się u mnie jak we własnym domu. Moja Mama cię uwielbia i nie będzie miała nic przeciwko temu." Jednak nie zastałem Cię w nim, a Twoja mama była zapłakana. Wręczyła mi Twój pamiętnik i mówiła, że prosiłeś mnie o to, aby mi go dała. Nie wiedziałem że go pisałeś. Często mówiłeś, że takie coś jest zajęciem dla dziewczyn. Wróciłem do domu, po czym od razu usiadłem na łóżku i otworzyłem kolorowy zeszyt. Powoli czytałem każde Twoje słowo, dokładnie rozważając treść zdań, aż dotarłem do ostatniego wpisu.
Dławiłem się swoimi łzami. Nie mogłeś nic zrobić. Po prostu byłeś chory. Lekarze nie dawali Ci żadnych szans na przeżycie. Dlaczego nic nie powiedziałeś? Nie chciałeś żebym cierpiał? Czekał na Twoją śmierć? Nie mogłem złapać tchu.
Pobiegłem do domu Hobiego, wycierając rękawami bluzy wciąż płynące strumienie łez. Gdy otworzył drzwi wtuliłem się w niego i zacząłem krzyczeć. Myśl, że nie żyjesz dobijała mnie całkowicie.
Nadszedł dzień pogrzebu. Nigdy nie pomyślałbym, że aż tyle ludzi mogło się pojawić. Twoja trumna była w najjaśniejszym odcieniu bieli. Miałeś już zostać pochowany. Podszedłem do wielkiej skrzyni i padłem na kolana. Objąłem mocno chłodną trumnę wychudzonymi rękoma i zacząłem rzewnie płakać. Położyłem na niej różę. Taką samą jak te, które wręczyłeś mi ostatniego dnia naszego spotkania.
"Przestanę Cię kochać wtedy, gdy ta róża zwiędnie" wyszeptałem pod nosem. Ale wiesz co? Była sztuczna, bo moje uczucie do Ciebie nigdy nie zaniknie.
Zostały mi po Tobie jedynie czerwone róże...
Mam nadzieję że kiedyś ponownie się spotkamy, a wtedy znowu będziemy ze sobą szczęśliwi, tak jak dawniej.
Kocham Cię całym sercem Yooni, nigdy o Tobie nie zapomnę.
Twój Jiminnie