4

38 3 1
                                    

Bukiet herbacianych róż, które znalazła na wycieraczce nazajutrz rano wychodząc zebrać z trawnika gazetę dla swojego taty, poświadczyły ją, że z Shannonem jest lepiej i w jakimś stopniu jest mu przykro. Kiwnęła głową i otulając się szczelniej swoim szlafrokiem pobiegła do kuchni, gdzie przy stole Steve zajadał przygotowane śniadanie. Przerwał przeżuwanie i spojrzał i zdziwiony na córkę czekając na jakieś wytłumaczenie gdy ta odłożyła bukiet na blat wysepki i od niechcenia poprawiła różę, która jej się nie podobała.

-Miałeś na mnie poczekać – przypomniała mu i usiadła obok niego. On kiwnął tylko przepraszająco głową i zwrócił ponownie spojrzał na prezent. Nie wiedział czy warto pytać czy też nie warto było sobie zawracać głowę – no pytaj. Widzę, że aż Cię skóra swędzi by dowiedzieć się od kogo są.

-Była jakaś karteczka? – zapytał niedbale zajadając się swoim tostem z czekoladą.

-Nie, ale i tak wiem od kogo są. Od Shannona – odparła i zabrała się za picie kawy.

-Aha. I mówisz to tak spokojnie, jakby Ci to w ogóle nie przeszkadzało.

-Z skąd wiesz?

-Z stąd, że tak się składa, że znam Cię trochę dłużej i wiem, że nienawidzisz róży – odpowiedział patrząc na swoją córkę.

-Nie nienawidzę. Po prostu... mniej je lubię.

-Aha. Ok. Niech Ci będzie – pokiwał głową dopijając swój sok pomarańczowy – ciekawe co powie na to Jared.

-Udam, że nie słyszałam tego – odchrząknęła przyciągając do siebie kolano, poprawiając to jak siedziała na krześle. Jej tata uśmiechnął się pod nosem.

-Melody już wstała?

-Wiesz, że godzina 7:00 to u niej środek nocy?

-Więc nic się nie zmieniła. Lily, muszę z Tobą o czymś porozmawiać – dodał po chwili trochę poważniej.

-Ocho. Ciekawie się zaczyna – przełknęła ślinę i przerzuciła pasmo włosów, którym przed chwilą się bawiła na plecy – słucham, o co chodzi? – uśmiechnęła się do niego promiennie.

-Szkoda, że nie zawsze jesteś taka grzeczna – uśmiechnął się pocierając dłońmi o jeansy – no dobrze. Jak podoba Ci się w Los Angeles?

-No chyba nie narzekam.

-Jak w pracy? Clara daje Ci popalić?

-Mam się poskarżyć czy pytasz z czystej ciekawości?

-Po prostu się interesuję – mówił mrużąc oczy i krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej – a masz powody do skarżenia się? Zauważyłem jak dużo znaczy dla Ciebie ten staż. Siedzisz po nocach.

-Lubię gdy daję z siebie trochę więcej niż to czego po mnie oczekują.

-Wiesz, że zawsze mogę spróbować załatwić coś w naszym biurze. Nie powinno być problemu.

-Wiem tato i na serio to doceniam, ale chcę sama złapać tego byka za rogi i sama się coś postarać. Z resztą, tak jakbyś nie pomógł mi trochę z tą pracą... Pozwól mi się usamodzielnić chociaż trochę. Mam 25 lat i nadal mieszkam z ojcem.

-Aua – złapał się za serce udając atak.

-No hej – uśmiechnęła się – wiesz o co mi chodzi. Samodzielność tato, samodzielność. Ty w moim wieku już musiałeś się mną zajmować.

-Chcesz mi coś powiedzieć? – podniósł jedną brew i oparł swoje dłonie o biodra, wpatrując się dłuższą chwilę w swoją córkę a potem w jej brzuch.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 20, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Try and stop meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz