Rzuciłam drobniaki na blat i zgarnęłam karton soku. Wybranie się po niego było zapewne tylko wymówką, by się mnie pozbyć, ale tak czy siak go kupiłam.
Usłyszałam za sobą gwizdnięcie. Gdy się obróciłam, ujrzałam znajomą, jakże irytującą twarz.
Typowy mięśniak, sportowiec-wyrywacz lasek. Ma więcej oliwy na ciele niż mózgu w swojej czaszce.
Nie zamierzałam tracić czasu na ten bezmózgi testosteron.
- Zejdź mi z drogi, Garrett - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.Naprawdę nie znosiłam tego kolesia. Pastwił się nade mną kilka lat wcześniej z powodu tego, że nie wyglądałam jak inne laski i nigdy nie dałam mu się poderwać. Uważał mnie dziwadło.
- No no, kogo my tu mamy - powiedział, mierząc mnie całą swoim wzrokiem. - Ktoś tutaj pracował nad sobą.Kiedy widział mnie ostatnim razem, byłam czymś w rodzaju emo. Krótkie włosy, wiecznie czarne ubrania nie odsłaniające zbyt wiele.
- A ty nadal jesteś tępy, że aż mi przykro - rzuciłam, próbując go wyminąć. Niestety nie pozwolił mi na to, łapiąc mnie za ramię. Halo, czemu nikt mu nie przywali?
- Nie będzie mnie jakaś cnotka obrażać - syknął, zbliżając swoją twarz do mojej.
- Ej, koleś, zostaw ją - odezwał się jakiś głos za Garretem. - Ogłuchłeś?Ptasi móżdżek puścił moje ramię i obejrzał się za siebie.
Za nim stał chłopak mogący uchodzić za przystojnego wśród normalnych dziewczyn. Dobrze zbudowany. Tajemniczy wzrok. Lekki zarost. Trochę przydługie włosy. Sprawiał wrażenie mądrzejszego od tej kupki sterydów.
- A ty co, obrońca praw zwierząt? - ta ameba umysłowa najeżyła się, chcąc wyglądać na groźniejszego.
Nowego to nie wzruszyło.
- Przynajmniej nie wyglądam jak Hulk, czego o tobie nie można powiedzieć - powiedział spokojnie, co musiało rozjuszyć tą tępą strzałę, bo usiłował rzucić się na Fana Marvela.W końcu sprzedawczyni krzyknęła:
- Ej, wy, bez bójek mi tutaj, bo wezwę policję.
- Masz dzisiaj szczęście koleś, ale następnym razem skończy się to inaczej - prychnął Garrett i wreszcie wyszedł z tego cholernego sklepu.Cały czas ściskałam w ręce karton soku. Muszę szybko wracać, zanim tato odjedzie.
Nie zamierzałam gadać z Obrońcą Praw Zwierząt, to on odezwał się pierwszy:
- Co za kretyn. Nic ci nie jest?- Nic. Sama dałabym radę
- Taaa, jasne, widziałem, jak dawałaś sobie radę - odparł. - Jestem Kieran.
- Jolene - mruknełam swoje imię i otworzyłam drzwi sklepu, by wyjść.
Niestety Kieran podbiegł do mnie i szliśmy ramię w ramię.
- Mogę cię odprowadzić? - zapytał. - Zdaje się, że idziemy w tym samym kierunku.
- Jak tam chcesz, brachu - przewróciłam oczami. - Ale nie oczekuj, że teraz będziemy przyjaciółmi.Chłopak uniósł ręce w obronnym geście.
- Spokojnie, jestem sprzymierzeńcem. Nie gryź.
- Nie jestem wampirem - żachnęłam się. - Za to ty wyglądasz, jakbyś oglądał nałogowo Pamiętniki Wampirów.
- Bez przesady, nie upodabniam się do Damona. Za to ty wyglądasz jak zagubiony chłopiec z Nibylandii - odgryzł się.
- Uwielbiam Piotrusia Pana, ok.
- Ja też. Zgaduje, że fandomowa dziewczyna z ciebie - powiedział, zerkając na mnie z uniesionymi brwiami.
- Hmmm, może jednak się zaprzyjaźnimy...Kilka minut zeszło nam na rozmowie o wspólnych zainteresowaniach i legendach tego miasteczka, między innymi o kościele w lesie.
Dawno temu stary kościół zawalił się. Na jego ruinach zbudowano nowy. Wciąż można znaleźć pod nim wejście do krypty. W Halloween najodważniejsi i najgłupsi schodzą tam, by udowodnić, jacy są super, i że niczego się nie boją.
Gdy prawie dotarliśmy pod dom babci, zapytałam go:
- Dobra, brachu. Gdzie ty mieszkasz?
- W tym domu obok ciebie - wskazał ręką na dom, w którym wcześniej widziałam kogoś w oknie.
- Ej! Wiedziałeś kim jestem? Gadałeś z moją babcią? - zrobiłam groźną minę .- Co masz na swoją obronę?
- Wcale z nią nie gadałem - powiedział oburzonym tonem.W końcu jednak odpuściłam mu i pożegnaliśmy się przed jego domem, wymieniając się numerami. Zwykle tego nie robię, ale nalegał.
Gdy wróciłam do domu, od razu skierowałam się do kuchni.Tata i babcia nie zauważyli mojego powrotu, zdążyłam więc usłyszeć, jak tata mówi
- Nie zapomnij o lekach.
Zdziwiło mnie to bardzo, bo nie wiedziałam, że babcia ma jakieś problemy zdrowotne. Kiedy stanęłam w progu, od razu zamilkli.
- Babciu? - zapytałam drżącym głosem.
Babcia podeszła do mnie.
- To nic takiego, kochanie - odpowiedziała uspokajającym tonem, zabierając ode mnie karton soku i kładąc go na stole.
Tata wstał i zabrał kluczyki leżące na blacie.- Muszę się już zbierać, mam jeszcze parę spraw do załatwienia z twoją mamą - przytulił mnie mocno i powiedział cicho. - Do zobaczenia, Jolly.
Pożegnałam się z tatą i resztę dnia spędziłam na rozmowach z babcią. Kolacji nie zjadłam. Zostawiłam ją w kuchni. Babcia nalegała, żebym wzięła chociaż jedną kanapkę, lecz kompletnie nie chciało mi się jeść.Wieczorem zabrałam się za rozpakowywanie rzeczy, w międzyczasie pisząc z Kieranem. Wciąż podsyłał mi jakieś śmieci typu "kiedy się zobaczymy" lub obgadywał Garrett'a. Miły z niego koleś, ale zupełnie nie w moim typie.
Zanim zasnęłam, wpatrywałam się tępo w sufit. Namalowane gwiazdki rozmywały mi się przed oczami. Naciągnęłam kołdrę po samą brodę. Doznałam dziwnego mrowieniana całym ciele. Może to ekscytacja... albo strach. Dopiero gdy zasnęłam, ogarnęła mnie błoga czerń.
Kiedy się obudziłam, czułam się bardziej zmęczona niż w nocy, ale też spokojniejsza. Jakby coś zabrało moje napięcie. Leżąc jeszcze przez chwilę, próbowałam sobie przypomnieć sen. Niestety bez skutku.Miałam jedynie przebłyski kościoła gdzieś w głębi lasu. Pewnie to przez wczorajszą rozmowę z Kieranem. Ta jego gadanina musiała paść mi na mózg.
.
.
W KOŃCU DRUGI ROZDZIAŁ XD. Dziękuję z całego serca dobrej duszyce, która poprawiła moje błędy. Wspaniała kobieto dzięki Tobie wstawiam ten rozdział <3.
CZYTASZ
Fall's Church
Mystery / ThrillerMałe miasteczko Fall's Church w stanie Pensylwania, położone nieopodal lasu. Było tam nad wyraz spokojnie. Mieszkańcy żyli swoją rutyną. Ludzie nieskalani przestępstwem, życzliwi aż do przesady. Mogłoby się wydawać, że to miejsce jest idealne, niesk...