Po około godzinnej podróży bus w końcu zatrzymał się. Przez całą drogę rozmawiałam z Kate, próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczym chłopaku ale niestety, nie wiedziała już nic. Po tej całej podróży okropnie bolały mnie nogi, musiałam koniecznie wyjść i rozprostować kości. Wychodząc z busa najpierw spojrzałam w dół, żeby przypadkiem znów nie natknąć się na kałużę, nie chciałabym tego drugi raz, jednak było sucho. Pani Hemmox już na nas czekała, w rękach trzymała ogromną mapę, którą przewracała na wszystkie strony. Znajdowaliśmy się w lesie, było tu mnóstwo drzew za którymi dostrzec można było malutkie jeziorko,w oddali słychać było śpiew ptaków i stukanie dzięcioła.
- dobrze więc podzielę was teraz na grupy, nie więcej niż 4 osoby! - zaczęła wskazywać palcem kto ma gdzie się ustawić. Miałam ogromne nadzieje, że będę w grupie z Kate, ale okazało się, że jednak nie. Trafiłam do grupy, w której miałam być z Klarą i Chanelly. Szczerze mówiąc niezbyt za nimi przepadałam, były okropnie wredne. Ale to nie koniec. Do naszej grupy doszedł ktoś jeszcze.
Nathan.
Przez cały czas miał taką nieobecną twarz, w ogóle nie wyrażała uczuć. Ale ja nadal chciałam dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
- hej Nathan, zdaje się że będziemy razem pracować. - powiedziałam spokojnym głosem, kątem oka widząc, że Klara i Chanelly chcą współpracować same. Po moich słowach jego oczy rozbłysnęły, pojawiły się w nich iskierki, a kącik jego ust uniósł się.
- hej Aria.. - powiedział patrząc prosto w moje oczy. Znał moje imię. Tylko pytanie skąd? Skąd wiedział kim jestem?
- skąd znasz moje imię?
- mówiłaś mi.. - powiedział i zaczął iść przed siebie, pani Hemmox pewnie kazała nam juz zaczynać, ale ja miałam ważniejsze rzeczy na głowie niż słuchanie jej.
- poczekaj! Gdzie idziesz? - szedł tak szybko, że musiałam biec zeby go dogonić.
- nawet nie wiemy co mamy robić! - chwyciłam go za rękaw, a on momentalnie się odwrócił.
- musimy znaleźć liść różanego drzewa.
- różanego drzewa ? - uniosłam brwi.
- tak.
- jak wygląda?
- ma różowe liście.
- no to ja pójdę poszukać tam. - wskazałam palcem na małą polankę.
- tu jest niebezpiecznie, nie możesz iść sama.
Poszłam na polankę, nie słuchając go. Jak w tak uroczym miejscu może byc niebezpiecznie?
***
Polanka była śliczna, okryta kolorowymi kwiatkami, na około rosło mnóstwo drzew, ale nigdzie nie było różanego drzewa. Rozglądałam sie za różowymi liśćmi ale nigdzie nie mogłam ich znaleźć, zobaczyłam coś poruszającego sie za krzakami. Zrobiłam kilka kroków w tył i znowu to usłyszałam, tym razem coś poruszało sie za mną. Gwałtownie sie odwróciłam, ale nikogo tam nie było.
- Nathan..?
- nie rób sobie żartów..to nie jest śmieszne
Jeszcze raz rozejrzałam sie dookoła, czułam sie obserwowana ale nikogo nie widziałam. Moje serce biło jak oszalałe. Nagle ktoś chwycił mnie za ramie, a ja zaczęłam krzyczeć.
- cicho, nie krzycz..musisz byc cicho.. - to był Nathan, zakrył mi ręką buzie i mówił szeptem, coś było nie tak.
- musimy stąd iść, jak najszybciej..mówiłem ze nie jest tu bezpiecznie..- rozglądał się w koło i nadal mówił szeptem. Pokiwałam tylko głową, a on zaczął prowadzić mnie w stronę busa.
- masz liście?
- tak, spokojnie. - wyciągnął kilka różowych listków z kieszeni jeansów i podał mi je, wzięłam listki od niego dotykając przez przypadek jego dłoni, była ciepła, wręcz gorąca w porównaniu z moją. Było mi tak okropnie zimno, zastanawiałam jak jakim cudem miał tak ciepłe dłonie, na dworze było około -3°.
***
Po 10 minutach staliśmy juz przed busem, nikogo jeszcze nie było więc postanowiłam wejść do środka i trochę sie rozgrzać, chłopak zrobił to samo. Zajął miejsce obok i obserwował coś za oknem.
- na co tak patrzysz?
Nie odpowiadał mi, nie wiedziałam czy zignorował moje pytanie czy po prostu go nie usłyszał. Delikatnie dotknęłam jego ramienia a on się wzdrygnął.
- tak?
- pytam na co tak patrzysz?
- chyba widziałem łosia wiesz.
Łosia? Zobaczył łosia i patrzył na niego przez dobre 2 minuty?
- skąd znasz moje imie? - postanowiłam jeszcze raz dowiedzieć się, tak naprawdę skąd je zna.
- mówiłem ci juz, powiedziałaś mi.
- nie przypominam sobie.. - juz miałam powiedzieć coś więcej ale nagle zobaczyłam,ze znowu coś porusza sie w krzakach. Chłopak tez musiał to zauważyć bo zastygł w bezruchu.
- schowaj się i pod żadnym pozorem nie wychodź. - powiedział, po czym wybiegł z busa i skierował się w stronę lasu. Momentalnie wybiegłam za nim, nie chciałam zostawiać go w takiej sytuacji, przecież to może być coś niebezpiecznego, a ja bałam się o niego.
- poczekaj! Nie zostawiaj mnie tu samej! - krzyknęłam, ale on biegł dalej.
Ani trochę nie zwalniał. Bezczynnie stałam w miejscu, nie wiedziałam co mam robić, a jeśli coś mu się stanie? Co jeśli grozi mu niebezpieczeństwo? Zaczęłam powoli truchtać w stronę lasu, schowałam się za ogromnym drzewem i zaczęłam wypatrywać. O dziwo nie widziałam nic niepokojącego, najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie widziałam Nathana. W jednej chwili zaczęło padać, to nie był zwykły deszcz. Chmury przyszły znikąd, krople były ogromne i z ciężkością uderzały o wszystko na swojej drodze. Wtuliłam się mocniej w korę drzewa, nie mogłam się ruszyć, zacisnęłam mocno oczy i wyczekiwałam najgorszego. Za zasłoną deszczu zobaczyłam sylwetkę, była coraz bliżej. Ktoś nagle chwycił mnie za dłoń, a ja momentalnie pisknęłam.
- prosiłem żebyś została.. - to był Nathan, z początku wydawało mi się, że wszystko jest z nim dobrze, póki nie zobaczyłam rozcięcia na jego policzku. Instynktownie dotknęłam rany, a on cofnął się jak poparzony.
- co zrobiłeś..? Bardzo cie boli? - zapytałam z troską w oczach, ale jego twarz była bez wyrazu.
- zahaczyłem się o gałąź, prosiłem żebyś się nie ruszała. - pociągnął mnie za nadgarstek i zaczął mnie prowadzić.
- bałam się o ciebie..
- nie powinnaś, tu jest niebezpiecznie.
Nie zauważając wystającego z ziemi korzenia, potknęłam się o niego i upadłam na ziemie raniąc sobie przy tym wnętrze dłoni. Chłopak popatrzył na mnie i postawił mnie na nogi. Wziął moją dłoń i ostrożnie się jej przyjrzał, na krótką chwilę schował ją w swojej dłoni, a rana zaczęła piec. Chciałam zabrać rękę, ale on był silniejszy, trzymał ją tak przed dobre 30 sekund, aż w końcu puścił, a pieczenie ustało. Spojrzałam na wnętrze swojej dłoni, moje oczy się powiększyły, śladu po ranie praktycznie nie było juz widać.
- jak to zrobiłeś..?
- musimy juz iść, wszyscy juz wrócili.
Zauważyłam, że unikał odpowiadania na większość moich pytań. Stanęłam w miejscu i skrzyżowałam ręce.
- nie ruszę się stąd póki nie odpowiesz na moje pytanie.
Chłopak popatrzył na mnie i uniósł brwi. Ostrożnie podszedł do mnie i wziął mnie na ręce.
- puść mnie i odpowiedz na moje pytanie!
Próbowałam się wyrywać, z całych sił tłukłam go rękami ale on nie reagował, był silniejszy i głuchy na moje pytania. Postawił mnie dopiero przed busem. Miał racje, wszyscy byli już na miejscu i oglądali swoje zdobycze. Kątem oka spostrzegłam, że z rany chłopaka sączy się krew i spływa po jego policzku.
- pozwolisz się opatrzyć? - zapytałam nieśmiało, a on tylko pokiwał głową. Zrzuciłam z siebie plecak i wyciągnęłam z niego malutką apteczkę. Najpierw posmarowałam jego policzek wodą utlenioną na co on lekko się skrzywił i zamknął oczy. Nie była głęboka, ale nadal sączyła się z niej krew. Spojrzałam do apteczki w poszukiwaniu plastrów, jedyne co zobaczyłam to różowe plasterki w księżniczki. Zachichotałam i nakleiłam księżniczkowy plasterek na ranę chłopaka.
- wyglądasz uroczo!
Popatrzył na mnie i uniósł brwi, zobaczył swoje odbicie w lusterku busa, a jego oczy powiększyły się ze zdziwienia.
- czy naprawdę, aż tak przypominam dziewczynkę?
- nie, ale nie miałam innego plasterka. Przykro mi musisz przeżyć w tym, plus jest taki ze wyglądasz przeuroczo! - zachichotałam, a kąciki ust chłopaka uniosły się, zauważyłam że ma dołeczki, które dodawały mu uroku.Dobrze kochani tak więc macie 4 rozdział, może nie jest jakiś super łał i w ogóle ale bardzo się starałam, przysięgam! Mam juz masę planów na następne i obiecuje,że będzie się działo hihi.
x
CZYTASZ
•SILENCE•
Teen FictionJak to wszystko się potoczy? Komu Aurora może ufać? Przystojnemu Lukowi? A może cichemu Nathanowi?