Rozdział 1

912 57 25
                                    

Od Ochinchina: Witamy wszystkich! To opowiadanie to parodia typowego yaoi, które można spotkać na Wattpadzie i wszędzie indziej w Internecie. Po prostu kicz oraz RP, które piszę razem z moim Fessesikiem, więc podchodźcie do tego raczej z dystansem. [*] Z góry przepraszam za wszelkie błędy. Literówki, powtórzenia, nieścisłości w zdaniach czy zły szyk słów. Piszemy to dla własnej uciechy, więc nie skupiamy się, żeby było perfekcyjnie. No.

Fessesik jako Oliver Smith.
Ochinchin jako Josh Black.

UWAGA: Gwałt!⬇

Omiotłem wzrokiem uczniów po wejściu do szkoły, kierując się w stronę szatni. Uśmiechnąłem się krzywo, gdy moje jasne oczy samoistnie padły na pośladki przechodzących osób. Ten dzień nie mógł być taki zły. W szkole byłem naprawdę popularny jako kapitan drużyny koszykarskiej, chociaż to zaczynało mi się powoli nudzić.
Ściągnąłem brwi, czując, że w coś uderzam.
- Uważaj jak chodzisz, pokurczu! - warknąłem, patrząc nieprzychylnie na chłopaka.

Książki upadły mi z głośnym hukiem na podłogę. Uklęknąłem, by je pozbierać i spojrzałem na obiekt, o który uderzyłem. Ku mojemu zdziwieniu nie była to ściana czy słup, lecz wysoki, bardzo wysoki chłopak.
- Sorry...

Zmrużyłem oczy, cmokając z niezadowoleniem. Nie, żeby coś... ale on wiedział, kto nad nim stał?! Mój autorytet był tak niepodważalny i wielki, że już powinno go tu nie być. Już chciałem mu powiedzieć, żeby się stąd zmywał, gdy coś zauważyłem. Złapałem kurdupla za kołnierz, unosząc do góry, i wgapiłem się w jego twarz.
- "Sorry"? Co to za reakcja?

Mogłem wpaść na wszystkich... Wszystkich, a trafiłem na jakiegoś przerośniętego dryblasa z kompleksem niższości. Trochę się przestraszyłem, gdy zrobił nagły ruch, ale po chwili słabości wróciłem do swojej zwyczajnej, znudzonej miny. Nie będzie mną jakiś wielkolud pomiatał!
- Normalna? - odburknąłem, próbując go odepchnąć.

Ścisnąłem mocniej materiał bluzki. Czy byłem cholerykiem? Tylko trochę. Ale taki robaczek nie mógł myśleć, że stoi na równi ze mną, tym samym nadszarpując moją reputację.
- Nie śpieszy ci się nigdzie - stwierdziłem, a nie zapytałem, ciągnąc go za sobą korytarzem. Prawdopodobnie właśnie był przeze mnie podduszany, starając się nie odrywać stóp od ziemi. Ładna szubienica. Niech ma, cienias jeden.

- Ej... Co ty wyprawiasz, gościu?! - Tego było już za wiele! Koleś ciągnął mnie, nie zwracając uwagi na to, że nie zdążyłem zabrać rzeczy, czy na to, że zaczynało mi brakować powietrza. Był bardzo silny. Nie miałem szans, po pierwszej próbie wyrwania się zrezygnowałem, bo ten upierdliwiec tylko mocniej zacisnął rękę.

- To i tak śmiecie, zupełnie jak ty, więc zostaną należycie potraktowane - mruknąłem, rzucając znaczące spojrzenie jego rozsypanym rzeczom. Jak ładnie weźmie mnie na litość, to może potem pozwolę mu po nie wrócić. - Jak się nazywasz? - zapytałem z momentem wejścia do męskiego kibla.

- A co cię to obchodzi?! - odparłem z pogardą.
Chłopak z każdą chwilą coraz bardziej mnie zadziwiał. Byłem przygotowany raczej na uderzenie, a nie na takie pytanie! Odsunąłem się pod ścianę. Serce mimowolnie zaczęło mi bić szybciej. Sytuacja była dość nietypowa. Zwykle od razu spuszczali mi wpierdol z powodu obcisłych spodni czy grzywki.

Uśmiechnąłem się do niego przesłodko, zamykając za nami jedną z kabin. Moja dłoń wylądowała na jego karku, palce szarpały lekko za przydługie włosy, a on już wiedział czego się spodziewać.
- Nie każ mi powtarzać pytania - rzuciłem, na siłę wpychając jego głowę do toalety i spuszczając wodę.
Trochę to było chamskie, będzie musiał tak chodzić póki nie wyschnie, ale w sumie niespecjalnie się tym przejmowałem.

Szkolna miłość | yaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz