4. Prawda

61 3 3
                                    

Niemy chłopiec i prastary mag szli ramię w ramię przez martwą równinę. Choć droga do iglicy miała zająć im kilka godzin, wyspa wydawała się przywykłemu do górskich okolic chłopcu dość mała. Cieszył się z ciszy i spokoju którymi mógł się delektować. Czarnoksiężnik rozumiał to i nie zaburzał jej. Chłopiec w końcu nie wytrzymał:
"Dlaczego nie powiedział pan od razu, że mnie słyszy?"
Czarnoksiężnik spojrzał na niego z dziwnym uśmiechem.
-Tu składa się na siebie kilka czynników. Nasza podróż prowadzi do spotkania innych czarnoksiężników, wielu z nich również będzie potrafiło podsłuchiwać myśli, niektórzy skuteczniej ode mnie. Pewnych rzeczy powinieneś wiedzieć jak najmniej, żebśmy na starcie nie grali z nimi w otwarte karty. Druga rzecz - słychać głównie to, co mówi wewnętrzny głos. To, na czym faktycznie się skupiasz. Mając w posiadaniu niewygodną informację, zapewne wpadłbyś w pułapkę ciągłego myślenia o tym, by przestać o niej myśleć. A, no i ostatnia, całkiem istotna rzecz - chciałem uniknąć nawału skierowanych we mnie myśli, jaki pociągnęłoby za sobą takie ujawnienie.
Chłopiec zamyślił się. Jego kształtowana od zawsze intuicja mówiła mu, że ukrywanie informacji sprzyja zdradzie, że nie powinno się ufać osobom nie do końca jasnym i przejrzystym. Rozum jednak widział pełne uzasadnienie powodu, z którego powinien pozostać w niewiedzy.
-Czasem instynkty zawodzą mój drogi. - Chłopiec zaczerwienił się lekko przyłapując się na tym, jak żywiołowo się nad tym zastanawiał. - Można sprowadzić świat do zabijania lub bycia zabitym, ale istnieje coś poza tym, prawda? Istnieje szarość, niepewność, skrupuły. Bardzo ludzka rzecz, którą człowiek się szczyci, mimo, że ostatecznie jest to jego słabość.
Mgła zdążyła po raz kolejny pochłonąć krajobraz. Chłopiec pozostał w ciszy, trawił bardzo powoli myśli pozostawione przez maga któremu towarzyszył. Chłonął chłód i piękno dobywające się z martwego krajobrazu.

-Wejście do Prat'dolgor strzeżone jest przez strażnika rzeźbionego w skale. Ów wpuszcza gości jedynie, gdy zgadną jego zagadkę. Nie wiem czego Nergonidas się boi, żeby aż tak odgradzać się od swiata, ale przyznam, że jego metody robią wrażenie.
Widać już było zarys iglicy, nieśmiało wyłaniający się z mgły. Chłopiec nigdy wcześniej nie widział czegoś tak wysokiego, a przy tym tak szczupłego. Wydawało się, jakby czarna igła wbita w ziemię miała złamać się w dowolnej chwili. Niemy wiedział jednak, że trwa w tym stanie już setki lat. Z mgły wyłoniło się coś kulistego, ogromnych rozmiarów. Było przytwierdzone do ściany. Wyrzeźbione w niej. Ogromnych rozmiarów ludzka czaszka trwała w spoczynku. Na jej czole wyrzeźbiony był dziwny, spiczasty symbol. Czarnoksiężnik stanął pięć metrów przed nią, zatrzymując chłopca gestem dłoni. Iglica przemówiła potężnym głosem:
-Co powodem przybycia waszmości?
-Chcemy prozmawiać z Nergonidasem.
-Prawdę powiadacie. Wnijść wam pozwolę, lecz wpierw zagadnę was o rozwiązanie. Hmmmm...
Kamienna twarz zamyśliła się.
-Oto moja zagadka: jakże brzmi imię twe, chłopcze?
Chłopiec oniemiałby ze zdumienia, gdyby to było możliwe. Czarnoksiężnik uniósł ręce w powietrze i zaklaskał teatralnie. Paszcza otworzyła się, ukazując słabo oświetlony, choć gustowny korytarz.
-Wyśmienity żart, Nergonidasie.
Czarnoksiężnikowi odpowiedział podstarzały głos:
-Miałem nadzieję, że sobie pójdziecie. Wejdźcie.
Przekroczyli próg dolnej szczęki, zęby huknęły z trzaskiem gdy tylko wkroczyli głębiej w korytarz. Pierwszą rzeczą jaką chłopiec zauważył, był fakt, że wnętrze iglicy było wielokrotnie większe niż jej zewnętrze. Bardzo dziwne były tu ściany i sufit - wyglądały jak jaskinia powstała przez powolne naciekanie, w których ktoś potem rzeźbił bardzo małym narzędziem. Powierzchnia ścian wyglądała, jakby wyciśnięto na niej łuski jakiejś małej ryby. Było w tym jednocześnie widać dzikość i precyzję. Na końcu korytarza znajdowała się ogromna hala, półdzika jaskinia. Jej drobno ciosane ściany powoli przechodziły w naturalne, usiane stalaktytami sklepienie. Chłopcu zrobiło się niedobrze na wspomnienie o jaskini, jednak zdusił w sobie to wrażenie. Na środku hali stał rzeźbiony filar, kontrastujący z otoczeniem swoją gładkością. Filar ten pokryty był różnymi płaskorzeźbami, głównie pradawnym pismem, czasem urozmaiconym jakąś scenką. Azakar podszedł do niego, stał przez chwilę z zamkniętymi oczami.
-Podejdź.
Chłopiec podszedł do niego. Po drodze zauważył, że czarny z pozoru materiał iglicy, łyszczy się czasami karmazynowym blaskiem. Czarnoksiężnik zrobił dwa kroki. Stał teraz kilka centymetrów nad ziemią. Uśmiechnął się do Niemego:
-Uważaj na nogi.
Zaczęli powoli wspinać się dookoła filaru po niewidzialnych schodach. Podczas gdy Azakar szedł spokojnym krokiem, chłopiec czuł nieziemski dyskomfort, szedł bokiem, przytulając przy tym skamieniały filar.
Gdy zbliżyli się do kamiennego sufitu, w tym zaczęła pojawiać się dziura, lity kamień rozwiewał się na ich oczach jak mgła. Przechodząc przez sufit zastali najdziwniejszą pracownię jaką chłopiec do tej pory widział - była ona pełna książek, w jej centrum stał kamienny ołtarz, a na tyle rzeźbiona mównica na tle dwóch flag przedstawiajacych czarny, spiczasty symbol na czerwonym tle. Był to ten sam symbol, który był wyrzeźbiony na ogromnej czaszce. Między flagami, na tle witrażu w różnych odcieniach czerwieni, wisiało ogromne wahadło, drgające nienaturalnie szybko i nierównomiernie.
-Ostatnio odwiedza mnie wielu ludzi, przypominając mi dlaczego za nimi nie przepadam. Dlaczego przynosisz do mnie wystraszone dziecko?
Stary czarnoksiężnik stał do nich odwrócony tyłem, oparty o wielkie biurko.
-Dobrze wiesz dlaczego.
-Jasne, że wiem. Jednak niepotrzebnie się trudziłeś, to nie mnie szukasz. Widzę, oszczędziłeś mi zachodu z załogą Kaszalota, oczywistymi jak na Ciebie środkami.
Chłopiec pierwszy raz widział na twarzy Azakara zmieszanie.
-Mieli do ciebie interes?
Nergonidas odwrócił się, spojrzał spod gniewnych, krzaczastych brwi. Jego imponująca broda sięgała mu do pasa.
-Jak zwykle, utalentowany w udawaniu idioty. No ale dobrze, dwoje może grać w tą grę. Jak oboje wiemy, Hladvarowi zależało by zdjąć klątwę z twojego pudełeczka.
-To nie było wcale takie oczywiste. Zdziwiłbyś się ilu ciemnych interesów się dopuszczał. Miał piasek dusz na pokładzie.
Wiecznie zgniewane brwi Nergonidasa uniosły się z zaskoczenia. Oczywiście, dalej były przy tym zgniewane.
-Dużo?
-Z sześćdziesiąt litrów.
Zapadła cisza, w której chłopiec kipiał ciekawością. Starał się uciszyć pełne pytań myśli. Mimo wszystko skierował na siebie uwagę starca. Ten pochylił się delikatnie, uśmiechnął odsłaniajac zczerniałe miejscami dziąsła.
-Widzę, że twój właściciel praktycznie nie zaspokaja twojej ciekawości. Pozwól w takim razie, że Ci opowiem o kilku rzeczach, chłopczyku.
-To chyba nie będzie konieczne...
-Bzdury wygadujesz Azakarze. Byłbym okropnym gospodarzem nie tłumacząc, jak sprawy się mają. A zależy nam na przejrzystości, prawda?
Odrobinę rozgniewany Azakar uśmiechnął się:
-Jasne.
-Dobrze, że się dogadaliśmy. A więc, pytaj chłopczyku, śmiało.
Niemy starał się jak mógł wyciszyć myśli, by zaoszczędzić Azakarowi niezręczności, na próżno jednak.
-Ooo, dlaczego nie przepadam za ludźmi? Bo są prości i przewidywalni. Ich życie sprowadza się do pościgu za przyjemnymi bodźcami i ucieczki przed nieprzyjemnymi. Jeżeli grozi im przeludnienie, wysyłają grupę ubojową, inaczej zwaną wojskiem, przeciw komuś o wiele silniejszemu, w imię wyssanych z palca racji. A, no i ta silna potrzeba podporządkowania się temu, co się zmyśliło. Twoje pierwsze pytanie było bardzo przewidywalne, ale też bardzo słuszne.
Zapadła dłuższa cisza, wypełniona wysiłkiem chłopca. Wysiłkiem, by nie pomyśleć niczego szkodliwego.
-Co to jest piasek dusz? To wygląda prawie jak zwykły piasek, jednak każde ziarenko było kiedyś żywym człowiekiem. To takie miniaturowe więzienia w których każdy jest samotny.
Chłopcem wstrząsnęła ta informacja, spowodowała istną burzę w jego myślach. Starzec, dając mu kilka chwil, powiedział w końcu:
-Nie umiesz zadawać właściwych pytań. Nie wiesz nawet jak bardzo powinieneś się wystrzegać człowieka z którym podróżujesz. Pratvayyah znaczy w języku demonów "Klucz Otchłani". Wiesz dlaczego tak nazywa się tamta wieża? Otóż jej właściciel jest gotowy sprzedać cały świat demonom z otchłani, jeżeli to pomoże mu spełnić jego cele. Azakar handluje czyimś życiem by spełniać swoje fantazje. Wiesz dlaczego sprzedał swoją magiczną skrzynię? Za bardzo go kusiło by zesłać waszą wioskę do otchłani!
Azakar nie wytrzymał:
-Dość tych bzdur! Kto rzucił klątwę?!
-Mój szanowny gość życzy sobie wiedzieć?
-Tak, tego sobie życzę.
-Niech i tak będzie. - powiedział Nergonidas z triumfalnym uśmiechem. Wysięgnął w stronę chłopca żylastą dłonią, nie dotknął go jednak. Spomiędzy jego zżółkłych, strzaskanych paznokci wydobyła się krew, płynąc dziwną strugą przez powietrze. Dotknęła karku chłopca, dziwnie szczypiąć. Ten nie ruszał się, choć najchętniej by uciekł. Czynność dłużyła się bardzo, choć najpewniej trwała około minuty. Twarz starca wyrażała ogromne skupienie i odrobinę bólu. Gdy krew wróciła już na swoje miejsce, zaczął się śmiać. Śmiał się coraz intensywniej, wprawiając gości w dezorientację.
-Wyczułem w klątwie krew Viccardów. - powiedział, po czym zaczął śmiać się nawet intensywniej. Na chłopca spadło olśnienie. Spojrzał gniewnie na Azakara, po czym zbiegł z niewidzialnych schodów i zapominając o wcześniejszym strachu, wybiegł z iglicy. Słyszał za sobą niknący śmiech.

Sekret CzarnoksiężnikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz