1/1

322 47 24
                                    

Dlaczego to zrobił? Dlaczego zostawił go w takim momencie? W momencie, w którym najbardziej go potrzebował.

- Niezwykły z ciebie egoista, wiesz? - zaśmiał się cicho pod nosem, zerkając na swoje zaczerwienione i blade dłonie, które pokryte były delikatną warstwą białych płatków śniegu.

- Jesteś taki sam jak one. Dokładnie taki sam. Najpierw pojawiają się jakby znikąd, przylegając do twojego ciała, a potem tak po prostu, najzwyczajniej w świecie znikają, zostawiając po sobie jedynie mokre ślady - podniósł głowę, kierując czerwone od wycieńczenia oczy na marmurową płytę.

- Tylko wiesz jaka jest różnica? - podniósł głos, czując jak ten pod wpływem niechcianych emocji lekko się załamuje.

- Różnica jest taka, że twoja pustka nie zostawiła śladów na moim ciele. Może i jestem wykończony, i może mam trudności z normalnym funkcjonowaniem, ale największą ranę pozostawiłeś tutaj - drżącą ręką wskazał na miejsce, gdzie powinno znajdować się serce, jednak w tym momencie nie był do końca pewny, czy jeszcze tam było. Mimo, że można było usłyszeć dźwięk jego bicia, to w ostatnich miesiącach czuł jakby było martwe.

Biło tylko z konieczności, a tak naprawdę w środku znajdowała się dziura. Wielka otchłań mieszanki cierpienia, miłości, a zarazem nienawiści. Nienawiści do samego siebie. Mógł przecież coś zrobić, a nie tylko  faszerować go tabletkami i codziennie wypychać jego głowę bezsensownymi słowami "wszystko będzie dobrze", w które sam nie wierzył.

- Jestem idiotą. Takim pieprzonym idiotą - schował twarz w dłoniach, pozwalając spłynąć pierwszej łzie po przemarzniętym policzku.

Był środek zimy. Niezwykle srogiej zimy, która dawała w kość każdemu. Nawet grube swetry, płaszcz, szalik, czy rękawiczki nie dawały pełnego uczucia ciepła. Ulice pokryte były grubą warstwą śniegu i lodu, uniemożliwiając kierowcom swobodny dojazd do wyznaczonego sobie celu. Wszyscy żyli w pośpiechu. W wiecznym wyścigu szczurów. Każdy myślał przyszłością, nie cieszył się chwilą obecną, nie był szczęśliwy z teraźniejszości. Nawet nie zwracali uwagi na to, co jest najważniejsze w ich życiu - pociechy, które jak każde dziecko myślały o chwili obecnej.

Nie liczyło się dla nich to, co będzie za godzinę, na następny dzień, czy za tydzień. Najważniejsza dla nich była chwila obecna - ulubiona kreskówka, przy której mogą spędzić cały dzień, paczka misiowych żelków, które przed chwilą podarowała im mama, czy ukochany tata, który czytał im bajkę o smoku na dobranoc.Tak bardzo im zazdrościł. Ich głowy są wolne od jakichkolwiek zmartwień, czy problemów. Ich podejście było takie piękne i wolne.

- Szkoda, że wtedy tego nie rozumiałem. Mogłem choć trochę obciążyć cię od twojej szarej codzienności, powtarzając jak bardzo cię kocham, jak bardzo jesteś dla mnie ważny, że jesteś najpiękniejszym, co mnie w życiu spotkało - jego głos coraz bardziej nie pozwalał mu na dokończenie zdania. Czuł jak całe ciało trzęsie się z zimna, a dłonie stawały się coraz bardziej czerwone.

- Wybacz mi, proszę. Przepraszam, że cię obwiniałem, mimo, że ta choroba nie była w żadnym przypadku twoją winą, przepraszam, że nie umiałem okazać tego, jak bardzo cię kochałem i jak jeszcze mocniej kocham cię teraz. - podszedł do lodowatej płyty, na której znajdowało się zdjęcie jego miłości wraz z imieniem i nazwiskiem.

Usiadł na ziemi, która nie była ani trochę widoczna za sprawą grubej warstwy śniegu i lodu. Położył dłoń na jego podobiźnie, gładząc lekko uśmiechniętą twarz chłopaka. Zdjęcie pochodziło jeszcze z okresu zanim zachorował. Schizofrenia tak wykończyła go psychicznie, że przez te całe półtora roku choroby, ani razu na jego twarzy nie zagościł uśmiech.

wild → namjinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz