Prolog epilogu, wstęp do zakończenia.

37 4 1
                                    


Przenikliwy chłód kamiennej posadzki - to wszystko, co czuł. Otworzył oczy i powoli podniósł się z podłogi, na której przed chwilą leżał. Przetarł jeszcze senne oczy i rozejrzał się rozkojarzony.

Znajdował się w długim korytarzu. Cała wolna przestrzeń idealnie białych ścian zajęta była przez najróżniejsze drzwi. Prawie cała. Spojrzawszy za siebie, zauważył, że pomieszczenie z tej strony kończy się czarną ścianą. Przyjrzał się drzwiom, przy których stał. Były gładkie, drewniane, ze srebrną gałką zamiast klamki. Podszedł do nich, przesunął opuszkami palców po drewnie. Jeszcze raz rozejrzał się po pustym korytarzu, po czym obrócił chłodną gałkę i przeszedł przez drzwi.

Siedział na łóżku w swoim pokoju. Jedynym źródłem światła była niewielka lampka na szafce. Za oknem czerniało nocne niebo. Była to czerń nietypowa, nieprzenikniona. Nie rozświetlała jej choćby najmniejsza gwiazda.

Na zewnątrz dał się słyszeć straszliwy krzyk, po którym nastąpiła głośna seria z karabinu. Z nieba posypały się złote iskry, w oddali w lesie rozbłysła ogromna eksplozja. Poderwał się szybko, wybiegł z mieszkania i popędził przez jasno oświetlony korytarz. Byle szybciej znaleźć się na zewnątrz. Noc była mroczna, złowieszcza. Nawet światło pobliskich latarń było jakby przygaszone. Pobiegł na boisko umiejscowione przy bloku. Stało tam już blisko dziesięć osób. Ustawił się na końcu równego szeregu. Pod ich nogami leżała broń, głównie karabiny Garand, kilka pistoletów i dwa pistolety maszynowe Thompson. Chwycił ten ostatni.

- Gdzie jest amunicja? - zapytał mężczyzny, który jako jedyny miał na sobie wojskowy mundur.

-Nie licz na wiele, masz jej tyle, ile zmieściło się w magazynku - podniósł z ziemi karabin i przeładował go sprawnie. Przez ułamek sekundy przyglądał się chłopakowi po czym włożył mu granat w dłoń i dodał poważnie, z wyczuwalną nutą strachu - Uważaj na siebie.

Schował granat do kieszeni kurtki i pobiegł spowrotem w stronę bloku z pistoletem w dłoniach. Oparł się o chropowatą ścianę, policzył do trzech i powoli wszedł do środka. Z żarówki u sufitu sypały się iskry. Kroczył ostrożnie przez klatkę schodową, rozglądając się uważnie. Z korytarza naprzeciwko wybiegł wielki mężczyzna w obcym wojskowym uniformie. Nie zdążył unieść broni. Upadł waląc głucho o posadzkę, z szybko czerwieniąca się dziurą w czole.

Przenikliwy chłód kamiennej posadzki - to wszystko, co czuł. Poderwał się szybko z podłogi, za szybko. Zakręciło mu się w głowie, obraz przed oczami zamazał się. Czuł narastający strach. Rozglądał się, próbując uświadomić sobie jego źródło. Jedyne, co znalazł, to rząd różnorodnych drzwi na idealnie białych ścianach. Spojrzał na najbliższe, drewniane, gładkie, ze srebrną gałką zamiast klamki. Nagły przypływ negatywnych emocji kazał mu obrać inny cel.

Jego wzrok przykuły masywnie wyglądające stalowe drzwi. Były lekko zardzewiałe przy zawiasach. Podszedł do nich już spokojniejszy. Nacisnął zimną klamkę i przeszedł przez nie pewnym krokiem.

Było strasznie zimno. Wszystkie drzewa, jak zauważył, pokryte były lodem i śniegiem. Z wszechogarniającą bielą idealnie współgrała intensywnie niebieska barwa nieba.

-Uwielbiam las zimą - mruknął z uśmiechem pod nosem i ruszył przed siebie białą ścieżką. Minął pięknie wyglądającą, zamarzniętą sadzawkę. Wszędzie dookoła leżały zaspy. Na końcu drogi, którą szedł dostrzegł grupę dzieci usypujących śnieg na górkę. Jak widział, szło im całkiem nieźle, bo ich „górka" sięgała ponad drzewa. W pewnym momencie zlewała się ona z kłębiastą chmurą, przez co trudno było precyzyjnie określić wysokość góry. Skręcił w boczną ścieżkę.

krzyk niebieskiej poświatyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz