Idę do schroniska z nadzieją, że pomoże mi to choć trochę nie myśleć o mojej siostrze. Minął niewiele ponad miesiąc, a ja czuję jakby to było wczoraj. Znajomi mówią mi, że czas złagodzi ból. A ja.. no cóż, mam nadzieję, że tak będzie..
Wchodzę do schroniska i od razu widzę wesołe mordki czworonogów. Podpisuję się na liście, i idę we wskazanym przez jakąś panią kierunku. Po chwili widzę grupkę osób i domyślam się, że to pozostali wolontariusze. Poznajemy się i rozmawiamy, dopóki nie przychodzą pracownicy schroniska. Jest wśród nich ta blondynka którą potrąciłam na ulicy i która była na spotkaniu w szkole, a oprócz niej dwóch chłopaków.
- Cześć wszystkim! I od razu dzięki, że przyszliście - kieruje wzrokiem po wszystkich, a kiedy dochodzi do mnie, jej spojrzenie zatrzymuje się chwilkę dłużej i posyła mi ciepły uśmiech. - Ja mam na imię Kamila, a to jest Patryk i Igor - wskazuje swoich kolegów. - Najpierw pokażemy wam co i jak, a potem każdy wpisze w grafiku kiedy może przyjść. Dziewczyny.. chodźcie ze mną, a wy - wskazała na chłopaków - podzielcie się na pół. Jedna część idzie z Igorem, a druga z Patrykiem - zakończyła i dała nam znak, abyśmy za nią poszły.
Oprócz mnie były jeszcze dwie dziewczyny. Z tego co zapamiętałam, jedna miała na imię Magda, a druga chyba Wiktoria.
Po chwili byłyśmy przy boksach i Kamila pokazała nam co i jak. Jest kilka psów zbyt agresywnych, którymi zajmują się tylko znane im osoby. My - wolontariusze, mamy zajmować się tymi bardziej spokojnymi zwierzakami. Po jakichś dwóch godzinach sprzątania boksów i dołożeniu jedzenia i wody, bierzemy kilka psiaków na spacer. Jest w porządku, zmęczenie pozwala mi choć przez chwilę nie myśleć o tym bólu.
- I jak Ci się tu podoba? - pyta mnie Kamila.
- Ciężka praca, ale daje satysfakcję - odpowiadam i uśmiecham się. - Psiaki są cudowne - dodaje.
- Przyzwyczaisz się.. a tak w ogóle, to zauważyłam, że masz dobrą kondycję, trenujesz coś? - pyta.
- Piłkę ręczną, ale narazie mam przerwę - odpowiadam.
- Mogę wiedzieć czemu? - pyta.
- Po prostu czasem trzeba zrobić sobie przerwę od czegoś, co się kocha - odpowiadam.
Rozmawiamy, aż do końca spaceru. Ma strasznie dużą wiedzę na temat psów. Z przyjemnością jej słucham i staram się zapamiętać jak najwięcej informacji.
Po skończonym spacerze, odprowadzamy psy do boksów i wpisujemy się do grafiku.
- Ooo widzę, że się spotkamy w środę, skarbie - odwracam się i widzę za sobą Wiktorię, która puszcza mi oczko.
Niezbyt przypadła mi do gustu. Nie żebym oceniała ludzi po wyglądzie, ale jak to mówią - oczy są zwierciadłem duszy. A jej oczy na pewno nie są szczere.
Zbierając się do wyjścia, szukam wzrokiem Kamili, chcąc spytać o coś, ale gdzieś zniknęła, więc wychodzę.
Na przystanku, z irytacją stwierdzam, że autobus mam dopiero za jakieś czterdzieści minut. Nie chcąc bezczynnie czekać, zaczynam iść na piechotę. Samotność sprawia, że znów wracam myślami do siostry. W oczach zbierają mi się łzy, a ja nie mam siły ich powstrzymać. Po chwili orientuje się, że ktoś na mnie trąbi. Odwracam się i widzę Kamilę.
- Idiotko! Ledwo zachamowałam! - krzyczy, wyraźnie wkurzona.
Patrzę na nią zdezorientowana, a ona na mnie. Chyba zauważyła moje łzy, bo jej twarz łagodnieje.
- Wsiadaj - dodaje po chwili.
Kieruje się w stronę jej auta, po drodze próbując wytrzeć łzy. Siadam na miejscu pasażera i nie chcąc wyjść na słabą, próbuję przybrać kamienną twarz, co niestety nie zbyt mi wychodzi.
Kamila widząc to, podaje mi chusteczki i patrzy pytającym wzrokiem na mnie.
- Problemy rodzinne - odpowiadam wymijająco.
- Jasne, rozumiem - słyszę w odpowiedzi i cieszę się, że nie drąży tematu.
Włącza radio i zaczyna nucić piosenki, strasznie fałszując i co chwila odwracając się w moją stronę.
Ja w końcu przywracam się do porządku i z biegiem chwili, zaczynam się śmiać z braku jej zdolności wokalnych. Ona też się śmieje. Po chwili śpiewamy już razem, a ja przez moment czuję, że jeszcze kiedyś będę szczęśliwa.
