Trzecia szansa

230 13 1
                                        

           Czas wciąż uparcie gnał do przodu nie dając mi, ani chwili wytchnienia. Nie wiedziałam w co mam włożyć ręce. Czy najpierw posprzątać, ubrać się, umyć, umalować, czy uczesać? A może najpierw zjem śniadanie? Tak dużo do zrobienia, a tak mało czasu. Oczywiście mojemu wujkowi musiało się przypomnieć o jedenastej, że u niego mam być już na czternastą. Tak cholera! Teleportuje się do niego w magiczny sposób, prawda? Droga samochodem zajmuje około dwóch i pół do trzech godzin. Z wielką chęcią urwałabym mu głowę, ale nie zrobię tego...Jeszcze.

           Biegałam po domu jak poparzona i próbowałam robić kilka rzeczy na raz, co nijak mi wychodziło.Wszystko rozsypywało mi się w dłoniach. W końcu po kilkudziesięciu minutach boju z - samą sobą? - udało mi się pozbierać. Teraz muszę  tylko załatwić sobie transport, bo przecież jak ja siądę za kierownicą to zabiję połowę miasta. Nie żartuję.

Potrzebny mi był jakiś...hmmm...wariat, tak to dobre określenie. Przejrzałam cały spis kontaktów w moim telefonie i po krótkim przeanalizowaniu postanowiłam zadzwonić do Szymona - przyjaciela z liceum. Wybrałam numer. Odebrał po 3 sygnałach. A już myślałam, że znowu gdzieś zostawił telefon jak to miał kiedyś w zwyczaju.

-Słucham?

- Cześć Szymon. Mam do ciebie taką małą prośbę. - powiedziałam witając go od razu proszącym głosem. Zrobiłam również maślane oczka, jakby to miałoby mi w czymś pomóc

- Marta! Ile to minęło? Co potrzebujesz? Wal śmiało. - roześmiał się jak zawsze, gdy go o coś prosiłam.

- Potrzebna mi podwózka do Kielc, dasz radę? - zapytałam z nadzieją w głosie. Błagam, żeby mógł. Proszę zgódź się.

- Pewnie. Za pięć minut będę czekał pod blokiem. -  powiedział.


- Dziękuję! Jesteś wielki! - niemalże krzyknęłam. Chociaż słyszałam dźwięk kończący połączenie dorzuciłam - To do zobaczenia!

         Stałam na parkingu i czekałam na chłopaka. Jak obiecał. Podjechał swoim czarnym audi r8. No nie powiem, ładnego cacka się dorobił. Wsiadłam z pośpiechem do środka i przywitałam się z przyjacielem. Prawie się nie zmienił. Wciąż posiadał blond grzyweczkę, z którą chyba już nigdy się nie pożegna i te śliczne niebieskie oczka. Boże, czemu ja tak lubię ludzi z niebieskimi oczami?

- Śpieszy ci się, czy chciałaś odnowić kontakty? - rzucił na przywitanie z ironicznym uśmiechem. Tylko on mnie tym nie wkurzał.

- Jeżeli mam być szczera, to mi się spieszy. - wyszczerzyłam się do niego zapinając przy tym pasy. Machnęłam ręką dając mu do zrozumienia, żeby ruszał.

- Więc ile mam czasu? -zapytał wyjeżdżając na ulicę.

- Mam być tam na 14, więc proszę o to żebyś się nie spóźnił.  - powiedziałam głosikiem małej, słodkiej dziewczynki, po czym oboje zaczęliśmy się śmiać.

- Mało czasu, ale da się zrobić. Tylko jeden warunek - pokiwałam głową - Nie drzyj się, jak będę jechał za szybko tak jak było to poprzednim razem - spojrzał przez chwilę na mnie, po czym znów wzrokiem wrócił na trasę.

- Jas...

- A i nie piszcz, nie wykonuj dziwnych ruchów i nie próbuj zaciągać ręcznego, bo nas zabijesz.  Ostatnio skończyło się to dość kiepsko. Nam może nic się nie stało, ale auto troszkę ucierpiało.

- Dobra! Czaję! Jedź już! - palnęłam. Chłopak uśmiechnął się i zaczął przyspieszać, nie zwracając zbytniej uwagi na zakazy. Czasami go za to uwielbiałam, ale zazwyczaj miałam ochotę w takiej sytuacji wyskoczyć przez okno.

           Po kilkudziesięciu minutach myślałam, że zejdę na zawał. Ten człowiek kiedy prowadzi nie zachowuje się normalnie, nie mogłam się odezwać słowem, bo zaraz mnie uciszał. Cóż, sama się o to prosiłam, jednak powinien pozwolić mi się odzywać. Powiedzcie mi jedną rzecz, czy wy czulibyście się bezpiecznie i siedzielibyście cicho, gdyby wasz kierowca wyprzedzał wtedy, gdy po obu stronach jadą tiry i wygląda to tak, jakbyście mieli zaraz mieć czołowe zderzenie. No, bo ja w to wątpię, a tak było niemalże co kilka minut.

           Dojechaliśmy na pięć minut przed wyznaczoną godziną. Kocham i za razem nienawidzę tego gościa, ale i tak jestem mu wdzięczna.

- Jestem ci dłużna, ale na razie muszę lecieć. Do zobaczenia! - powiedziałam wyskakując w pospiechu z auta. Wydawało mi się, że blondyn chciał coś powiedzieć, ale po prostu nie zdążył, a ja nie miałam zamiaru się wracać, bo na pewno bym nie zdążyłam. Wpadłam do domu wujka bez pukania. Na całe szczęście nie miał zamkniętych drzwi, bo zapewne miała już uszkodzony nos. Kiedy chrzestny - Daniel - mnie zobaczył, tak się ucieszył, ewentualnie zdziwił - no nieważne - że wypuścił z ręki talerz.

- Mała! Zdążyłaś, a ja się bałem, że ci się nie uda. - przytulił mnie

- Jakoś się udało, ale głowę to ja ci powinnam urwać. - powiedziałam z udawaną powagą, na co mój wujek zaśmiał się lekko i poklepał po głowie jak małe dziecko.

- Tak, tak. A teraz chodź, bo mam ci coś do przekazania. - machnął ręką dając mi do zrozumienia, abym za nim poszła. Tak też uczyniłam, by po kilkunastu sekundach znaleźć się w salonie.
Usiadłam na sofie i poczekałam aż wujek wygrzebie "coś" z szuflad. Szukał tego kilka minut i kiedy tylko znalazł wykrzyknął "eureka!" jakby odkrył coś godnego nagrody nobla. Ja natomiast wsłuchując się w ciszę podskoczyłam jak poparzona, kiedy Daniel krzyknął na cały dom jak małe dziecko. Ten człowiek, tak jak połowa społeczeństwa, naprawdę doprowadzi mnie kiedyś do palpitacji serca.

- Nie strasz ludzi! - zwróciłam się do niego - O mało zawału nie dostałam! - dotknęłam teatralnie klatki piersiowej.

- Taka młoda, a już chce zawału dostać! Twoje niedoczekanie - puknął mnie w czoło po czym podał teczkę z jakimiś papierami w środku. Popatrzyłam na nią z lekkim zdziwieniem, a po chwili swój wzrok przeniosłam na wujka, która gestem rąk pospieszał mnie do otworzenia teczki. Nie mając innego wyboru otworzyłam teczuszkę i przejrzałam na szybko papiery, żeby po chwili stwierdzić, że są to kartki związane z moją przyszłą pracą. Z każdą minioną linijką tekstu moje oczy stawały się co raz większe. Po chwili oderwałam wzrok od kartki i spojrzałam na wujka. - To jakiś żart? - wyrzuciłam pierwszą myśl krążącą po głowie, która domagała się wyjścia na świat zewnętrzny. - Nie. Czemu miałbym żartować? - powiedział z pełną powagą, co do niego zupełnie nie pasowało.           Nic mu nie odpowiedziałam, tylko wróciłam wzrokiem na literki, które układały się w słowa, a te zaś w zdania, w które ni cholery nie mogłam uwierzyć. Przez kolejne kilka chwil nie docierał do mnie sens tego tekstu. Coś takiego zdarza się chyba raz w życiu. Miałam zostać fizjoterapeutką, ale nie byle jaką. Miałam być fizjoterapeutką męskiej reprezentacji Polski w siatkówce. Nie wiem, jak Daniel to załatwił, ale jest wielki. Nawet nie śniłam o takiej pracy. Zawsze myślałam, że będę gdzieś tam w jakiejś przychodni, szpitalu pracowała. Może otworzę własny gabinet, ale nigdy do głowy nie wpadł mi taki pomysł.  Minęła kolejna chwila zanim ogarnęłam natłok myśli, który w tym momencie mnie dopadł. Rzuciłam się chrzestnemu na szyję. Nie wiedziałam jak wyrazić swoją wdzięczność, więc po prostu przytuliłam się jak kilkuletnie dziecko.

- Kiedy ty ostatnio tak się na mnie rzuciłaś? - zaśmiał się i mocniej objął.

- Dziękuję. Naprawdę dziękuję - zaczęłam się uśmiechać. Nie sądziłam, że Daniel potrafi zrobić coś takiego.

- Tak w ogóle, to zostajesz na noc? - zapytał kiedy odsunęłam się od niego i opadłam na fotel.

- Nie wiem, chyba wrócę do domu i pomyślę nad tym. - pomachałam teczką z uśmiechem na twarzy.

- To cię odwiozę - powiedział i usiadł na drugim fotelu.

           Porozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, po czym zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy w stronę Jastrzębskiego-Zdroju.

           Kilka dni później dostałam telefon od Antigi, któremu twierdząco odpowiedziałam na propozycję pracy. Cóż, musiałabym być skończoną idiotką, gdybym jej nie przyjęła. Jednak dopiero wtedy zrozumiałam z czym i kim to się wiąże. Miałam cichą nadzieję, że podołam wyzwaniu.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 18, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Kolejna SzansaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz