Oryginalny

317 63 25
                                    


Cierpienie.

Znasz to uczucie, prawda?

Ból przeszywający nas od środka.

Nie okłamuj samego siebie.

Na pewno cierpiałeś chociaż raz.

Gdy opuścił Cie przyjaciel.

Zostawiła druga połówka.

Czy chociażby zmarł chomik.

Pewnie też nie raz dławiłeś słowa, aby nie zacząć płakać z bólu.

Wypowiadałeś tylko parę słów, aby zakończyć rozmowę.

"Wszystko okej."

"Jest w porządku."

"Nic mi nie jest."

Ale oni zawsze drążą temat, prawda?

Zawsze pojawiają się kolejne pytania, na które tak bardzo nie masz ochoty odpowiadać.

Boisz się.

Boisz się, że gdy zaczniesz o tym mówić, to nie będziesz mógł przestać płakać.

Boisz się, że ta osoba to wyśmieje.

Albo gorzej.

Że będzie Ci próbowała pomóc.

Nieudolnie.

Przez co sprawi, że ból się nasili.

Nikt nie jest doskonały.

A jeśli ktoś nie jest doskonały, to jest oryginalny.

Tej zasady starałem się trzymać.

Niestety, czasem mi nie wychodziło.

Wtedy wracało cierpienie.

Drzwi od mojego pokoju są już podrapane.

W niektórych miejscach widnieje nawet trochę mojej krwi.

To jest moje cierpienie.

Te drzwi.

Wiem, że wydaje Ci się to zabawne.

Ale nic na to nie poradzę.

To na nie przelewam swoją złość, smutek, ból.

I cierpienie.

Są już przesiąknięte tymi emocjami, których nie chce pokazać światu.

Tymi, które duszę w sobie.

Tymi, które zjadają mnie od środka.

Te pieprzone drzwi wiedzą o mnie więcej niż moja matka.

Nie chce, aby ktokolwiek je kiedyś zobaczył.

Więc je spalę.

Razem ze złymi emocjami.

Może wtedy one znikną.

Zegar tyka, a ja odpalam zapalniczkę.

Uważasz pewnie, że ich nie podpalę.

Że w ostatniej chwili się wycofam.

Za późno.

Są już oblane jakąś łatwopalną cieczą.

Być może jest to benzyza.

Rzucam zapaniczkę i siadam na łóżku.

Patrzę.

Patrzę, jak znikają wszystkie zadrapania, plami krwi i miejsca wklęsłe od kopania.

Znika wszystko.

Razem ze mną.

Przez te wszystkie lata żyłem tylko tymi emocjami.

Czy jeśli ich nie będzie, nie będzie też mnie?

Ogień się rozprzestrzenia.

Obserwuję, jak idzie do mnie po podłodze, na którą wylało się trochę benzyny.

Firanka topi się od gorąca płomieni.

Przypadkiem oblałem też swoje łóżko.

Ogień dosięga nakrycia i zaraża je swoim pomarańczowo-czerwonym kolorem.

Czuję gorąc panujący w pomieszczeniu.

Ciepło.

Gdziekolwiek nie spojrzę, widzę ogień.

Czerwony to mój ulubiony kolor, więc podoba mi się to.

Zamykam oczy i zasypiam w objęciach ciepła, które dotarło już do mnie.

...

...

...

Budzę się.

Nie czuję już ciepła.

Wręcz przeciwnie.

Otacza mnie okropny chłód i pustka.

Otwieram oczy.

Nie ma już pomarańczowego pokoju, jedzonego przez płomienie.

Jest biały, pusty pokój.

Nie ma tu nic.

Nie widzę nawet drzwi.

No właśnie, drzwi!

Dlaczego nie zniknąłem?

White Room VI || pjmWhere stories live. Discover now