20. Dwie Skrytobójczynie.

3.5K 181 0
                                    

Bystry wzrok Bell przeszył mnie na wylot.
Spojrzenie bety nie spuszczało ze mnie wzroku zprawiając, że omal krztusząc się alkoholem nie ubrudziłam zdecydowanie zbyt drogiej sukienki. Zachowanie godne arystokratki - skarciłam siebie w myślach odstawiając kieliszek na tace przechodzącemu chłopcu. Jego zielona marynarka długo rzucała mi się w oczy jak zniknął między tłumem.

Bell nie patrzyła teraz na mnie, a za to przeniosła swój wzrok na podest. Na mężczyznę w czarnej koszuli, oraz dżinsach.

Jej podbródek był nadal dumnie wysunięty, a w oczach szalał łudzący błysk niebezpiecznej samicy. Z doświadczenia wiem, że gdy ktoś ma ten błysk powinno się jak najszybciej wycofać, jednak zbyt dobrze znam Bell i za mocno jej ufam, abym miała wątpić w szczerość jej intencji.

Wiedziałam jednak że nie tylko moje intencje trzymają ją w tym miejscu. Kobieta miała swój specjalny skryty powód aby mi pomagać, jednak nie zamierzałam siłą wyciągać z niej tych informacji. Każdy miał swoje prawa do sekretów, więc czemu miałabym właśnie ja kogoś pouczać?

- Już czas - przemówiła, odkładając z brzdękiem osuszony kieliszek na tackę.

Ruszyła do przodu, przed siebie pewnym krokiem zmysłowo kołysząc biodrami na boki. Z chwilą na chwilę jej kroki stawały się bardziej zmysłowe i takie... takie intymne. Jakby nikt poza nią nie bywał na tym balu, a kobieta rozkoszowała się swoim celem.

Uniosłam brwi ze zdumienia, bo nigdy nie przepuszczałam, że jeden bal zmieniłby tak perspektywę mojej byłej strażniczki. Stałam w miejscu, choć umysł podpowiadał mi, że już dawno powinnam się ruszyć. Jednak przeczucie zapewnienia Bell chwili bezpieczeństwa wygrało i stałam w miejscu aby się przekonać czy na pewno się powiedzie... I upewnić siebie. Czy na pewno robimy to co zamierzamy?

Dobrze wiedziałam że tylko to jest nasza szansa. Trzymałam się jej jak ostatniej deski ratunku, ale nie mogłam mieć niestety pewności że wrócimy, a jak wrócimy to czy cali?
Teraz ta kwestia zdawała się być dramatyczną różnicą.

Bell chwili, gdy wspięła się na pierwszy schodek, dłoń mężczyzny zacisnęły się na jej ramieniu. Odwróciła się powoli trzymając dłoń blisko na udzie przy miejscu, gdzie wiedziałam że po prostu podpięła mały nóż. Przechwyciła moje spojrzenie ponad tłumem i spojrzała na twarz mężczyzny. Nawet z tej odległości spostrzegłam, że jej usta się poruszają i coś mówi. Mężczyzna stał tyłem, ale gestykulował, co oznaczało, że coś mówił, a po chwili Bell się uśmiechnęła z wdzięcznością i ruszyła w stronę tronów.
Reszta to jej robota.

Teraz jest mój czas.

Odwróciłam się starając się nie wywalić na wysokich butach. Ruszyłam w kierunku podtrzymujących sklepienie białych masywnych kolumn. Trzymałam się blisko ścian, starając się iść w miarę szybko, a promienie księżyca jakie nie docierały do tego miejsca, skutecznie działały na moją korzyść. Ale wiedziałam, co stałoby się gdyby ktoś przyłapałby mnie zakradającą się za tył podestu, ale wiedziałam, że nie obyłoby się bez większej sensacji..., oraz zarzutów.

Pewnie powinno mi teraz serce szybciej bić... Ręce się pocić, włoski stanąć dęba na karku, czy powinien sparaliżować mnie strach jak normalnych ,,ludzi".

Ale był tylko mój umiarkowany oddech i śmiertelny spokój. Przekonanie że ratuje ukochanych było warte tego poświęcenia.

Drzwi się zbliżały a moje nogi prowadziły mnie dalej.

Chłodny metal klamki parzył mi skóre. Przekręcając ją poczułam uścisk na ramieniu i znaczące chrząknięcie. I nie mogłam uwierzyć. Czy tak szybko przegrałam?Nie uratuje Cola, czeka mnie egzekucja...

- Szybciej! - usłyszałam za sobą wark i poczułam znajomy zapach Bell... dopiero zorientowałam się że wstrzymywałam oddech i wypuściłam powoli powietrze.

Jej dłoń pchnęła mnie do przodu do wąskiego eleganckiego przejścia. Pod ścianami stały białe posągi i malowane postacie z portretów patrzyły na nas ze ścian.

Na nas - na dwie skrytobójczynie.

Bell wyciągnęła zza podwiązki na udzie małą srebrną karte i wręczyła mi ją.

- Otwiera drzwi sypialni - szepnęła. Szybko przesunęłam kartą przy czytniku i pchnęłam drzwi. Cholera zamknięte.

- Spróbuj jeszcze raz.

- Nie działa! - uniosłam głos i poczułam jak strużka potu spływa po moim czole. W tym samym momencie usłyszałam odgłos przepaładowywanej broni i nie musiałam sie odwracać aby wiedzieć co sie dzieję. Mężczyzna trzymał broń przy skroni Bell a z jej ramienia w którym sterczał nóż krew jakby lała się strumieniem.
Uniosłam powoli ręce do góry zaciskając kartę w wnętrzu dłoni. Odwróciłam się powoli, przypominając sobie o odychaniu.

- No proszę kogo my tu mamy - powiedział wciskając ręce w kieszeń. Westchnęłam przewracając oczami.

- Witaj Mark.

Tylko (moja) Alfa ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz