*Mackenzie's POV*
- Możesz mi odpowiedzieć? - zapytał poirytowany blondyn i włożył ręce do kieszeni patrząc na mnie z lekceważącym wzrokiem.
- Możesz nie trzaskać drzwiami? - spytałam chłopaka odpowiadając mu pytaniem na pytanie.- Przepraszam królowo - wywrócił oczami i opadł na łóżko, które było całe obrzucane ubraniami i innymi niezidentyfikowanymi rzeczami. Wpatrywał się we mnie jak w obrazek, ale wiedziałam, że ten wzrok to tylko cisza przed burzą. Postanowiłam rozpakować się pózniej i iść do Shawna, który mieszka kilka pięter niżej. Wzięłam telefon do ręki i złapałam klamkę kiedy mój irytujący współlokator odezwał się.
- Gdzie idziesz? - zapytał łagodnie, jakby nigdy nic i oczekiwał normalnej odpowiedzi.
- Jak najdalej od Ciebie. - odpowiedziałam i wyszłam z pokoju.***
- To jest Jack Johnson. Jeśli teraz masz go dość to wiedz, że z czasem będzie tylko gorzej. - powiedział Shawn śmiejąc się, a ja westchnęłam głośno, okazując swoje poirytowanie.
- To mój przyjaciel - stwierdził brunet, a ja zmarszczyłam brwi patrząc na niego jak na idiotę. On tylko wzruszył ramionami i czekał, aż powiem coś niezwykle interesującego.
- Mam rozumieć, że ten chłopak to same kłopoty? - zapytałam retorycznie.
- W tym przypadku zdecydowanie tak. Powiedziałbym żebyś trzymała się z daleka od niego, ale to nie możliwe. Pech jest po twojej stronie Kenzie. -
Shawn miał rację. Jak mam trzymać się z daleka od chłopaka, który mieszka w tym samym pokoju co ja?***
Około dwudziestej opuściłam pokój Shawna z nadzieją, że Jack gdzieś wyszedł. Otworzyłam drzwi do pokoju, a to co zobaczyłam zbiło mnie z tropu. Piątka pijanych chłopaków rozłożyła się na powierzchni całego pokoju. Każdy z nich był cholernie przystojny ale nie w tym rzecz! Oni roznoszą mój pokój. Chrząknęłam bardzo głośno w tym momencie trzaskając drzwiami. Wszyscy odwrócili się w moją stronę, a ja założyłam ręce na piersi.
- Patrzcie! - krzyknął Jack i już wtedy wiedziałam jak mocno alkohol działał na niego. - To moja przyszła dziewczyna!
Lekko mnie to zszokowało ale prychnęłam jedynie nie dając po sobie poznać, że w jakikolwiek sposób mnie to ruszyło. Wciąż stałam przy drzwiach i tupałam nerwowo nogą o podłogę. Jack postanowił kontynuować swój monolog.- Tojest Nate, Sammy, Jack i Nash. - wymieniał po kolei swoich znajomych patrząc migłęboko w oczy. Pokazywał na nich palcami i kiedy próbował wstać zachwiał się ipoleciał na podłogę. Reszta zaczęła się śmiać, a ja przewróciłam oczami.Blondyn podszedł do mnie i probował mnie przytulić, a ja wyminęłam go ipostanowiłam wziąć sprawę w swoje ręce.
- Więc Nate, Sammy, Jack i Nash stąd wychodzą. - powiedziałam pokazując nadrzwi. W tamtym momencie cała czwórka chwiejąc się wstała ze swoich miejsc i przybijającz Jackiem piątkę na pożegnanie wyszła z pokoju. Chłopak popatrzył na mnie zdenerwowany, a jauznałam, że muszę się nim zająć.
- Przebierz się i wskakuj do łóżka. - nakazałam stanowczo, na co On westchnął.Podszedł do szafy i po chwili zastanawiania się wyciągnął czarną koszulkę.Stojąc przede mną ściągnał z siebie spodnie i koszulkę po czym przebrał się wwcześniej wybrany przez siebie t-shirt. Obserwowałam jego ruchy bardzo uważnie.Następnie próbował podejść do łóżka, zaliczając przy tym dwa potknięcia. Odkryłkołdrę i położył się pod nią od razu wtulając się w poduszkę. Wyglądał całkiemuroczo. Na pewno bardziej bezbronnie.
- Już mamo - zaśmiał się z lekką chrypką w głosie, a mnie przeszły ciarki. -Teraz chodz tu do mnie.
Jack rozłożył ręce i przesunął się na jedną część łożka. On mówił poważnie.
- Możesz pomarzyć. - stwierdziłam i zaczęłam zbierać puszki po piwie wyrzucającje od razu do kosza na śmieci. Wypili bardzo dużo, co widać po obecnym stanieJacka.
- Proooooszę - przeciągnął i zaraz po tym czknął. Zaśmiałam się, a On tylkoprzewrócił oczami.
- Idz spać Jack - powiedziałam i zgasiłam światło na jego części pokoju. - A na imię mam Mackenzie.