A więc, chyba najpierw muszę przyznać się do tego przed samym sobą.
NIE ! Nigdy - pomyślałem.To nie możliwe!
~ Następnego dnia ~Od kiedy zobaczyłem go pierwszy raz w głębi serca poczułem ucisk, jednak wiem, że nienawidzę go. Kiedy podczas pierwszego meczu w gimnazjum stanąłem na drugim boisku jako jego przeciwnik, wiedziałem, że coś tu nie gra. Miałem nim gardzić, tymczasem jakaś mała cząstka mnie pragnie się do niego przytulić.
Czemu?
-Kageyama! - usłyszałem jego głos wyrywający mnie z rozmyślań.
-Czego? - nie mogłem powiedzieć niczego innego - nie widzisz, że jestem zamyślony, baka?
-Oczywiście, że to widzę, ale w tym momencie mamy trening jakbyś tego nie zauważył - odpowiedział z typową dla niego miną, która świadczyła o tym, że jest przekonany o słuszności swoich słówRuszyłem w stronę wózka z piłkami, aby zacząć właściwy trening.
-Wystawisz mi? - zapytał uważnie obserwując moje plecy, jednak mimo tego, że byłem odwrócony mogłem wyczuć to, iż uśmiechał się.
Uwielbiam jego uśmiech. W tej sprawie nie mogę skłamać. Mimo, że nie uśmiecham się za często, dla niego byłbym gotowy robić to codziennie. I właśnie w tym momencie nie świadomie uśmiechnąłem się do siebie. Od razu skarciłem się, bo przecież o czym ja myślę?
"hahahaha" zaśmiałem się cicho z nerwowym uśmiechem kurczowo trzymając piłkę w moich, chwilowo bezwładnych rękach.
-Daj mi spokój - odpowiedziałem spokojnie, nie odwracając ani na sekundę mojego wzroku od piłki
-Proooooszę
-Jesteś głupi, czy po prostu nie rozumiesz co się do ciebie mówi? - zirytowany odwróciłem się bez namysłu na jednej pięcie, jednak zbyt późno zorientowałem się, że miałem na twarzy rumieniec. "Kuso" przeklnąłem cicho.
-K..Kageyama? - nie dokończył, ponieważ w tym momencie dopadł go atak niekontrolowanego chichotu, a muszę przyznać, że to jeszcze mocniej mnie rozjuszyło.
Posłałem mu wkurzone spojrzenie, jednak to nie pomogło, bo jakimś cudem uodpornił się na mój zabijający wzrok. Chciałem wykonać krok mimo tego, że moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Chwiejnie więc dotarłem do Hinaty i wziąłem zamach, aby najzwyczajniej w świecie go uderzyć. Oczekiwałem krzyku, jednak Hinata jakoś uniknął mojego ciosu. Nie mogłem w to początkowo uwierzyć, więc nieudolnie próbowałem go złapać. Po kilku próbach chwyciłem go za koszulkę i nieświadomie przyciągnąłem do siebie, jakby jakaś część mnie chciała to zrobić. Nasze twarze oddzielało 10 centymetrów pustej i niechcianej przeze mnie przestrzeni.Co jednak mogłem zrobić?
W jednym momencie w mojej głowie zrodziło się milion myśli, pulsujących w moich skroniach sprawiając tym samym ból.
Był to dziwny i niezwykły moment, w którym mogłem dokładnie przyjżeć się oczom tego rudowłosego kurdupla. Przeszły mnie dreszcze. Nie mogłem przestać się w nie po prostu gapić. Nie zdawałem sobie sprawy z tego co dzieje się wokół mnie, jednak nagle coś wyrwało mnie z tego felernego transu. Hinata poruszył się z wyraźnie zaskoczoną miną. Z jego wyrazu twarzy mogłem wyczytać zmieszanie i zdenerwowanie.
-Prze.. przepraszam, nie wiem co się właśnie stało - kłamca
Dokładnie wiedziałem co się stało. Uświadomiłem sobie coś, jednak nie miałem zamiaru tego mówić na głos. Co pomyślałby sobie o mnie Hinata? Przecież nie jestem kimś tego pokroju. Nie wyjawię moich dziwnych uczuć. Może mi przejdzie? Może to tylko choroba? Tak, pewnie zaraziłem się od kogoś z drużyny. TO NA PEWNO TO!Nie odzywając się wiecej odszedłem w stronę linii końcowej boiska, dalej czując dziwne pulsowanie w mojej głowie.
~ Dzień później ~Nie spałem tej nocy. Czułem się bardzo źle, a mimo intensywnego myślenia przez ten czas nie znalazłem rozsądnego rozwiązania mojego nietypowego problemu. Miejmy tylko nadzieję, że dzisiaj nie spotkam Hinaty a ponieważ nie mamy treningu ułatwia mi to tylko zadanie.
-Kageyama! - usłyszałem i w jednej sekundzie zamarłem. Z drugiego końca korytarza biegł do mnie uśmiechnięty i radosny jak zawsze Hinata. Czy mogło być w tym momencie coś gorszego?
Nie miałem ochoty z nim rozmawiać w obawie o moje uczucia, więc po krótkim zastoju przyspieszyłem kroku.
-Kageyama, bakaaaa!
Nie reagowałem, po prostu udawałem, że nic nie słyszę a było to coś czego bardzo pragnąłem w tej chwili. Po prostu nie słyczeć jego głosu, który biezwiednie mnie uszczęśliwiał.
Dogonił mnie. Poczułem dosyć mocne uderzenie w tył głowy zwiniętym zeszytem. Nie miałem ochoty reagować. Chciałem uciec, zapaść się pod ziemię. Odwróciłem się, jednak i od razu tego pożałowałem.
-Kageyama, dzisiaj nie mamy treningu dlatego, może pójdziemy razem pobiegać po lekcjach? - jak zawsze uśmięchnęty, a jego brązowe oczy błyszczały jak najdroższe i najpiękniejsze bursztyny.
-Nie mam czasu - odpowiedziałem nie przywiązując najmniejszej uwagi do tego, żeby przestać patrzyć się w oczy Hinaty i zamknąć moje rozchylone usta.
-Wiedziałem - mruknął pod nosem - nie potrzebnie włożyłem tyle trudu w znalezienie ciebie. No i jeszcze to bieganie - odwrócił sie i wykonał pierwszy krok, a ja miałem ochotę po prostu przytulić sie do niego. A dlaczego? Dlatego, że tak bardzo starał się mnie znaleźć? Czy może dlatego, że tak bardzo mu na tym zależało, zależało na mnie?
-Niech ci bedzie - burknąłem w stronę jego pleców - dzisiaj po lekcjach, ale nie próbuj się nawet spóźniać!
Odszedł, ale poczulem ulgę, oraz to, że Hinata był w tym momencie bardzo szczęśliwy i spełniony. Co mam zrobić?
Kiedy wyszedłem zza automatu, gdzie zawsze kupuję mleko lub pitny jogurt zobaczyłem go. Stał odwrócony, jednak kiedy zrobiłem krok w jego stronę, odwrócił się jakby wyczuł moją obecność. Musze przyznać, że był niezłomny. Cały czas uśmiechnięty. Cenię go za to.
Kiedy mój wzrok napotkał błyszczące oczy Hinaty pomachał mi energicznie. Co to ma być? Nie podoba mi sie to!
Bez słowa przywitania czy ostrzeżenia po prostu zacząłem biec.
-Zaczekaj! Co robisz? Nie wierzę w to, że jesteś, aż tak somolubny! - krzyczał, kiedy ja najzwyczajniej w świecie oddalałem się biegnąc jak najszybciej.
Dogonił mnie! Jakiż on wytrwały.Jego obecność jest nie do wytrzymania.
Przez pierwsze 20 minut biegu nie miałem w ogóle zamiaru odzywać się do mojego towarzysza, jednak w jednej chwili..
-Hinata! Uważaj! - auto jechało w stronę Hinaty, jednak on nie zauważył go, ponieważ pogrążony był w rozmyślaniach i ani mu się śniło spoglądać czy może coś nie jedzie.
Bez namysłu ruszyłem w stronę tego małego, który przyprawiał mnie tylko o ból głowy. Poczułem jakby ten bieg miał bardzo duże znaczenie. Biegłem bez chwili zastanowienia. Kiedy w kilka sekund pokonałem dystans około 5 metrów, rzuciłem się w jego stronę i odepchnąłem go w (jak się okazało) krzaki.
Hinata nie zdawał sobie chyba sprawy z tego co właśnie miało miejsce. Otrząsnął się po paru chwilach i spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
Upadłem dosyć niefortunnie, ponieważ siedziałem na nim okrakiem, przy okazji trzymając jego ramiona z całej siły. Moje ręce poluźniły uścisk w jakim trzymałem Hinatę. Po chwili uderzyło mnie ciepło i w tym samym momencie dotarło do mnie co właśnie się stało i co dzieje sie teraz.
-Co sie stało? - zapytał rudowłosy wodząc po mojej twarzy nieprzytomnym spojrzeniem
-Jesteś ślepy? Nie umiesz popatrzeć czy coś nie jedzie? Zachowujesz się jak małe dziecko! - krzyczałem najgłośniej jak potrafiłem, żeby zagłuszyć moje prawdziwe uczucia - Sprawiasz tylko kłopoty! Jednak mimo wszystko z jakiegoś powodu cię kocham
-Przepraszam nie widziałem żadnego auta. Przepraszam za moje głupie i nierozsądne zachownie. To się nie powtórzy! - zapewniał ze łzami w oczach
-Nie mazgaj sie! Pewnie, że to się nie powtórzy. Nie pozwolę na to! - wymsknęło mi się
-Co masz na myśli?Skoro to zacząłem musze to skończyć prawda?
Jeżeli to wszystko nie ma sensu doprowadźmy to do definitywnego zakończenia.
-Czemu ktoś tak glupi jak ty, tak bardzo miesza mi w głowie? Nie rozumiesz tak samo jak ja. nie wiem jak to ująć - usłyszałem swoje westchnienie. To co powiedziałem było prawdą, nie miałem pojecia jak to powiedzieć. Co teraz?
Nachyliłem sie mimo bólu w moich kolanach zdołałem oprzeć na nich swój ciężar. Zbliżyłem swoją twarz tak blisko twarzy Hinaty, aż sam się zaskoczyłem.
-Kocham cię ty idioto! - powiedziałem niemal niesłyszalnym szeptem
Teraz nie było odwrotu. Nasze usta się spotkały. Na początku było to tylko lekkie muśnięcie, jednak chciałem czegoś więcej. Nie miałem pojęcia czy było to tylko jednostronne pragnienie, jednak w tym momencie nie obchodziło mnie to czy Hinata tego chcę. Ja musiałem pokazać mu swoje uczucia i tym samym pozbyć się tych uciążliwych myśli w mojej głowie.
Moje rozchylone wargi ponownie dotknęły jego ust. Tym razem bardzo czule zacząłem je muskać. Powoli, jednak sukcesywnie mój język przedostawał się do jego ust. Nie czułem oporu z jego strony. Było to dla mnie nie jakim przyzwoleniem.Leżeliśmy tak przez kilka minut. Sielankę przerwało nagłe uderzenie w moje ramiona. Hinata leżący pode mną chwycił mnie za koszulkę i oderwał moje usta od swoich.
-K k Kageyama? - patrzył na mnie tak, jakby w mojej twarzy szukał odpowiedzi - co ty właściwie robisz? - to mówiąc łzy zaczęły spływać po jego policzku
-Ja .. ja właściwie nie wiem - odpowiedziałem zgodnie z prawdą
-Czemu mi to robisz? - teraz jego policzki mokre były od strużek spływających po nich łez
-Robie... co? - spytałem z lekkim niedowierzaniem - prze.. przepraszam, nie chciałem
-Za co wlaściwie przepraszasz? Po meczu powiedziałeś, że nie przeprosisz już nigdy za złą wystawę, ponieważ nie wystawisz źle, jednak teraz przepraszasz za takie coś?
-Nie rozumiem - powiedziałem zgodnie z prawdą
-Nie przepraszaj, jednak wiedz, że już nigdy nie pozwolę ci mnie zostawić - odpowiedział ze spływającymi łzami i uśmiechem na twarzyNie mogłem się nie uśmiechnąć.
Odruchowo moje kąciki ust uniosły się a ja pochyliłem się, żeby jeszcze raz złożyć, ten tak upragniony pocałunek, jednocześnie ocierając łzy z policzków Hinaty.
CZYTASZ
Nie taki samotny król boiska || Haikyuu
Fiksi PenggemarSiatkówka to walka o przetrwanie, istne pole walki. Bezlitosny i bezwzględny król boiska poluje na swoją ofiarę. Emocje, których nigdy nie znał zaczynają męczy jego biedny umysł. Czy mury budowane latami wokól serca Kageyamy runą przez płacz jedneg...