Ticci Toby

315 10 9
                                    

Był piękny i upalny dzień.. Lało.

Kilka godzin temu dowiedziałam się, że mam raka. Dla rodziny była to wielka tragedia, chcieli nawet trzymać mnie w szpitalu, ale odmówiłam leczenia. Po co one, skoro i tak umierasz tylko dłużej, faszerują Cię tabletkami i dają nadzieję, że jednak przeżyjesz. Idiotyzm. Ale to co teraz robię, jest chyba bardziej idiotyczne. Idę wzdłuż lasu z grubą liną na ramieniu i cicho podgwizduje. Wymknęłam się z domu, aby oszczędzić rodzicom bólu, gdy patrzą jak się męczę. Po krótkiej chwili skręcam w wydeptaną ścieżkę i dobrze znaną mi drogą idę do mojego drzewka. Gdy byłam młodsza często wybierałam się na samotne przechadzki wgłąb lasu, aż w końcu znalazłam możliwe, że najmniejsze drzewko w lesie, które było zarazem jedne z grubszych. Wyglądało dość śmiesznie, ale poczułam z nim jakąś więź. Może to dlatego, że też byłam takim wyrzutkiem społeczeństwa? 

Stanęłam przed drzewem i głośno westchnęłam. Wspięłam się na jedną gałąź i przymocowałam do niej linę. Ostatni raz rozejrzałam się po okolicy i.. 

-Ładne widoki, prawda? 

Z zaskoczenia cicho pisnęłam i o mało nie spadłam z grubej gałęzi. Spojrzałam w stronę tajemniczego dźwięku i ujrzałam wpatrującego się we mnie chłopaka. Chyba to był chłopak. Ciężko stwierdzić, ponieważ jego twarz zakrywała maska i duże gogle, ale był niski i miał trochę dłuższe włosy.

-Myślałam, że jestem tutaj sama.. - bąknęłam cicho pod nosem, ale tajemnicza osoba doskonale mnie usłyszała, bo po chwili zaśmiała się. 

-Żebyś bez problemu się powiesiła, hm? Byłem akurat w okolicy, a z racji, iż mało osób tutaj chodzi, zaintrygowałaś mnie, zwłaszcza niosąc tą linę. 

-I co, teraz zamierzasz zanudzić mnie gadką jakie to życie jest piękne i namawiać, żebym się nie zabijała? - prychnęłam i jeszcze raz pociągnęłam za linkę, aby sprawdzić czy jest stabilna.

-Nawet nie mam zamiaru, z chęcią sobie popatrzę jak se dyndasz. Zawsze ciekawiło mnie jak to wygląda. Podobno ból jest gorszy od tego, jak by ktoś przecinał Ci gardło tępym nożem. Wiesz, dusisz się, w dodatku ta lina pewnie jest szorstka, co przysporzy Cię o jeszcze większy ból.. 

-Jesteś chory - niegrzecznie mu przerwałam, gdyż przerażała mnie myśl o takim bólu. Szczerze, gdy myślałam o powieszeniu się, nie brałam pod uwagę bólu ani innych konsekwencji. Po prostu wieszasz się i pyk, i już cię nie ma.

-No trochę tak, mam zespół touretta. Przydatne gdy chcesz się bić, ale ogólnie nie polecam.

-Zespół touretta? Co to? 

-No wrodzone zaburzenie neurologiczne charakteryzujące się przede wszystkim występowaniem licznych tików ruchowych i werbalnych. Ogólnie schorzenia mózgu i jak już mówiłem, przydatne gdy cię biją, ponieważ nie czuje bólu. -mówił spokojnym głosem, jak by był na popołudniowej herbatce. 

-Nie czujesz bólu? Czyli jak bym Cię teraz uderzyła to nic byś nie poczuł? - zdziwiłam się i niepewnie spojrzałam na linę znajdującą się w moich dłoniach. Już nie byłam taka pewna co do tego samobójstwa. Skoro on potrafił żyć z chorobą to ja chyba też, prawda?

-Nope, nic a nic. Pewnie zostałby siniak czy coś, ale takich mam akurat dużo - wzruszył ramionami. - To jak, zabijasz się? Bo w sumie nie chce mi się tutaj czekać. 

Przygryzłam delikatnie wnętrze policzka, patrząc raz na linę a raz na chłopaka, który dziwnie tupał nogą. 

-Ugh, nienawidzę Cię - sapnęłam i zaczęłam odwiązywać grubą i mocną pętlę. 

Creepypasta - One ShotWhere stories live. Discover now