Rozdział 9

33 2 0
                                    

Budzik zadzwonił punktualnie o 6:00. Ale zaraz przecież dzisiaj jest niedziela. Czyżbym nastawiła budzik w niedzielę?To musi być jakiś żart. Nie, nie, przecież to nieprawda. Dokładnie po 30 sekundach przestał dzwonić.  Zaraz....... przecież dzisiaj jest poniedziałek. Chwyciłam się za głowę. Jeszcze wczoraj był piątek wieczorem, a dzisiaj już poniedziałek. Czas leci strasznie szybko kiedy nie trzeba.                  ( czyt. weekend).
                           *****
Siedziałam w aucie i wdychałam miętowy odświeżacz do powietrza. I co ja zrobię?! Jestem sama, Claire w domu. Nikogo nie znam. Cała byłam podenerwowana i prawie zaczęłam obgryzać paznokcie. 2 wdechy i 2 wydechy. 
- Wszystko w porządku? - spytał tata.
I co mam ci powiedzieć?! Że nie wiem czy sobie poradzę, że strasznie się boję i najchętniej w ogóle bym nie wsiadała do tego auta.
- Tak. Wszystko... w porządku.
  Gdy to powiedziałam, jechaliśmy w ciszy. Tylko krople deszczu stukały.
                        *******
Siedziałam w klasie, za 5 minut dzwonek. Przejeżdżałam palcami po wypukłościach na książce. Zadzwonił dzwonek. Krzesła zaczęły szurać, a serce mi przyspieszyło.
Okej, następna lekcja znajduję się w sali, która jest na końcu korytarza. Dasz radę,dasz.
Wstałam, złapałam smycz i ruszyłam.
Okej,  jeszcze nie dużo.
I w tamtym momencie Tito się zatrzymał. Zamarłam. Zaczełam szarpać smycz, jednak to nie poskutkowało. Ktoś przeszedł i uderzył mnie  tak mocno w ramię, że upadłam. Leżałam na ziemi i łzy napłynęły mi do oczu. Wspomnienia wracały i pojawiały się w mojej głowie jak fatum, które nigdy nie opuszcza.
                   Rok wcześniej
Szłam szkolnym korytarzem, jednak było mi ciężko, ponieważ było pełno ludzi. Tito szedł przede mną   i  czułam jak przemieszcza się wokół ludzi. Nagle zaplątal się wkoło kogoś i ten ktoś upadł przede mną, a ja automatycznie poleciałam na niego. Uderzyłam czołem o zimną posadzkę, a wokół cały gwar ucichł. Osoba pod mną odepchnęła mnie,  przeturlałam się i przycisnęłam komuś stopy swoimi plecami. Deptali mnie i krzyczeli:
- Niedorajda 
-Patrz gdzie chodzisz ślepoto.
-Co Ty wyprawiasz, ślamazaro?
Nagle usłyszałam odgłos robionego  zdjęcia.
-Ej co wy robicie?- spytałam, powstrzymując łzy.
- Robimy ci piękne zdjęcie ślicznotko. Zobaczysz je sobie na głównej tablicy.
- Nie pozwolimy, by te godziny spędzone przed lustrem się  zmarnowały.
I wtedy wszyscy wybuchli śmiechem, i zaczęli odchodzić, okrążając mnie szerokim łukiem. Lekko szturchali stopami, jednak nawet nie próbowali pomóc. Wkońcu nikt nie został, podbiegł do mnie tylko Tito, który swoim językiem oblizał moje łzy, które zrobiły sporą kałuże i potarł mój policzek swoim pyszczkiem , jakby próbował powiedzieć Nie poddawaj się. Musisz dbać radę. Nie wolno ci się poddać.
Pogłaskałam go i szepnęłam bardzo cicho.
-Mam tylko Ciebie.
-Ha no to zobaczymy jak sobie poradzisz bez niego.-krzyknął ktoś za moimi plecami.  Ten głos. Nie błagam tylko znowu nie on.Znowu poczułam na sobie wzrok innych.
Nie on chyba nie zamierza. Wyrwał mi Tito, a biedny pies zaczął szczekać i warczeć.
- NIE, ZOSTAWCIE GO! Proszę -zaczęłam chlipać- oddaj mi go.-Powiedziałam, wstałam i chciałam podbiec, póki jeszcze słyszałam jeszcze szczekanie psa. Nagle ktoś podłożył mi haka i poleciałam jak długa.
-Haha to może podejdziesz do mnie i co sobie zabierzesz?
Wstałam i zaczęłam do niego iść, jednak nagle ze szczekania Tito przeszedł na ciche skamlenie. Nie nie nie czy oni go biją !
-Zostaw go !!!
-A co mi zrobisz,  podejdziesz do mnie i uderzysz. - i wybuchł śmiechem-Popatrz na siebie. Oh wybacz na nikogo nie możesz, jesteś taka niepełna, dziwna,żałosna i naiwna.
Nagle ktoś podszedł mnie od tyłu i zwalił na podłogę. Próbowałam się podnieść, lecz mój napastnik lekko przygniótł moją łydkę. Pojednycza łza kapneła na podłogę.
- Miałem rację, jesteś strasznie żałosna. Rzygać mi się chce jak na Ciebie patrzę.
-Co... Co ja ci takiego zrobiłam?! Co! Wybacz, ale to nie moja wina ,że. ...
- Zamilcz, nie zamierzam z tobą dyskutować i mylisz się. To wszystko to twoja wina .Nasza szkoła należała do elitarnych i najwyżej położonej w rankingach, a teraz robimy za nianię Ciebie. Małej, ślepej szmaty, która nie rozumie, że miejsce słabych jest na bruku i takich jak Ciebie porzuca się, byś sama zrozumiała że słabi nie mają życia w tym świecie.
Nagle Tito zaczął warczeć i ugryzł swojego oponenta. Czyli Gerarda Northa. Największą szychę w całym Missisipi. Jego ojciec jest szefem wielkiej korporacji, więc uznał ,że kupi tą szkołę, a każdy kto mu się stawia ma przesrane( czyt. Ja). Chłopak krzyknął i puścił Tito, a ten podbiegł i ugryzł jednego z pomagierów Gerarda w łydkę. Ten facet też krzyknął. Szybko usiadłam i przytulilam psa do piersi. Gerard jednak nie dawał za wygraną. Kolejny z jego pomagierów, który strasznie śmierdział cebulowym krążkami (i był pewnie tak samo tłusty co jeden taki krążek)zaczął wyrywać mi Tito, jednak nie dawałam za wygraną, póki ktoś nie złapał mnie za dłonie, przez co puściłam na moment, a pies został mi kolejny raz zabrany.
-Patrzcie, patrzcie czyżby to był twój obrońca. Jakiż szlachetny Szkoda, że nie na długo.
-Nie rób mu krzywdy !!!! To na mnie ci zależy. BŁAGAM, ZOSTAWCIE GO!- byłam już na krawędzi załamania.
- Oj jakie to urocze. Prawdziwa miłość pomiędzy właścicielką A zwierzakiem. Jakież masz dobre serduszko. Ojojoj. Jednak ja nie słucham czyichkolwiek próśb A co dopiero rozkazów.
I wtedy rzucili Tito o ziemię. Pies zaskamlał,a mnie serce zaczęło się krajać.Podbiegłam jak tylko mogłam to źródła odgłosów  skamleń i złapałam mojego, biednego obrońcę. I w tamtym momencie coś we mnie pękło.
-Jedyną rzeczą jakiej nie robisz to nie słuchasz serca, a przepraszam ty go NIE MASZ!- wykrzyknęłam na cale gardło.
-Coś Ty powiedziała! - krzyknął i od razu pożałowałam swoich słów. Spoliczkował mnie . Bardzo mocno, po czym złapał mnie za podbródek i nachylił się do ucha.
- Nie graj w gierki, których nie rozumiesz. To nie ty rozdajesz karty. Ty tylko przyjmujesz na siebie ciosy. Nie masz nic do gadania głupia szmato. Jesteś nikim. Zerem. Nie masz nic. Nawet wzroku. To takie żałosne, cała twoja egzystencja jest żałosna . Jeśli tylko spróbujesz się buntować, będziesz miała jeszcze więcej ran niż możesz sobie wyobrazić. Ja tu rządzę , a twoim zadaniem jest zapewnianie ludziom śmiechu, by pokazać że istnieją gorsze śmieci od nich . Nie wychylaj się, a może jeszcze zachowasz twarz. Zrozumiałaś głupia szmato ?!- powiedział to wszystko tak cicho , jednak tak dosadnie, że cała zaczęłam się trząść. Nie miałam nikogo. Pokiwałam głową.
