"Cześć
Pamiętasz jak się poznaliśmy? Byliśmy mali, siedziałem na huśtawce, pod którą był twój zabawkowy pociąg. Zapomniałeś go, a ja nie zdążyłem zahamować huśtawki, która uderzyła cię w głowę, kiedy próbowałeś go zabrać. Na szczęście nie stało Ci się nic poważnego. Od tego czasu zaczęliśmy się kolegować. Piękne rozpoczęcie przyjaźni :).
Okazało się, że mieszkasz niedaleko, potem często u ciebie bywałem, prawie co wieczór. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Bawiliśmy się pociągami lub traktorami, które tak bardzo uwielbiałeś, za jakiś czas pojazdy zmieniły się na klocki Lego (te małe głupie, które wbijają się w stopy), a następnie przestaliśmy się bawić zabawkami.
Nim się obejrzałem mieliśmy już po szesnaście lat.
Wtedy już powoli zauważałem, że jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjacielem. Nic Ci nie powiedziałem, straciłbym Cię, a tak przynajmniej mogłem Cię przytulić na pożegnanie. Czasami u Ciebie nocowałem. Zdarzały się noce, w które za oknem szalała burza. Bałeś się jej, więc spaliśmy razem. Pozwalałem Ci na to jako dobry przyjaciel. Wtedy kładłem się do twojego łóżka, a ty leżałeś obok wtulony we mnie z mocno zaciśniętymi oczami, i tak zasypiałeś, a ja głaskałem Cię po plecach, abyś czuł się bezpiecznie. Dla Ciebie to nic nie znaczyło, ale dla mnie to było wszystkim. Ty byłeś dla mnie wszystkim.
A pamiętasz osiemnaste urodziny twojego brata? Na pewno nie, wydawałeś się pijany. Zagraliśmy w "Prawda czy Wyzwanie?". Wybrałeś wyzwanie. Miałeś mnie pocałować. Mnie. Tego niskiego chłopaka z jasnymi włosami do ramion i niebieskimi oczami. Zrobiłeś to. Podszedłeś do mnie wolnym krokiem, patrząc mi prosto w oczy. Objąłeś moją twarz swoimi dłońmi i pocałowałeś. Nogi się pode mną ugięły, przyciągnąłeś mnie bliżej i zacząłeś robić to bardziej namiętnie, a po chwili pozwoliłem Ci wepchnąć twój język między moje wargi. Objąłeś mnie w pasie i złapałeś za włosy. Staliśmy tak może pięć minut, po czym odepchnąłeś mnie mocno, i odszedłeś. Tak zwyczajnie. Przewróciłem się ze łzami w oczach. Wybiegłem z tego przeklętego domu, jak najszybciej mogłem. Biegłem na te jebane huśtawki. Siedziałem tam trochę czasu, ale w końcu musiałem wrócić do rzeczywistości. Następnego dnia nic nie pamiętałeś. To chyba nawet dobrze.
Wydarzenia kolejnego roku naszej znajomości potoczyły się bardzo szybko. Przeprowadziłeś się. Na drugi koniec miasta. Tak daleko ode mnie. Płakałem, nie powiedziałem Ci. To ograniczyło nasze spotkania, ale nadal mieliśmy nawet niezły kontakt. Kilka miesięcy później przedstawiłeś mi swoją dziewczynę. Znów płakałem. Nic nie powiedziałem. Kontakt ograniczony do zbyt dużego stopnia dla mnie- szkoła i niektóre weekendy. Płakałem cholernie i dużo czasu zajęło mi pogodzenie się z tym. Ale byłeś z nią szczęśliwy, nie mogłem Ci tego zabronić. Przecież byłem twoim przyjacielem, wiedziałem co dla Ciebie najlepsze.
Pięć kolejnych lat zleciało podobnie- ty, ona, czasem ty i ja, rozmowy na jej temat, ona i ty. Byliśmy razem w liceum, razem je skończyliśmy, tak jak wszystkie pozostałe szkoły. Tylko że nie spotykałem Cię tak często jak kiedyś. Już mnie nie przytulałeś na pożegnanie. Czasem w ogóle się ze mną nie żegnałeś.
A ja byłem w Tobie tak okropnie zakochany.
Niby miałem jakieś dziewczyny, ale nie. To nie było to. Po upływie tych pieprzonych pięciu lat nasze drogi trochę się rozeszły, aż pewnego dnia dostałem list. Zaproszenie na twój ślub. Znów płakałem. Oczywiście, że przyjechałem, nawet byłem twoim świadkiem. Jednak nie zabawiłem długo na weselu, choć nalegałeś bym został. Tym jednym razem nie mogłem zostać. Nie zniósłbym widoku Ciebie i jej w twoich ramionach. Tłumaczyłem tylko, że wracam do domu bo źle się czuję. Nie wspomniałem tylko, że źle się czuje bo należysz do niej.
Dziś mamy po trzydzieści lat. Minęło tyle czasu... Masz dwójkę dzieci, kochającą żonę, wszystko idealnie. Nie wiem czy jeszcze coś dla Ciebie znaczę, ale ty zawsze dla mnie coś znaczyłeś. Zostałem na tym świecie sam ze wspomnieniami. Minęło cholernych 26 lat odkąd przyjebałem Ci tą jebaną czerwoną huśtawką. Nigdy Ci nic nie powiedziałem, bo byłeś moim przyjacielem. Jedynym. Nie chciałem Cię stracić. Ale i tak świat mi Ciebie zabrał.
Dziś wszystko zakończę i już nigdy więcej nie będziesz musiał do mnie dzwonić i udawać, że się o mnie martwisz.
Chcę Ci tylko powiedzieć...
Kochałem Cię mój przyjacielu.
Naprawdę Cię kochałem. Dałeś mi całe moje szczęście, a potem odszedłeś zabierając je ze sobą. Ale miałeś do tego prawo. Robiłem wszystko z myślą o Tobie. Pocieszałem, kiedy miałeś gorsze dni, pozwalałem przenocować, kiedy się upiłeś, akceptowałem każdą z twoich miłości, wszystkie twoje fochy. Nie uważałem na siebie, widziałem tylko Ciebie. Wystarczyło abyś Ty był szczęśliwy i miałem wszystko.Ze wszystkim się pogodziłem, bo tak robią najlepsi przyjaciele prawda? Nie mam ci niczego za złe.
Wiedz tylko, że teraz najtrudniejszą rzeczą w moim całym życiu będzie tylko opuszczenie Ciebie.
Bo Cię kochałem ,,
Stałem nad grobem mojego przyjaciela. Tego małego blondyna z błękitnymi oczami. Tego, który zawsze się uśmiechał, trzymając w dłoni jego ostatnie słowa. Jego ostatnie słowa skierowane do mnie.
-Idioto dlaczego to zrobiłeś?-zapytałem.-Dlaczego mi nie powiedziałeś?
Cisza
-Na urodzinach nie byłem pijany.
Cisza
-Nadal Cię kocham.
Łza
CZYTASZ
Wszystko czego Ci nie powiedziałem /Oneshot
Short StoryCzęsto boimy się powiedzieć co czujemy, tym samym wywołując ciąg wydarzeń, których chcielibyśmy za wszelką cene uniknąć. Ranimy samych siebie.