Dwa lata później.
Przeciągam pędzlem po płótnie, kończąc obraz. Odchodzę kilka kroków i przyglądam się swojemu dziełu. Przedstawia zielone wzgórza otulone mgłą i burzowe niebo. Jestem zadowolony z efektu. Miałem ogromne wątpliwości, gdy zaczynałem go malować, ale widocznie jestem zdolniejszy niż przypuszczałem.
Wokół panuje okropny bałagan. Stół jest dosłownie zasypany pędzlami i tubkami po farbach. Światło dogasających świec tworzy krąg wokół sztalugi, a wydłużone cienie kładą się na posadzce tworząc wizje demonów i stworzeń rodem z piekieł.
Jestem okropnie zmęczony. Przez długo czas nie odrywałem się od płótna, aby skończyć zamówienie na czas. Moje kości głośno protestują, gdy się poruszam, a powieki ciężkie jak z ołowiu nie pozwalają unieść się na dłużej niż kilka sekund. Z westchnieniem ulgi przysiadam na taborecie i rozwiązuję aksamitną tasiemkę, pozwalając swoim czarnym lokom opaść na kark. Zanurzam ręce w stojącej nieopodal miednicy z wodą i opłukuję twarz. Płyn natychmiast zabarwia się na granatowo.
Nagle z cieni wyłania się dziewczęca sylwetka. Rozpoznaję Helen. Ubrana jest w krwistoczerwoną suknię przyozdobioną złotymi koralikami. Kasztanowe włosy kaskadą spływają na plecy, a z ogromnego dekoltu wylewa się biust. Oświetlona płomieniami świec, wygląda jakby stała w ogniu- pani Hadesu.
Powolnym krokiem podchodzi i oplata mnie ramionami w pasie.
-Piękny obraz.- Szepcze wprost w moje ucho.
-Uhm...tak.- Wstaję gwałtownie, wyswobadzając się z objęć dziewczyny. Natychmiast mój kręgosłup atakuje ból. I choć prawie zasypiam na stojąco, chwytam najbliższy pędzel i podchodzę do sztalugi.- Muszę jeszcze wprowadzić kilka poprawek, więc nie czekaj na mnie.
Wpatruję się intensywnie w obraz, który nie wymaga żadnych udoskonaleń i staram się wyglądać na natchnionego artystę.
-Charles.-Helen wchodzi między mnie a płótno. Na jej twarzy maluje się dziwny wyraz.
Opiera dłoń na mojej klatce piersiowej i zaczyna bawić się guzikami koszuli. Owiewa mnie słodka woń jej perfum. Próbuję ukryć grymas zniesmaczenia, ale i tak zauważa. Zastyga w bezruchu, a ja odwracam wzrok. Milczę, patrząc gdzieś przez nią i poza nią.
-Spójrz na mnie.- Mówi stanowczo.
Niechętnie na nią spoglądam. Zielone oczy zmrużone są w wyrazie irytacji, idealnie wykrojone usta zaciśnięte w wąską linię. Jest bardzo młoda- ma dopiero dziewiętnaście lat- i nieprzyzwoicie piękna.
Nagle chwyta mnie za kołnierz i przyciąga moją twarz do swojej. Całuje mnie dziko i namiętnie, przelewając w ten pocałunek całą swoją rozpacz i nadzieję. Przez chwilę mam wrażenie, że jej włosy to płomień, który zaciska się na mojej szyi i klatce piersiowej pozbawiając mnie powietrza. Odpycham ją wściekle. Z głośnym łoskotem wpada wprost na szafkę wypełnioną porcelanowymi filiżankami. Słyszę ich brzęk, gdy przewracają się i toczą po półkach. Helen patrzy na mnie z niedowierzaniem i ociera krew wypływającą z przygryzionej wargi.
-Zachowujesz się jak dziwka.- Słowa wydostają się z mich ust, choć wcale tego nie chcę.- Jak ty wyglądasz?
Równie dobrze mógłbym ją spoliczkować. Jej oczy wypełniają się łzami.
-Nie dotykasz mnie.- Mówi płaczliwie.- Unikasz, nie patrzysz w twarz. Co robię źle?
-Nawet nie jesteśmy małżeństwem!- Przeczesuję dłonią włosy i kopię w sztalugę.
-Ale możemy być!- Podbiega do mnie i chwyta za nadgarstek. Jej pierś faluje gwałtownie.- Jestem na to gotowa! Naprawdę. Może myślisz, że jestem za młoda, ale...
-Nie!- Krzyczę i wykręcam jej rękę- nie chcę, żeby mnie dotykała.
Helen syczy z bólu i patrzy na mnie zaskoczona. To rozsierdza mnie jeszcze bardziej. Czuję narastający gniew. Jestem wściekły na siebie za to, co robię tej dziewczynie. Jestem wściekły, bo to ze mną jest problem- nie z nią. Czy ona nie może po prostu mnie zostawić? Dlaczego ciągle przy mnie trwa? Powinna mieć teraz męża, kochającą rodzinę i chodzić na długie spacery ze znamienitymi osobistościami. Ja nie mogę jej tego dać. Dlaczego ona tego nie widzi?
-Wyjdź! Po prostu zniknij mi z oczu!- wsuwam dłonie w burzę loków na mojej głowie i mocno ciągnę. Moje oczy wypełniają się łzami. Przez chwilę nic się nie dzieje, a potem Helen wybiega z pokoju pozwalając, by trzaśnięcie drzwi odpowiedziało za nią.
W ataku furii chwytam stolik i uderzam nim w ścianę. Szklany blat rozbija się w drobny mak, raniąc moje ręce. Osuwam się na kolana wprost w ostre odłamki i cicho łkam.
Gdy poznałem Helen, myślałem, że może kiedyś nasza znajomość przerodzi się w coś więcej. Jest mądra, inteligentna i dobra. Jest dla mnie bardzo ważna. Nie mam nikogo poza nią. Wydaje mi się, że ją kocham. Dlaczego więc czuję obrzydzenie, gdy mnie całuje? Dlaczego więc po prostu się z nią nie ożenię?
Dzieje się ze mną coś niedobrego. Mam dziwne myśli. W mojej głowie powstają zaskakujące wizje. Ukrywam wiele szkiców i obrazów, które odzwierciedlają moje pragnienia, a których nie mogę ich nikomu pokazać. Czasami sam jestem przerażony tym, co tworzę. Dlatego skupiam się na pejzażach. Odmawiam malowania ludzi. Mimowolnie przelewam za dużo w portrety. Są odzwierciedleniem mojej duszy, zdradzają moje sekrety.
Oddycham głęboko, a kropelki krwi wsiąkają w materiał moich spodni.
![](https://img.wattpad.com/cover/85348026-288-k682001.jpg)
YOU ARE READING
Portret
RomanceEpoka wiktoriańska. Dwudziestokilkuletni Charles Bryce to początkujący i bardzo utalentowany malarz. Po nieprzyjemnych przejściach zaczyna nowe życie. Wszystko potoczyłoby się dobrze, gdyby nie dług... Pewnego dnia na progu Charles'a pojawia się wpł...