|Rozdział 2|

350 31 10
                                    

Miałam jeszcze kilka groszy więc do domu wróciłam taksówką. Jestem już o jeden krok dalej, wystarczy się tylko szybciutko nauczyć angielskiego i mogę jechać do Ameryki. Martwi mnie tylko to co powiedział ten Mark... Na pewno tyle zajmuje zakupienie domu? Jak wrócę do domu to wejdę na kompa i sprawdzę co Ci Amerykanie mają do zaoferowania.
Zapomniałam! Nie dałam mu numeru telefonu. Jaka ze mnie głupia, tępa... była dostawczyni pizzy.

*Time skip*

Wyjęłam kluczyki do drzwi i przekręciłam otwierając je. Pierwsze co ujrzałam to leżące na podłodze ubrania. Wzdechnęłam głęboko, jakby wszystkie moje uczucia się we mnie zgromadziły i *wydech*.

A: Co to ma być?

Mm: Twoja wina, że nie dopilnowałaś porządku.

A: Czyli moja wina, że nie umiesz ruszyć dupska?

Mm: Nie tym tonem! A teraz weź te rzeczy i wrzuć do prania.

A: Jak ty wszystko wiesz. Szkoda tylko, że sama nie umiesz tak zrobić.

Widać, że dała sobie spokój. W tym domu panuje sama zła aura. Jeszcze pamiętam te czasy gdy nasza rodzina trzymała się razem. Tylko że to było dawno i mało z tego wszystkiego pamiętam, a to boli najbardziej.

A: [szeptem] Ciekawe co zrobisz jak z tąd wyjadę...

Mm: Co? Chcesz wyjechać?

A: A jeśli? I tak masz ze mną "same problemy"

Mm: Nie ma mowy. Nie mam zamiaru pożyczać Ci pieniędzy.

A: A czy ktoś Cię o to prosi?

Mm: Myślisz, że rosną na drzewach? Jakie dziecko z Ciebie.

A: Nie jestem dzieckiem, a przynajmniej nie takim jak Ty!

Mm: Nie tym tone-

A: Zamknij się! Ja codziennie robię Ci śniadanie, sprzątam i chodzę na zakupy!

Mm: Jak Ty się do matki odzywasz?!

A: Jedyne miejsca gdzie chodzisz to łóżko i kibel, a jedyny dostęp do informacji masz w tv! To Ty jesteś jak dziecko! Tylko jesz, śpisz i srasz!

Mm: ... Żałuję, że Cię urodziłam.

A: Żałuję, że mam taką matkę. Nie licz więcej na jedzenie albo nowe artykuły spożywcze. Wyprowadzam się.

Mm: Nie pozwalam!

Nie będę jej więcej słuchać, mam 24 lata to mogę robić co chcę. Świat jest otwarty na ludzi, może ktoś mnie przyjmie do siebie. Spakuję tylko najważniejsze rzeczy.

*Time skip*

Spakowałam moje ubrania, szczotkę do zębów i włosów, kosmetyki oraz wzięłam wszystkie moje zarobione pieniądze. Nie brałam nic z pieniędzy mamy, nienawidzę jej ale nie jestem bezduszna. Złapał za rączkę od mojej czarno-czerwonej walizki, którą potem zniosłam po schodach. Gdy weszłam do salonu, ku mojemu zdzwinieniu matka wstała i szła w moją stronę.

Mm: Nie ma tak. Rozkazuję Ci zostać!

A: Kobieto, mam prawie 25 lat więc jestem dorosła! Mogę wyjechać, z resztą na razie tylko chcę u kogos zamieszkać.

Mm: U kogo?!

A: Nie wiem jeszcze, a co Cię tak nagle zaczęłam obchodzić?

Mm: Myślisz, że jak wyjdę z domu to mnie nikt nie zaczepi?! Tylko się odezwę i znów się zakocham! Znowu będę musiała przez to przechodzić!

A: Nie samotnie. Masz mój numer, odbierać będę tylko w ważnych sytuacjach, a zakupy i jedzenie sama Sobie załatw. Jak się zakochasz to będziesz mogła przeżyć te szczęśliwe chwile na nowo.

Mm: Nie idź proszę... Nie poradzę Sobie bez Ciebie...

A: Podjęłam decyzję.

Mm: [płacze] Nie proszę! Ja mam już ponad 50 lat... Jestem stara i brzydka. Nikt mi nie będzie chciał pomóc.

A: Masz jeszcze połowę życia przed sobą. Jesteś piękna i chyba pora by się usamodzielnić. Wychodzę.

Ubrałam kurtkę i przed wyjściem spojrzałam jeszcze na mamę. Stała ledwo na nogach, ale wiem że po jakimś czasie sobie poradzi. Muszę w to wierzyć. Nadzieja przede wszystkim. Teraz nadzieja utrzymuje mnie przy znalezieniu miejsca do nocowania.

A: I wychodź na słońce... Potrzebna Ci jest witamina D.

Mm: D-dobrze...

*Time skip*

Siedziałam na przystanku, ale nie czekałam na autobus. Myślałami byłam w sprawie związanej z noclegiem, ale ciałem wpatrywałam się w niebo. Z każdą sekundą bardziej zatapiałam się w tym, jeszcze jasnym sklepieniu. Zbliżała się noc, a ja nie mam dachu nad głową. Dzwoniłam do Darii, ale powiedziała że jak już to od jutra, bo wcześniej przyjęli pielgrzymów i to by było chamskie wyrzucić ich nagle z domu.

Miałam jeszcze do wyboru wynająć jakiś tani motel. Gdy oderwałam się od wpatrywania w niebo, zauważyłam jak ktoś przede mną stoi. Myślałam, że chce usiąść więc wstałam i ruszyłam do... sama nie wiem gdzie. Nagle ten ktoś złapał mnie za ramię, po czym gwałtownie się obróciłam. To był Mark.

A: Oh, hej! Co Ty tu robisz?

M: No wiesz, jest popołudnie więc skończyłem uczyć i wracam właśnie do domu. Co masz taką minę?

A: Ah, to nic takiego. Po prostu musiałam się pilnie wyprowadzić od matki.

M: Ale masz gdzie nocować, prawda?

A: No idę do motelu, bo nikt nie może mnie przyjąć.

M: Mam pomysł.

=^•^=

[✖]∆Korepetytor∆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz