Stałem na dachu naszej szkoły i wypatrywałem naszej grupy która wyruszyła w poszukiwaniu zapasów. Wszędzie było pełno śniegu. Biały puch przykrywał drzewa, krzaki, całą szkołę oraz moją kurtkę. Cały czas nie przestawał padać. Na szczęście był dzień więc łatwo mogłem wypatrzyć grupę poszukiwaczy. Miałem czas żeby pomyśleć o każdym z nas:
Julia Anusiak. Zdecydowanie najtwardsza dziewczyna jaką znam, po za tym potrafi dowodzić innymi.
Julia Karaszewska (Kara). Raczej mała ale nadrabia to zwinnością, po za tym jest inteligentna.
Martyna. Drobnej budowy ale wyższa od Kary. Była jedyną kulinarnie uzdolnioną z nas.
Ola. Niska dziewczyna, ale potrafiła zrobić broń z niczego(pałki z nożem to był jej pomysł).
Zosia. Całkiem ładna i inteligentna dziewczyna, pomaga zwłaszcza w rozdzieleniu racji żywnościowych.
Marta. Kolejna piękność, potrafiła dowodzić głównie męską częścią naszej grupy.
Ewa. Zajmowała się małym ogródkiem który zorganizowaliśmy w jednej z sal. Znała się na ogrodnictwie.
Jagoda, Weronika. Zajmowały się naszymi samochodami i sprawami elektronicznymi.
Maja. To była osoba która nie potrafiła się podporządkować. Ale każdemu z nas potrafiła poprawić nastrój samą rozmową.
Wojtek. Pryszczaty, wysportowany, ale z inteligencją u niego trochę gorzej.
Maciej. Harcerz, bardzo mądry i napalony na wszystko. Jeżeli coś budujemy, on jest pierwszy. Kiedy obmyślamy jakiś plan Maciej jest obok i nami kieruje.
Dawid. Znakomity strzelec, uczy innych jak korzystać z wiatrówki. W jego rękach ta broń ożywa.
Michał. Niesamowicie szybki i zwinny, pomaga Ewie przy ogrodzie.
Mikołaj(Dziara). Bardzo silny chłopak. Potrafi nas wszystkich pogodzić w czasie sytuacji kryzysowej.
Janek. Dawid całkiem nieźle nauczył go strzelać ale dalej się uczy, zajmuje się utrzymaniem naszego wyposażenia w dobrym stanie.
No i tych dwóch debili Marcel i Marcin.
-Dominik.
Wzdrygnąłem się. Za mną stał ten piepszony brunet z kolegą, obydwoje mieli pałki i patrzyli się na mnie.
-Jak tam nos ?- zapytałem go widząc opatrunek na twarzy.
-Spierdalaj!
Ups. Drażliwy temat.
-Myślisz że możesz od tak się ze mnie śmiać!
Naprawdę mu ten nos przeszkadał.
-Szczeże? Jasne że tak.
Zrobił się czerwony na twarzy
-Naprawdę chcesz zginąć?-
-Nie ale ty masz na to wielkie szanse.
-Nikt ci nie pomoże- uśmiechnął się i zaczął zbliżać.
-Bo nikt nie musi- szybko podniosłem wiatrówkę i strzeliłem mu w nogę. Upadł krzycząc z bólu. Marcin zaczął biec w moją stronę z podniesioną pałką. Uniknąłem ciosu i podniosłem pałkę Marcela. Spojrzałem na Marcina ale było za późno. Walnął mnie pałką w głowę. Upadłem. Poczułem ciepły strumień krwi który spływał mi p czole. Marcin stanął nademną gotowy do następnego ciosu. Naglę upuścił pałkę i krzyknął z bólu. Z jego szyi wystawał czarny czubek noża. Upadł głucho na ziemię i przestał się ruszać. Za nim stała mała postać której zawdzięczałem życie. To była Ola. Cała dygotała, mimo że miała na sobie ciepłe ubranie.
-Ja... Czy on ?...
Wstałem i ją przytuliłem. Zaczeła płakać.
-Spokojnie Ola. Będzie dobrze.
-Ja go zabiłam!
-Co się tutaj stało?
No tak, wszyscy widzieli co zrobiliśmy. Większość osób zebrała się na dachu brakowało tylko tych co byli na wyprawie. Marcin leżał twarzą do dołu a Marcel chlipał cicho z bólu.
-Co tu się stało ?- Maja przyszła jako ostatnia. Kiedy zobaczyła bruneta z zakrwawioną nogą od razu do niego podbiegła. Zaczeła go całować i przytulać. Płakała.Podniosłem wiatrówkę i wszedłem do szkoły. Od razu skierowałem się do mojej ulubionej sali. Usiadłem przy oknie i obserwowałem boisko. Byłem wkurwiony na wszystko i wszystkich. Nagle zobaczyłem wielką grupę truposzy. Były ich setki. Już chciałem pobiec aby powiadomić resztę gdy nagle spojrzałem na ich twarze. Wydawały się znajome. To byli mieszkańcy naszego miasteczka. Byli tam nasi rodzice i
znajomi. Byli tam wszyscy. Rodzice Wojtka, Janka, Oli. Całe rodziny. I nagle ich zobaczyłem. Szli obok siebie. Moi rodzice. Łza zaczeła spływać po moim poliku. Do sali zaczeli wchodzić inni. Prędzej czy później wszyscy zaczynali płakać. Każdy z nas znajdował coraz więcej bliskich osób. Jedyną osobą która nie płakała była Julia. Wypatrywała swoich bliskich ale ich nie widziała. Po paru minutach spojrzałem na nią ponownie, po jej twarzy spływała pojedyncza łza. Dziewczyna wybiegła z sali. Pewnie ich zobaczyła.
Wstałem z mojego miejsca i poszedłem na dach. Ciało Marcina dalej tam leżało. Ukląkłem przy nim i obróciłem go na plecy. Przejrzałem jego kieszenie ale nie znalazłem niczego przydatnego. Śnieg przestał padać mimo to na jego ciale płatki topniały. Był ciepły. Nagle chwycił mnie za rękę i ugryzł w nadgarstek. Odepchnąłem go tak mocno że spadł z dachu. Jego ciało wpadło w biały puch na dole. Spojrzałem na nadgarstek. Na szczęście miałem ręce owinięte szmatami. Ale i tak bolało. Szybko rozwiązałem szmaty i spojrzałem na rękę. Nie było śladu po ugryzieniu. Wstałem i spojrzałem na znikającą grupę truposzy.
Potem odwróciłem głowę w kierunku skąd mieli przyjść nasi ludzie. Już wracali. Szybko przeliczyłem czy kogoś brakuje. Wszyscy żyli, odetchnąłem z ulgą, i prowadzili nowego towarzysza.Dziękuję bardzo Marvelove90281 za sprawdzenie pracy.
CZYTASZ
Ostatni Dzień
Ciencia FicciónA Gdyby tak śmierć spotkała grupę nieletnich szczeniaków i to oni musieliby walczyć o życie?