aj dont hew ajdija for a titl ;-;

297 33 7
                                    

Wybudziłem się ze snu, gdy autokar zahamował z głośnym piskiem. Wziąłem swój plecak i wyszedłem na przystanek. Ahh, jak cudownie było ujrzeć to miasteczko ponownie. Wziąłem telefon i napisałem do Mabel, że już dojechałem. Schowałem telefon do kieszeni i ruszyłem w głąb lasu. Minęło tyle lat, a wciąż pamiętam drogę do większości wspaniałych miejsc. Stanąłem przed starą, drewnianą chatą. Literka "s" swobodnie opadała na dach budynku. Nic się nie zmieniło. Ochoczo ruszyłem w stronę drzwi domu. Zapukałem trzy razy. Nic. Jeszcze parę razy, i znów nic. Szybko zrobiłem słynne "z buta wieżdżam" i wbiegłem do przedpokoju.
- H-halo...? - powiedziałem. Nie otrzymałem odpowiedzi, a więc ruszyłem powoli do salonu. Moim oczom  ukazał się główny pokój. Nic się nie zmienił, ale było coś, albo raczej ktoś, który przykuł moją uwagę. Na kanapie siedział chłopak. Miał blond , a raczej prawie żółte włosy, które z tyłu głowy zmieniały barwę na ciemnobrązowy. Był ubrany w jasnożółty sweterek, białą koszulę, czarną muchę i tego samego koloru spodnie oraz tenisówki. Zrobiłem krok do przodu, ale pech sprawił, że stanąłem na skrzypiącą deskę. Blondyn gwałtownie zwrócił ku mnie głowę. Teraz mogłem mu się lepiej przyjrzeć. Miał śliczne, ciemnoniebieskie oczy. Bardzo mu ich zazdrościłem, zawsze chciałem mieć oczy o kolorze nieba. Jego opaloną twarz zdobiły piegi, które dodawały mu niewinnego wyglądu. Wyglądał na 18-20 lat. Spostrzegłem, że blondyn wcale nie siedzi na kanapie... Tylko lewituje kilka centymetrów nad nią! Okej, to było conajmniej dziwne...
- kim ty... - chciałem zapytać, ale usłyszałem, że ktoś schodzi po schodach. Chłopak najwyraźniej też to  usłyszał, bo zwrócił głowę w kierunku schodów. Odwrócił się spowrotem do mnie i puścił oczko. Zarumieniłem się, i zamrugałem kilka razy. Blondyna już nie było, po prostu zniknął. Został tylko po nim błękitny dym, który po chwili rozpłynął się w powietrzu. Zobaczyłem, że po schodach schodzi wujek Stanek, wraz z Fordem.
- Pryszczu! Jak dawno Cię nie widziałem! - powiedział mężczyzna w białym, przepoconym podkoszulku, po czym uściskał mnie.
- cześć wujku. - powiedziałem uśmiechając się lekko. Próbowałem ukryć zdziwienie. Nie powiem, byłem nieco zaskoczony sytuacją sprzed chwili.
- Dipper, młodzieńcze, miło mi Cię znów widzieć - powitał mnie wuj Ford i również mnie uścisnął.
- Mi ciebie też, wujku - odpowiedziałem, wciąż uśmiechając się. Stanek powiedział mi co i jak. Pokazał gdzie są pieniądze oraz powiedział, że w lodówce mam całkiem spory zapas jedzenia.
- jak coś, to dzwoń - poinformował mnie Ford.
- dobrze, dam sobie radę - powiedziałem. - to do widzenia, trzymam kciuki, że odkryjecie wszystkie tajemnice tego San Francisco. - pożegnałem wujków.
- Trzymaj się, młody - odpowiedział Stanek, po czym razem z Fordem wyszli z chaty. Przez okno zobaczyłem  odjeżdżający samochód.
Ok.
Teraz miałem czas na przemyślenie kim był ten chłopak. Już chciałem iść usiąść na kanapę, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi.
Więc jednak nie miałem czasu. Fajnie.
Leniwie podszedłem i otworzyłem drzwi. Moje oczy rozszerzyły się ze zdziwienia...

______________________________________
Buahahahahah, jestem jak Polsat >:D
Tja... Rozdział miał być w sobotę, ale wiecie, 14 - godzinne wesele u cioci XD  Chciałam wstawić wczoraj rano, ale wróciłam do domu o piątej rano, padłam na ryj i i tak spałam 2 godziny ;__;
No więc ja idę, papa, do widzenia :D

Pain is a relief, is not it? /Billdip/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz