Laughing Jack

324 12 2
                                    

Od śmierci Isaac'a upadałem coraz niżej. Z początku bawiło mnie robienie z ludzkich organów coraz to oryginalniejsze rzeczy, torturowanie na różne sposoby.. Lecz z czasem stało się to monotonne i nudne. Ciągle robiłem to samo, nie mogąc wymyślić czegoś zabawniejszego. 

Po raz kolejny zostałem "podarowany" jakiemuś dziecku. Dziewczynka nazywała się Sarah i miała dziesięć lat. Była uroczym dzieckiem z tysiącem pomysłów na minutę. Mama często robiła jej dwie kitki, które podskakiwały przy najmniejszym ruchu. Nie odróżniała się aż tak od reszty dzieciaków, jednak było w niej coś innego, lepszego, co nigdy w nikim nie dostrzegłem. Na razie nie postanowiłem jej zabić, chciałem ją poznawać coraz bardziej. Nasze wspólne herbatki, zabawy, jedzenie cukierków.. Zwykłe beztroskie życie, za którym zdążyłem już zatęsknić. 

Pewnego dnia jak zwykle wyskoczyłem z pudełka z melodyjką "Pop Goes The Weasel". Z uśmiechem spojrzałem w stronę łóżka dziewczynki, ale nie było jej. Zmarszczyłem brwi i rozejrzałem się po pokoju i dopiero za drugim razem zauważyłem drobną postać przy szafie. 

-Sarah..? - podszedłem do niej z uśmiechem, ale ta nie odpowiedziała.

-Ej, Cukiereczku, co jest? - spytałem, klękając obok dziecka. 

-Przepraszam Jack - szepnęła i odwróciła w moją stronę załzawioną twarz. Drugi raz w życiu zmartwiłem się.

-Za co mnie przepraszasz? - spytałem zdezorientowany, odgarniając z jej policzków mokre od łez włosy.

-Obiecałam, że nigdy Cię nie zostawię, a-ale muszę wyjechać, Jack'i - zapłakała i wtuliła się w moją klatkę piersiową. Poczułem coś w rodzaju ukłucia w sercu a przez moją głowę zaczęły przelatywać obrazy z czasów młodości Izaac'a i zostawienie mnie. Nie chciałem przeżywać od nowa tego samego. Nie chciałem tracić mojego małego Cukiereczka. 

Mocno przytuliłem ją do siebie i głaskając po plecach starałem się ją uspokoić, mając nadzieję, że to uspokoi także mnie. Po kilku minutach Sarah przestała szlochać, więc rozluźniłem uścisk i spojrzałem na jej twarz.

-A nie możesz zabrać mnie ze sobą? - Dziewczynka chwile na mnie patrzała, uroczo marszcząc przy tym brwi, ale po chwili wyglądała jakby sobie o czymś przypomniała.

-Mama nie pozwoliła mi brać żadnych zabawek, powiedziała, że jestem już duża i moi nowi koledzy będą się ze mnie śmiali - mówiąc co, patrzyła na swoje bose stópki, a ja starałem się wymyślić jakiś sposób, aby nas nie rozłączali.

-Coś wymyślę, Cukiereczku - powiedziałem z lekkim uśmiechem i wyjąłem z kieszeni cukierka - na pocieszenie? 

Sarah radośnie pokiwała głową i wzięła ode mnie słodycz, a po chwili trzymała go już w buzi - chodź, zagramy w coś. 

~~*~~*~~

Po kilku godzinach jechaliśmy już samochodem. Spytacie się pewnie jak udało mi się wejść do niego niezauważonym? Otóż mała miała opóźniać ich wyjazd jak najdłużej, i gdy zdenerwowani rodzice będą zbyt rozkojarzeni, Sarah miała powiedzieć jej rodzicielce, że zapomniała o swoim szczęśliwym długopisie i nie chciała się bez niego nigdzie ruszać. Gdy jej matka poszła do domu a ojciec dolewał jakiś płyn do samochodu, Sarah szybko upchnęła moje pudełko w głąb bagażnika i spokojnie usiadła w foteliku. 

Siedziałem zamknięty z swoich czterech ścianach i nuciłem swoją piosenkę, zastanawiając się, gdzie teraz będzie mieszkał. Może to będzie bogaty dom w samym centrum miasta? Albo mały domek przy lesie? Oczywiście opcja numer dwa wydawała mi się lepsza, bo jednak życie bez mordowania to nie życie. 

Creepypasta - One ShotWhere stories live. Discover now