2. SPOTKANIE

720 84 9
                                    


   Tydzień minął od kiedy wędruje po twoim świecie. Ale mam poszlaki. Wiem kiedy i gdzie na ciebie czekać. Stoję w porcie i patrzę jak statek dobija do brzegu. Ogromny i dumny, a na nim ty. Już widzę, jak idziesz do zejścia na ląd. Po chwili schodzisz. Przystanęłaś gdy mnie zobaczyłaś i zamrugałaś. Może jesteś niepewna? Nie wiesz czy jestem prawdziwy? Twoja matka idzie w twoją stronę. Ja idę kilka kroków za nią. Rozumiesz już? Idziesz w naszą stronę, ku zaskoczeniu matki, mijasz ją i przytulasz mnie. Oddaję uścisk. Odnalazłem cię Alicjo. 

- Kapeluszniku... Jesteś prawdziwy?

- Tak Alicjo. Wszyscy mnie widzą.

- Myślałam, że już na jawię cię nie zobaczę, wariacie.

- A ja cię nawiedziłem tu. - Zaśmiałem się. Zachichotałaś.

- Jak tego dokonałeś? Wpadłeś tu przez króliczą norę?

- Nie... Znalazłem odpowiednie lustro. Zgodziło się mnie tu zabrać. 

- Po co tu przybyłeś? Do świata wariatów?

- Nie wyobrażałem sobie życia w świadomości, że już nigdy nie zobaczę mojej Alicji.

- Kapeluszniku... Musisz tam wrócić... To nie jest świat dla ciebie. - Słysząc jak to wyszeptałaś, przytulając się do mnie, poczułem gorzki smak tęsknoty. Miałaś racje. Ale to też nie był świat dla ciebie.

- To też nie jest twój świat. - Zauważyłem. Położyłem ręce na twoich ramionach i odsunąłem się na ich długość. Patrzę na twoją twarz, trzymając ją. Jesteś szczęśliwa i smutna za razem. Winisz się. Uważasz, że przez ciebie cierpię. A ja jestem taki jak zawsze. Jestem szczęśliwym wariatem. Nie widzisz tego Alicjo? Opuściłem ręce. I wtedy między nami stanęła jej matka. Patrzyła to na ciebie, to na mnie. Na mnie patrzyła jak każdy tutaj. Jak na szaleńca i wariata. Ale to nie było spojrzenie takie jak w Krainie Czarów. Spojrzenie przyjazne. To było spojrzenie ciekawskie, a jednocześnie oburzone, zdegustowane.

- Kim jest ten mężczyzna Alicjo? - Zapytała rzeczowo. Uśmiechnąłem się szeroko, złapałem kapelusz, zdjąłem go i skłoniłem się jej pięknie. Gdy się wyprostowałem, powiedziałem.

- Ja jestem Szalony Kapelusznik. - Kobieta zamrugała, a Alicja uśmiechneła się i wyznała jej moje imię.

- To Terrant. Terrant Hightopp mamo.

- Ależ... Skąd pan tu się wziął? Kim pan jest? Alicjo. Skąd znasz tego mężczyznę? 

- Mamo... To Szalony Kapelusznik. Wiem, że wiesz skąd go znam.

- To nie możliwe. 

- A jednak. Droga pani, twoja córka nie jest obłąkana. Nie w złym tego słowa znaczeniu. - Powiedziałem z uśmiechem.

- Alicjo... To co mówiłaś było prawdą? Czy to jeden z twoich oburzających żartów?

- To prawda. Kapeluszniku? Może zamieszkasz z nami? Do czasu kiedy nie uciekniesz z tej krainy obłędu.

- Mogę. - Powiedziałem wyjątkowo krótko. Mama Alicji zaczerpnęła tchu gwałtownie. 

- Alicjo! To nie wypada! 

- Mamo... Obok domu mamy aktualnie przybudówkę. Jest do niej oddzielne wejście i nic tam nie ma.

- Nie wiem czy to dobry pomysł... Ach. No dobrze. - Alicja wyszczerzyła się do mnie, a ja z uśmiechem podziękowałem jej matce.




CZAS WARIATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz