2. | Spotkanie z Kotem

472 32 14
                                    

Rozdział dedykuję Karola253
Genialnie mnie motywujesz dziewczyno!

Marinette

Szłam korytarzami szkoły mijając ludzi jakby nigdy nic. Nagle mój nos uderzył o coś twardego. Ktoś złapał mnie za nadgarstki.

- Uważaj jak chodzisz Kropeczko.

Kropeczko?

Czarny Kot?

Dukając przeprosiny pod nosem, podniosłam oczy na twarz chłopaka. Zielone tęczówki uderzyły mnie do najgłębszych części serca i duszy, poplątały język.

- A-Adrien?

Schylił się do mojego ucha. Musnął nosem płatek ucha, a mnie od tego miejsca pszeszła fala szczęścia i rozkoszy. Szepnął do mnie swoim cudownym głosem:

- Pora wstawać, Marinette.

- Co?

- Wstawaj! - jego głos w miarę upływu czasu stawał się coraz cieńszy - spóźnisz się na spotkanie z Czarnym Kotem! - wykrzyczał

Otworzyłam oczy. A było tak pięknie.

- Obudź się!

- Nie krzycz mi do ucha, Tikki.

- Oj, wybacz. Budzik ci nie zadzwonił, a jest już za dziesięć.

CO?!

Otworzyłam szerzej oczy i zerwałam się z łóżka. Popędziłam do łazienki, umyłam twarz i uczesałam się ponownie w kitki.

Za sześć północ.

- Tikki kropkuj! - błysnęło światło, a ja ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Otworzyłam okno, wyrzuciłam jojo, które zaczepiło się o budynek.

Wiatr muskał moją twarz, a ja szybowałam po czarnym, gwieździstym niebie. Zobaczyłam dwóch mężczyzn uwieszonych na sobie, niosących (lub też próbujących) butelki po alkocholu. Śmiali się na cały głos, kiwali na boki. Nogi im się plątały, a ci tylko rechotali za wszystkiego. Jak człowiek jest pijany, staje się beztroski

Stanęłam na Wieży Eiffla. Przede mną tyłem stał Kot. Patrzył na panoramę miasta, a klamra od paska opierała się o podłoże. Stał tak, zatrzymując czas, tworząc piękną chwilę. Miał mięśnie rozluźnione, choć plecy wyprostowane. Jego włosy odbijały zarówno światła miasta, jak i aurę Księżyca. Odwrócił się do mnie, a wesołe iskierki tańczyły w jego oczach.

- Dobrze, że jesteś, Księżniczko.

Ocknęłam się i zamknęłam buzię.

- To... po co chciałeś się spotkać?

~~~~

Adrien

Stała przede mną w czerwonym kostiumie w czarne kropki. Fiołkowe oczy śledziły każdy mój ruch. Mógłbym się w nim utopić. Wiatr muskał jej granatowe włosy nadając im życia mimo ograniczających je gumek do włosów. Grzywka wchodząc na czerwoną maskę odbijała światła Księżyca i miasta.

Mówże wreszcie. Zanudzasz mnie tymi swoimi rozkminami.

Cicho Plagg.

- Eee... bo znamy się już parę miesięcy i tak myślę sobie czy... bo ja ci ufam i sam tego nikomu nie powiem... czy by nie warto znać wzajemne tożsamości?

Ironia Losu | Miraculum: Biedronka i Czarny KotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz