Rozdział 7

270 23 0
                                    

Po sekundzie jego wzrok przeniósł się na coś za mną, a w ułamku następnej jednym ruchem położył mnie na ziemi i wstał, by przyłożyć Maxowi. Blondyn wpadł w furię. Najprawdopodobniej chciał się rzucić na Robina, ale po trafnym ciosie, jaki otrzymał w twarz, odrzuciło go do tyłu. Podniósł się w zastraszającym tempie, nie miał na twarzy ani kropli krwi, choć sądziłam, że Robin rozwalił mu nos. Wyglądało na to, że jest zbyt wściekły, by poczuć jakikolwiek ból.

— Max! — wrzasnęła Cat, zaskoczona reakcją swojego kolegi.

Regulus i Mike już znaleźli się przy chłopaku i próbowali go powstrzymać, ale szło im nie za dobrze. Odepchnął ich obu, jakby byli zaledwie kukiełkami. Robin wpatrywał się w niego wyzywająco. Sam jednak nie atakował pierwszy. Ja zostałam zabrana z pola walki przez Alison, której oczy błyszczały niczym dwa rozżarzone płomienie. Podekscytowana trzymała mnie blisko siebie i zmuszała do patrzenia na tę scenę. Max już niepowstrzymywany przez kolegów, znów próbował uderzyć Alfę. Ten jednak niewzruszony uniknął jego ciosów i w po chwili złapał za rękę przeciwnika, po czym ścisnął ją, a Bunny aż zawył z bólu.

— Uważaj, bo ci nerwy puszczą i co? Jeszcze zrobię ci krzywdę.

Tym chyba jeszcze bardziej wkurzył Maxa. Puścił jego rękę, a on wykorzystał to, by trafić go w brzuch. Robin zgiął się, ale już po chwili podciął blondyna, a ten wylądował na ziemi i pociągnął przeciwnika. Reszta braci nie ruszyła im na pomoc, a chłopcy bili się i poprzewracali pojedyncze świeczki, przez co pomieszczenie pociemniało. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Wiedziałam, że powinnam coś zrobić, ale nie mogłam się ruszyć. Do czasu.

Wybiegłam z pokoju. To była moja wina! Przez to zadanie zaczęli się bić. Nie mogłam powstrzymać się od płaczu. Nie widziałam, gdzie biegnę, nie miałam pojęcia, co się przede mną znajduje. I tak zleciałam ze schodów. Bolało. Cholernie bolało. Ale bardziej w środku niż na zewnątrz. Poczucie winy, sumienie? Być może. Nie sądziłam, że to ma taką siłę. Naraz poczułam ból fizyczny, ten po odejściu pierwszego bólu. Nic sobie nie złamałam, ale upadek na przednią część ciała boli. Powoli odszukałam dłońmi ścianę i opierając się na niej, wstałam. Poczułam czyjąś obecność. Miałam bardzo złe wspomnienia, więc odwróciłam się gwałtownie i stanęłam twarzą w twarz z Robinem. Choć było kompletnie ciemno, stałam tak blisko, że rozpoznałam go od razu.

— Jak zwykle poszkodowana.

Pociągnął mnie za rękę i po ciemku weszliśmy do pokoju. Jak się okazało, nie mojego. Po chwili stałam roztrzęsiona przed umywalką w łazience, a Robin zapalił światło.

— A tobie nic nie jest? — zapytałam cicho stojącego za mną bruneta. Nie wyglądał na takiego, który przed chwilą się bił. Może Max nie miał wystarczająco dużo siły, by mu coś zrobić?

— Nie. Martwiłbym się raczej o ciebie. Co powiesz Dave'owi na to?

Mówił, patrząc w moje zapłakane oczy. A raczej oczy mojego odbicia. Spostrzegłam, że rozwaliłam sobie brew. Otarłam łzy i zbliżyłam się do lustra, by móc to obejrzeć z bliska.

— Cudnie. — Potarłam ranę, rozsmarowując krew wokół niej. Zabolało.

— Przemyj zimną wodą. Zaraz coś na to poradzimy. — Po tych słowach wyszedł i zniknął w ciemnościach za drzwiami łazienki.

Westchnęłam i zaczęłam zmywać krew z twarzy. Czy chociaż przez chwilę zastanowiłam się, co robię? Mogłam narazić ich wszystkich na szlaban. Szlaban do końca wycieczki za niespanie po nocy i chodzenie po innych pokojach, a na dodatek ta bijatyka...

— To nie twoja wina — powiedział Robin, wchodząc do łazienki. W ręce trzymał trochę waty i plaster. — To, że ta pijawka tak zareagowała — przerwał i docisnął watę do mojej brwi. — Twoja przyjaciółka wiedziała, co robić. Muszę jej pogratulować przebiegłości. — Nakleił plaster tak, by utrzymywał on watę. — Wyglądasz lepiej, niż zazwyczaj. — Odsunął się o krok i ocenił swoje dzieło.

CualiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz