Jadąc samochodem do domu, nawiedziły mnie różne wspomnienia. Od tych miłych aż po te przykre.
***
— Jesteś szalona Van! — wykrzyknęłam, chichocząc pod nosem, gdy przyjaciółka zdradziła mi swój zwariowany plan.
— Dlaczego? — zapytała rudowłosa, wtórując mi chichotem.
— No nie wiem... — udawałam zamyśloną. — Chcesz się komuś włamać do domu, żeby trochę postraszyć mieszkańców! To szalone! Sama okolica jest już w sobie straszna. — Było naprawdę blisko, abym popłakała się ze śmiechu. Z daleka nie wyglądało to śmiesznie, ale dla nas jak najbardziej takie było.
— Daj spokój! To tylko Halloweenowa zabawa!
— Czy twój kolor włosów ma coś do twojej upartości? — zapytałam, niby śmiertelnie poważna, na co dostałam kuksańca w ramie od piegowatej. — Przepraszam!
— Zróbmy to wreszcie — powiedziała ruda, a ja w geście zgody złapałam przyjaciółkę za rękę, ciągnąc ją za sobą.
I tak o to biegłyśmy przed siebie, głośno się śmiejąc. Nie zwracając uwagi na nic... Biegłyśmy przez całe osiedle, wypełniając je naszym śmiechem. Byłyśmy cholernie szczęśliwe, a resztę miałyśmy gdzieś.
***
— Widzisz to? — zapytała moja przyjaciółka, wskazując palcem owe miejsce.
— Ale co? — zapytałam, nie rozumiejąc, o co chodzi Van. Wskazywanie palcem nic nie dało, bo naprawdę nic tam nie widziałam. Może miał na to wpływ wcześniej wypity alkohol na domówce u jednego ze starszych kumpli rudej.
— Zamknij się, to może, chociaż coś usłyszysz! — syknęła na mnie, na co wzruszyłam ramionami, próbując mimo wszystko dopasować się do jej zaleceń. Gdy próbowałam się skupić, rozbolała mnie tylko głowa, ale nic wciąż nie słyszałam.
— Już? Ogarniasz, o co mi chodzi? — zaczęła dopytywać.
— Cicho! — warknęłam na swoją przyjaciółkę, bo w oddali zaczynałam coś słyszeć.
Vanessa miała rację. Po drugiej stronie ulicy, w jednym z tamtejszych zakamarków, słychać było różne, dziwne odgłosy. Chwilę później nawet dostrzegłam to własnym wzrokiem. Ktoś kogoś bił i nie była to uczciwa walka. Trzech na jednego. Co mamy robić?
— Nie mogę tak dłużej — jęknęła Van i prawie pewnym krokiem ruszyła przed siebie.
Na szczęście lub nie, było na tyle późno, że ta ulica praktycznie była pogrążona we śnie. Żadnego samochodu, żadnego żywego człowieka poza nami. Czy był sens pakować się w to całe zamieszanie? Czy dwie, pijane piętnastolatki mogły komuś pomóc?
Ocknęłam się, dopiero gdy Vanessa przeszła już prawie całą ulicę. Bez przemyślenia pobiegłam za nią. Gdy ją dogoniłam, złapałam jej zimną rękę i pociągnęłam w przeciwnym kierunku. Miałam szczęście, że przeważałam rudą moją siłą. Inaczej nigdy bym jej nie zawróciła i mogło skończyć się to nie najlepiej. Byłam tak spanikowana, że nawet nie zadzwoniłyśmy na policję, a kto wie? Może w ten sposób byśmy pomogły. Wciąż trzymając chłodną rękę przyjaciółki, biegłam w drugą stronę, chcąc dotrzeć do domu, ale dla bezpieczeństwa wybrałam drogę na około. Wolałam nie ryzykować.
***
— Nie możemy tego zrobić — pokręciłam smutno głową.
YOU ARE READING
Brakujący element
Teen FictionGdy miałam szesnaście lat, najważniejsza osoba w moim życiu straciła swoje życie. Straciłam mojego brata w wypadku samochodowym. Straciłam grunt pod nogami, załamałam się. Z każdym kolejnym dniem, umierałam z tęsknoty. Pochowaliśmy pustą tru...