1. Najpiękniejsza dziewczyna w mieście

312 17 17
                                    

Michalina i Gabriel zawsze potwornie się nudzili na matematyce. Zwykle odrabiali wtedy zaległą pracę domową z innych przedmiotów albo sprawdzali nowe efekty snapchata na nieświadomym niczego nauczycielu. Za nimi siedziała Agata. Sama, bo nikt nie poniżyłby się do tego stopnia, żeby usiąść koło niej. Była pierdolnięta, nawet jak dla nich, a co dopiero dla reszty klasy.

— Zobacz — Michalina szturchnęła przyjaciela — na tym zdjęciu wygląda jak Józek, co na okrągło siedzi pod monopolowym. Wiesz, ten co nam kiedyś kupił browara — szepnęła podekscytowana, wlepiając wielkie oczęta w ekran, na którym widniała promienna twarz pana Zbigniewa.

— No, glaca mu się świeci jak psu jajca! — ryknął, po czym oboje wybuchli śmiechem.

Chciałoby się powiedzieć, że śmiechom nie było końca, niestety mina Michaliny szybko zrzedła. Przypomniała sobie o czymś.

— Gabriel, co mam robić? Już październik, do końca roku zostały tylko trzy miesiące. Nie mogę się przespać z Dawidem! — jęknęła.

— To znajdź w końcu jakąś laskę i ją przeleć.

— Łatwo ci mówić.

— A myślisz, że co ja robię, jak chce mi się ruchać? Wchodzę na fellow albo tindera, wyhaczam boya w moim typie, piszę do niego, umawiamy się i voilà. Nic trudnego, serio.

Gabriel naprawdę znał się na rzeczy. Można by rzec, że był prawdziwym ekspertem w tej dziedzinie. Miał konto na każdym portalu, gdzie można było trafić na małych i trochę większych chłopców spragnionych psychicznej bliskości i fizycznych doznań. Chociaż jemu w zupełności wystarczały tylko te drugie.

— Ale ja tak nie umiem... — narzekała Michalina.

— Kurwa, rejestrujesz się na stronce, obczajasz zdjęcia i piszesz do typiarki, która ci się spodoba. Co w tym trudnego? Mam ci pomóc? — dopytywał chłopak.

— Nie o to chodzi. No bo ja nie chcę tak przez Internet. Wolę w realu.

— Co za różnica, skoro ona ma cię tylko zdeflorować? — zapytał, dumny, że udało mu się skonstruować tak skomplikowane zdanie.

Czasami używał mądrych wyrazów, choć nie zawsze wiedział, co oznaczają. Wydawało mu się, że w ten sposób zabłyśnie, a tak naprawdę pieprzył od rzeczy. Ale tym razem mu się udało. Profil biologiczo-chemiczny jednak na coś się przydał. Przynajmniej znał już podstawy anatomii. Wprawdzie układ rozrodczy był dopiero przed nimi, ale w końcu najlepsze smaczki na koniec.

Agata — gumowe ucho — od kilku minut podsłuchiwała tę rozmowę. Już miała dodać coś od siebie, kiedy rozległ się aksamitny niczym srajtaśma głos matematyka.

— Dobrze, a teraz zadam komuś szybkie pytanko — pan Zbigniew rozejrzał się po sali, wypatrując ofiary. — Klaudia — zwrócił się do tapeciary siedzącej przy ścianie — Oblicz w pamięci ile to jest 32 564 razy zero.

Cała klasa ucichła. Słychać było tylko burczenie w brzuchu Sylwii. Skrupulatnie głodziła się już od pierwszej klasy, odkąd nazwali ją tłustą lochą. W ciągu roku schudła prawie pięćdziesiąt kilogramów i teraz ważyła już tylko czterdzieści cztery. Przy wzroście 180 cm. Widać samozaparcie czyni cuda. Mogłaby z powodzeniem zastąpić Chodakowską.

— Yyy, a skąd mam wiedzieć? — tleniona blondyna patrzyła tępo na pana Zbigniewa. — Bez kalkulatora tego nie policzę, nie?

Mężczyzna spojrzał na nią jak na idiotkę i jebnął głośnego face palma. Echo rozniosło się po całej klasie.

— Czy ktoś wyręczy koleżankę? — zapytał słabo.

Z każdym dniem tracił nadzieję, że banda debili, którą uczy, zda maturę chociaż na te trzydzieści procent. Tym bardziej, że co najmniej cztery osoby powinny teraz powtarzać pierwszą klasę. Ale zlitował się nad nimi, przepuścił je. Zawsze miał miękkie serce. A uczennice miały ponętne pośladki. Cholerne krótkie spódniczki.

Like a virginWhere stories live. Discover now