-Mądra dziewczynka. - puścił mnie, wstał i zwrócił sie do każdego. - Mam nadzieję, nikt nie nie będzie rozpowiadał o naszej integracji. Jeśli jednak ktokolwiek ma aż tak zakuty łeb, dołączy do naszego kwiatuszka.- ostatnie słowa powiedział jakby były największym obrzydlistwem.
Nikt nic nie powiedział. Na deser wzięli mój plecak i  rozsypali jego całą zawartość.
-Witamy w Rangakok High School w Missisipi. -krzyknął ,zaczął się śmiać i odszedł. Jego śmiech dzwięczał mi w uszach.
Brzmiało to jak witamy w piekle.  Dzwonek zabrzmiał i każdy się rozszedł, a ja położyłam się na podłodze, przytulilam psa i się rozpłakałam.
Chodzilam do Rangakoku przez dobry rok. Najgorszy rok. Każdy dzień był gorszy i równie szyderczy. Miałam ochotę skoczyć z  pierwszego lepszego mostu, jednak tylko Max, mama i świadomość że zostałam tylko ja tacie utrzymywała mnie przy życiu.
                        Aktualnie
Upadłam i już chciałam się rozpłakać, gdy ten gość który mnie szturchnął, nachylił się. Instynktownie odsunełam się.
-Hej, wszystko w porządku? Przepraszam, mój błąd.  Uważaj pomogę ci wstać. - powiedział niski, ciepły i melancholijny głos. Zdziwiłam się, a zdziwiłam się jeszcze bardziej, kiedy ten ktoś złapał mnie delikatnie za ramię i pomógł wstać.
-Dziękuję - powiedziałam cicho i zarumieniłam się. Głupia
- Nie masz za co dziękować. To przecież moja wina. To twój pies? - spytał, po czym chwycił moją lewą dłoń, otworzył ją i włożył do niej smycz.
-Ttak.- zająknełam się.
- Bardzo ładny.  Border coilli ?
-Tak, skąd wiedziałeś?
- Znam się trochę na psach. I tak w ogóle to jestem Crox.
-Crox?
- Nie, spokojnie nie mam tak na imię to tylko przezwisko, którego zresztą często używam. Zaraz zacznie się przerwa na lunch. Może dołączysz do mnie i mojej paczki, co? Jakoś ci wynagrodzę ten niefortunny wypadek.
-T..tak z wielką przyjemnością,.... Ale
- Ale co?
- Nie będę wam przeszkadzać?
- Żartujesz?! Jasne, że nie . Uwierz mi polubią Cię.
- Ale przecież nawet nie znasz mojego imienia.
- Racja. Ale jestem głupi.  Przedstawisz się ?
- Rose.
- Rose,... śliczne imię. - gdy to powiedział znowu się zarumieniłam. Co ten  koleś ze mną robi ? Złapał mnie na lewą rękę i powiedział
- Chodź ze mną. - jego głos był tak miły, iż znowu się zarumieniłam i powiedziałam
-Tak jasne. - powiedziałam, a na mojej twarzy zawitał dawno nie widziany uśmiech. Szczery uśmiech .
Tyle czy to nie jest kłamstwo? Tym wolałam zająć się później.

          *****************
Witam po kolejnej, sporej przerwie. Tak wiem znowu obiecałam i nie dotrzymałam  słowa, jednak ta mam nadzieję że ten dłuższy rozdział będzie wam pasował. Co sądzicie o przeszłości Rose? Straszna. A ten nowy chłopak, Crox ? Co o nim sądzicie? Czy będzie odgrywał ważną rolę czy raczej nie.  Do niedługa. Prosze o gwiazdki 🌟 i komentarze. I polecajcie mnie jeśli można xD xD

Dark Light Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz