17. | "Nie bądź jak Marinette."

229 18 1
                                    

Marinette

Przełożyłam jeden róg na drugi. Złapałam za środek i wepchnęłam do środka. Fuck. Rozerwało się.

Od nowa.

Na pół, rogi do środka. Zagiąć końcówki i pociągnąć. Delikatnie...

I gówno.

Westchnęłam poirytowana.

- Muszę panienkę zasmucić, ale to nie jest łabędź. W sumie to nie wiem co to jest. Zacznij od nowa, musi się w końcu udać. - nauczycielka poklepała mnie po ramieniu i poszła dalej.

Nanana nie wiem co to jest, muszę panienkę zasmucić. Kiedyś się uda, nanana. Gówno się uda jak się postaram...

- Przestań mamrotać Marinette. - mruknęła Alya.

Spojrzałam nią gniewnie spod grzywki. Jej palce jakby były zaprogramowane do robienia origami, składały papier. Kartka uginała się pod naciskiem jej palców, a ona z lekką wyższością patrzyła na efekty swojej pracy.

Za to moje coś nie było chociażby ładne. Nawet gdyby nie była pognieciona to jeszcze by jakoś wyglądała, ale tak to poprostu jak syf z kubła na śmieci. Super.

- Ja wcale nie mamrotam. - odparłam oburzona.

- To nie jest trudne. - spojrzała się na mnie jak na debila. - Poprostu miej władzę nad kartką i skup się.

Najlepiej to ją wytresuje i niech skacze przez kółko.

- Marinette.

- Tak mam na imię.

Chłopak przede mną odwrócił się, a zielone tęczówki znokałtowały mój umysł.

- Jak to jest, że masz problem z origami, skoro świetnie szyjesz? - zapytał Adrien.

- Taka uroda. - odpowiedziałam z grobową miną.

Marinette jest dziwna.

Nie bądź jak Marinette.

- Okej, dzieciaki zostało mało czasu do końca lekcji. Po numerkach z dziennika podchodźcie do biurka, a ocenię waszą pracę.

SUPER.

~~~~

Nadal wkurwiona Marinette

Brnęłam przez śnieg mocząc coraz bardziej spodnie. Grzywka przygnieciona przez czapkę wchodziła mi na oczy, a wełniany szalik drapał szyję. Biały syf padał dalej i choć słońce chyliło się ku dołowi śnieg odbijał światło, przez co nie było aż tak ciemno.

- Hej! - krzyknęłam gdy ktoś przebiegł mi przed nosem.

Czarna, zakapturzona postać pomknęła dalej ulicą nieodwracając się. Prychnęłam pod nosem i już miałam odchodzić, ale usłyszałam czyiś głos. Wołał o pomoc?

- Halo? Czy ktoś tu jest? - zapytałam się idąc w stronę dźwięku.

- Po-pomocy... - głos słabnął coraz bardziej.

Wychyliłam się zza róg. Na śniegu leżała półprzytomna, konająca kobieta. Spojrzała się na mnie mętnymi oczami, a ja już wiedziałam, że nie da się już nic zrobić. Krew wypływała z jej ciała jak woda z gąbki.

- Kto pani to zrobił? - spytałam się jej. Na policzku miała czarnego motyla.

- Upiór... metalowa maska...  - bełkotała.

- Mówił coś pa...-

Kobieta ostatkiem sił złapała mnie za kurtkę.

- Ostrzeż Biedronkę... i Czarnego Kota... - kaszlała.

Opadła na ziemię, a jej klatka piersiowa już nie uniosła się.

***

Hej, everybody!

Powracam i wogóle.

416 słów.

Pomścijcie moich nauczyciele, bo umieram z nadmiaru prac klasowych, sprawdzianów i innych gówien.

Następny za tydzień

Żegnam!

💕Potworkowata💕





Ironia Losu | Miraculum: Biedronka i Czarny KotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz