Prolog

141 11 15
                                    

Jako nastolatka czułam się zupełnie zagubiona, wszystko wydawało się wyblakłe i odległe. Każdy kolejny dzień był walką, tak jakby cały świat stawał przeciwko mnie i uśmiechał się drwiąco. Nie dasz rady, Audrey, jesteś za słaba.

A potem przyszła dorosłość i nagle wszystko było na wyciągnięcie ręki. Zupełnie, jakby moje lęki nie istniały. Nauczyłam się od nowa śmiać i cieszyć tym, co przynosiły dni spowite w chłód poranka i stu nocy. Spisałam listę celów i skrupulatnie skreślałam każdy, nawet ten najmniejszy, aż zaczęło mi się wydawać, że naprawdę panuję nad swoim życiem. A mimo wszystko wciąż trzymałam się jednej zasady, którą kierowałam się, odkąd sięgałam pamięcią. Moja przyjaciółka, Lisa, śmiała się, że to jakiś rodzaj zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych i jeśli by się nad tym zastanowić, mogła mieć rację. W końcu jako studentka psychologii lepiej się na tym znała. Tylko, że ja nigdy nie postrzegałam tego, jako coś złego. Miałam po prostu swoją teorię, która pomagała mi zachować spokój i ograniczyć napady paniki.

Według niej, aby znajomość z drugą osobą odbiła na nas jakieś odczuwalne piętno, musiała ona trwać co najmniej dwa miesiące. I chociaż ludzie wciąż próbowali udowodnić mi, że tak nie jest, ja uparcie trzymałam przy swoim. Relacja, która trwała krócej, nie mogła wpłynąć na nasze życie w jakiś zatrważający sposób. Przelotna znajomość z koleżanką ze studiów, która miesiąc później zmieniła wydział nie odbijała się jakoś specjalnie na moim światopoglądzie, tak samo jak dwutygodniowy związek, który kończył się fiaskiem, albo poznanie nowej przyjaciółki mojej współlokatorki. Nasze życia mijały się niezauważalnie, co najwyżej ocierając się o siebie. Dopiero dłuższa znajomość wywierała na nas niepodważalny wpływ, który mógł zmienić nasze podejście do danych spraw. Przekroczenie granicy dwóch miesięcy było dla mnie czymś podobnym do wybuchu bomby nuklearnej, przebiciem się dwóch odrębnych światów, zderzeniem dwóch rzeczywistości.

Dopiero po dwóch miesiącach mogłam ze spokojem powiedzieć, że dana znajomość wniosła coś do mojego życia. 

I wydawać by się mogło, że nic tego nie zmieni. Udało mi się zamieszkać w mieście moich marzeń, dostać się na studia związane z czymś, co absolutnie kochałam, wieść dobre i poukładane życie. Kierować się swoją teorią i trzymać na dystans tych, którzy według niej nie powinni być dopuszczeni bliżej. Nie chciałam nigdy więcej wrócić do tego, co było kiedyś. I pewnie żyłabym tak aż do śmierci, gdybym któregoś dnia nie obudziła się i w zamyśleniu nie stwierdziła, że dziś będzie dobry dzień na to, by zrobić coś szalonego. O wszystko, co nastąpiło później, mogłabym obwinić kogoś, kogo wtedy poznałam, a kto wstrząsnął całym moim światopoglądem i zostawił poruszoną i złamaną. Bo nagle wszystko, co miałam na wyciągnięcie ręki, ot tak, zaczęło wydawać się stracone.

Tyle tylko, że świat wcale nie był taki prosty. Punkt A nie prowadził do punktu B, a jedno zdarzenie gdzieś w przeszłości, mogło mieć wpływ na całe nasze życie. I właśnie wtedy zrozumiałam, że moja teoria nigdy nie miała prawa być poprawną.

~~~

Więc pewnie należą się Wam jakieś wyjaśnienia.
Do wszystkich tych, którzy czytali stare Keep me close, oraz nowych osóbek, które są tutaj po raz pierwszy, chciałabym powiedzieć parę słów o tym co, jak i dlaczego.
Na wyciągnięcie ręki to druga wersja opowiadania, które już się pojawiło i miało 8 rozdziałów. Niestety KMC umarło śmiercią naturalną, bowiem od początku traktowałam je trochę po macoszemu. Parę osób naciskało, bym wróciła do tego opowiadania i dlatego oto jestem, ale z czymś nowszym.
Bo widzicie, obiecałam sobie, że jeśli tu wrócę, to chciałabym, żeby to opowiadanie miało ręce i nogi, i żebym mogła z dumą powiedzieć, że dałam z siebie wszystko.

Plan historii pozostał niezmieniony, bohaterowie będą ci sami (no, może dojdzie trochę nowych :D), zmieni się tylko troszkę akcja. Już teraz zaznaczę, iż parę wątków się powtórzy, z tego prostego powodu, iż NWR jest ulepszoną wersją KMC i opowiada tą samą historię, jednakże będę starała się te wątki na tyle urozmaicać, by cała ta sytuacja nie była tak odczuwalna.

I to by było na tyle! Ruszamy z nowym opowiadaniem, które tym razem chciałabym doprowadzić do końca xd Rozdziały powinny ukazywać się co parę dni i, jak poprzednio, nie będę one zbyt długie, z tego powodu, iż w natłoku nauki łatwiej mi pisać krótkie sceny. Mam nadzieję, że mnie za to nie zjecie :D

Dziękuję wszystkim, którzy tu zajrzeli i zostawili po sobie jakiś ślad, jeśli się podobało, koniecznie skomentujcie (i oczywiście wyraźcie swoją opinię, co myślicie o nowej wersji fabuły :D)

A teraz zostawiam Was z tym przydługim "od autora" i życzę miłego wieczoru, Ati :3

PS. Mam chyba obsesję na punkcie tej okładki

 Mam chyba obsesję na punkcie tej okładki

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Na wyciągnięcie rękiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz