Urodziny Jamesa cz1

374 31 1
                                    

18 grudnia James obudził się około siódmej. Usiadł na łóżku, ziewnął potężnie i rozsunął swoje zasłony. Wydawało się, że reszta jeszcze smacznie spała. Wstał i boso po zimniej podłodze podszedł do okna. Śniegu było jeszcze więcej. Padało od dwóch dni bez przerwy, więc nie dziwne, że warstwa śniegu była znaczna. Słońce świeciło mocno na bezchmurnym niebie. Zapowiadał się wspaniały dzień. Odwrócił się i popatrzył na kalendarz. Dzisiejsza data była zaznaczona na czerwono mazakiem. Jego piętnaste urodziny. Uśmiechnął się do siebie i podszedł do łóżka Syriusza.

- Łapa…- wrzasnął rozsuwając zasłony jego łóżka. Jednak Syriusza tam nie było. Sprawdził też łóżka Remusa i Petera, ale i oni gdzieś wyparowali. Wszystkie ich łóżka były nie nagannie pościelone tak jakby w ogóle nie spali. Stanął na środku pokoju i targając włosy zaczął się zastanawiać nad miejscem pobytu swoich przyjaciół. Ubrał się szybko i poszedł do Wielkiej Sali na śniadanie.

Jego przyjaciele siedzieli już przy stole. Gdy tylko do nich podszedł przerwali rozmowę i zajęli się swoimi posiłkami. I tak dobrze wiedział, że coś szykują. Co roku się tak zachowywali jakby zapomnieli o jego urodzinach. Usiadł koło Syriusza i nałożył sobie grubą warstwę dżemu na grzankę. Nikt nie wspomniał nic o dzisiejszym dniu. Rozmawiali zupełnie na inne tematy. James raz czy dwa razy pytał się, jaka dzisiaj data, ale nikt mu nie odpowiedział.

- Idziecie?? – Zapytał James wstając od stołu i biorąc swoją torbę z książkami.

- Tak tak…zaraz – powiedział Syriusz rozglądając się po Sali. James uśmiechnął się i wyszedł sam na błonia gdyż pierwszą lekcja było zielarstwo.

Gdy zbliżył się szklarni numer dwa zobaczył Lily i jej koleżanki rzucające się śnieżkami.

Lily jak zwykle wyglądała ślicznie. Na policzkach miała urocze czerwone rumieńce od mrozu a jej zielone oczy błyszczały w słońcu wesoło. Błyszczały też gwiazdki śniegu na jej rzęsach, włosach i płaszczu. Inne dziewczyny wyglądały podobnie. Ale dla niego tylko ona była piękna.

Chętnie by tak stał i przyglądał jej się, ale dopadli go koledzy tym samym wytrącając z transu i pociągnęli do szklarni na zajęcia.

Lily właśnie podcinała liście trzepotki gdy Liz szturchnęła ją w żebra

- Co? – Zapytała odkładając sekator i rozcierając sobie bok.

- Dzisiaj są urodziny Jamesa.- Szepnęła Liz.

- Jak co roku. Nie widzę w tym nic specjalnego…

- Oj wiesz, o co mi chodzi. Pomożesz nam urządzić dla niego przyjęcie??

- Nie licz na to. – Powiedziała Lily starając się wrócić do swojego poprzedniego zajęcia.

- Oj nie bądź taka niedobra- jęknęła Liz- przecież w twoje urodziny dał ci spokój….Prawda, że tylko do południa, ale…

- Oj będę taka niedobra- warknęła Lily podobnym do niej tonem.

Ale Liz nie dawała za wygraną. Pociągnęła przyjaciółkę za łokieć tak, że Lily ucięła za dużo liści po jednej stronie krzaka.

- Panno Evans proszę uważać!! – Nauczycielka wyrosła niespodziewanie za ich plecami.- To bardzo delikatna roślina…

- Przepraszam ja.. Tak niechcący- Powiedziała cicho Lily posyłając Liz wściekłe spojrzenie.

Liz już nic nie mówiła tylko zajęła się swoją trzepotką. A Lily przy pomocy Mandy naprawiała stan swojej.

James cały czas był jakiś taki zamyślony. Nieobecny duchem ciął jakkolwiek liście roślinki. Niestety w pewnej chwili został brutalnie sprowadzony na ziemię przez samego siebie, ponieważ gdy obcinał liść sam skaleczył się w palec sekatorem. Zamrugał oczami i popatrzył na swoją dłoń. Z palca wskazującego płynęła czerwona stróżka krwi. Wpakował go sobie do ust, aby powstrzymać krwawienie i spojrzał na obiekt swojej pracy. Aż jęknął.

Story of...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz