Mieszał ze znużeniem kawę, wpatrując się we własne dłonie.
— Coś się stało — stwierdził Sehun, uważnie obserwując brata. — Powiesz mi wreszcie, co to takiego?
— Nic — odetchnął ciężko, wymuszając uśmiech. — Naprawdę, to nic — zapewnił go, łapiąc szklankę w dłoń. — I co, masz wreszcie kogoś? — zmienił temat, posyłając bratu zaciekawione spojrzenie.
Tak, jak łatwo szło mu kłamanie w oczy Tiffany, tak nie potrafił kłamać Sehunowi. Zresztą, wydawało mu się niemożliwe oszukanie brata.
— Nie. — Mężczyzna zaśmiał się, pocierając nerwowo kark. Najwidoczniej stwierdził, że dalsze wypytywanie Chanyeola nie ma sensu. — Ostatnio odpuściłem. Jakby miał się ktoś rozsądny pojawić, to już by był. Nie będę niczego robić na siłę.
— I dobrze — potaknął Chanyeol, starszy z braci. — Bo ten, co go ostatnio miałeś, to...
— Nie mówmy o nim, co? — westchnął Sehun. — Było, minęło. Krótki epizod. — Wzruszył ramionami. Chanyeol kiwnął głową, milknąc na chwilę. Pomiędzy nimi zapanowała cisza przerywana odgłosami wiertarki dobiegającymi z mieszkania obok.
— A jak z Tiffany? — zapytał w końcu Sehun, posyłając bratu uważne spojrzenie. Tak jakby wiedział, z czym ten zmaga się dzień w dzień, ale po prostu nie chciał mówić tego na głos. Czekał, aż sam mu powie?
— Chce dziecka — wydusił z siebie Chanyeol, popijając powoli kawę. I znowu nastała przytłaczająca cisza.
— A ty nie chcesz — bardziej stwierdził niż zapytał Sehun.
***
Wrócił do domu, zastając Tiffany siedzącą na kanapie ze swoim laptopem i stosem papierów porozrzucanych dookoła. Westchnął ciężko, stając przed żoną, ale ta całkowicie go zignorowała.
— Co na obiad? — zapytał, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. Wydęła jedynie usta, nadal nie odrywając wzroku od monitora.
— Jedziemy przecież do mamy — powiedziała obojętnie, na co Chanyeol sapnął nerwowo, odgarniając papiery z kanapy i siadając tuż obok małżonki.
— Tiffany... — jęknął, układając sobie w głowie to, co chciał powiedzieć. Znów musiał przepraszać, żeby pomiędzy nimi było tak, jak dawniej. — Słuchaj. Z tym dzieckiem to jest tak, że...
— Że nie chcesz. Proste — zawarczała, spoglądając na niego jedynie przelotnie, po czym zaczęła coś szybko pisać, uderzając mocno palcami w klawiaturę. Była poirytowana, co Chanyeol zauważył niemal od razu.
— To nie jest tak, że nie chcę. — Musiał na szybko wymyślić jakąś dobrą wymówkę. Wcześniej był tak zaabsorbowany sprawą Supermana i tego czata, że zupełnie zapomniał, a miał przecież czas na myślenie. Mnóstwo czasu w pracy i jeszcze trochę po niej. — Po prostu... — zaciął się. — Jak każdy facet chcę, żeby dziecko było moje — wymyślił na poczekaniu i stwierdził, że to wcale nie jest takie głupie. Tej wersji będzie się trzymać. Może wszystko rozejdzie się po kościach? — Nie wiesz, jak to jest.
— Nie wiem? — zapytała, spoglądając na niego inaczej. Już nie ze złością, a jedynie z niezrozumieniem.
— Chcę mieć z tym dzieckiem coś wspólnego. Chcę wiedzieć, że... — Że co? Że też zachciało mu się wygłaszania takich heretyckich gadek!
— Ty je zrobiłeś — dokończyła za niego, kiwając ze zrozumieniem głową. Uśmiechnął się, potakując szybko i aż odczuwając ulgę. Naprawdę nie lubił się z nią kłócić. Nie lubił oglądać tej obrażonej na cały świat miny, nie lubił siedzieć z nią w jednym pokoju w przytłaczającej ciszy.
YOU ARE READING
Sun behind the clouds | Chanbaek
FanficZ trzydziestu ośmiu lat swojego życia, Chanyeol większość przeżył w sieci utkanych przez siebie kłamstw. Po dziewięciu latach małżeństwa nie umie już zaprzeczać samemu sobie i dalej uparcie wmawiać, że nie jest gejem i potrafi stworzyć normalny zwią...