ROZDZIAŁ 14

14 3 2
                                    

Brian POV

Dziwię się czułem z tym, że przeze mnie Rose jest ranna. Jestem na siebie wściekły, że nie pomyślałem iż to mogła właśnie być Rose. Było ciemno i nawet jej nie zauważyłem. Jej atak mnie zaskoczył i naprawdę nie spodziewałem się tego po niej. Zazwyczaj jest straszliwa jakby wszystko co ją otacza miałoby zrobić jej krzywdę. To że mnie zaatakowała by bronić Madison w ogóle nie było do niej podobne. Pewnie sądziła, że ktoś chcę zrobić krzywdę Madison. A to byłem tylko ja. Tak na żarty rzuciłem się na nią co ją zaskoczyło, ale już po chwili zorientowała się, że to tylko ja. Zaczęła się śmiać. Czy ona tego nie usłyszała? Powinna była się zorientować a ta na ślepo mnie zaatakowała. Chciała zagrać jakąś bohaterkę? Z jej umiejętnościami powinna cicho siedzieć w cieniu. Gdyby to był  naprawdę ktoś inny pewnie skończyła by o wielce gorzej niż uderzeniem w głowę. 
Och nie rozumiem czemu tyle o tym myślę, jakbym szukał jakiegoś usprawiedliwienia na swoje zachowanie. Nie powinienem jej krytykować mimo wszystko zachowała się dzielenie. Chyba zmienię o tej dziewczynę zdanie. Może wcale nie jest taka beznadziejna jak przy początku sądziłem.

Korytarz w którym się zajmowałem ciągnął się w nieskończoność. Przypuszczam, że wcześniej znajdował się szpital. W niektórych pokojach, których było o naprawdę dużo można było zauważyć typowe łóżka szpitalne i narzędzia. Zastanawiam się czemu dziewczyny wybrały pokój w którym nic się nie znajduje. Sądzę, że przyjemniej siedziało by się na łóżko niż na podłodze. Kobieca logika.

Idąc w końcu odnalazłem zauważony wcześniej generator. Dzięki niemu możemy podłączyć się do prądu. Oby tylko był sprawny- pomyślałem w duchu.

Powoli podszedłem do starego i zardzewiałego urządzenia. Generator wyglądał jakby miał zaraz się rozpaść. Musiałam być naprawdę ostrożny by tak się nie stało. Konstrukcja generatorów  jest podobna do budowy silnika elektrycznego. Wszystkie typy generatorów mogą w specyficznych warunkach pracować jako silniki. Tego wszystkiego nauczył mnie Sebastian. Znał się na tych wszystkich silnikach, czasami potrafił stworzyć prąd z niczego, no przynajmniej mojej perspektywy tak to wyglądało.
Był dla mnie jak ojciec...
Nigdy nie zapomnę dnia w którym musiałem podjąć najtrudniejszą decyzję mojego życia a mianowicie... zabić go. Z perspektywy czasu jak na to patrzę to uważam, że nie do końca go zabiłem. On już nie żył, nie był już sobą. Został zarażony. Powiedział, że muszę go zabić bo inaczej to on będzie musiał to zrobić. Nie chciałem tego robić, miałem nadzieję, że może się nie przemieni. Przemiana następowała kilkanaście godzin po ugryzieniu a czasem wystarczało niewielkie czasu w zależności jak wielkie było zagrożenie. Nie miałem zbyt dużo czasu na zastanowienie się. Gdy podjąłem decyzję było już za późno. Sebastian już nie był tym Sebastianem, którego znałem. Nawet nie wiem co robiła w moich dłoniach broń, którą po chwili go zabiłem.
Do tej pory czuję się za to odpowiedzialny, że został zarażony. Może gdybym wtedy go posłuchał , zrobił to co on uważał za słuszne...może by teraz żył.

Otworzyłem dźwignię ssania. Silnik był  zimny, co oznaczało że nie był używany. W sumie nie ma się co dziewic, gdyż nikt nie zamieszkuje tych terenów, no z wyjątkiem zarażonych.
Ku mojemu szczęściu generator  miał prawnie pełny zapas paliwa.
Odkręciłem zawór paliwa i przekręciłem przełącznik „START” następnie zwolnieniem go, gdy silnik się uruchomił.
Aby uruchomić generator z rozruchem ręcznym należało pociągnąć za rączkę linki
rozrusznika. Była ona czerwona dzięki czemu szybko rzuciła mi się w oczy. Cały sprzęt mimo rdzy wydawał się być w dobrym stanie. Pociągnąłem za linkę, aż poczułem lekki opór, następnie pociągnąłem bardziej energicznie. 
Silnik się uruchomił czym wywołał hałas i lekkie drgania. Poczekałem aż  ustabilizuje  się praca silnika.
W tym momencie generator był możliwy do użycia. Połączyłem odbiornik prądu. Następnie szybko wróciłem do dziewczyn, które znajdowały się w jedynym z pokoi.
- Już jestem! - oznajmiłem wchodząc do dusznego pomieszczenia. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie ma tu czym oddychać. Pomieszczenie było małe a okno zapewne od wieków nie otwierane.
Włączyłem światło i całe pokój otulił ciepły blask.
- Udało ci się. - odparła widoczne zaskoczona tym Madison
- Drobnostka. - rzuciłem nie chcąc drążyć tematu. Zapewne nie miały by pojęcia jak to zrobiłem. Na podłodze siedziała Rose, nie widać było u niej cienia zachwytu.
- W takim razie ja zajmę się Rose.
- Nie trzeba... nic mi nie będzie.- upierała się. Miałem ochotę na nią nakrzyczeć, że nie ma racji, ale przypomniałem sobie, że to z mojej winy jest ranna.
- Trzeba ci to oczyścić nawet jeśli to nic poważnego. - powiedziałem najspokojniej  jak tylko potrafiłem. Najwyraźniej mój ton ją zaskoczył bo spojrzała na mnie w dziwny sposób. Od razu zmieniłem kierunek patrzenia udając, że nad czymś rozmyślam.
- W takim razie niech będzie - zgodziła się dzięki czemu Madison od razy zabrała się za robotę. Mieliśmy ze sobą małą apteczke, w której można było znaleźć najpotrzebniejsze rzeczy. Oczywiście Madison nie zdziałałaby dzięki niej cudów, ale drobne zadrapania a nawet rany można było odkazić. Na szczęście nic poważnego nie stało się Rose. Udało mi się podejrzeć i zauważyłem małe rozcięcie, z której spływała krew. Niby nic takiego, ale trzeba było się tym zająć. Nawet w taki sposób można było się zarazić, gdyby zarodniki dostały się do świeżej razy. Madison dokładnie odkaziła ranę i przykleiła plaster. Skończyło się na małym rozcięcie i prawdopodobnie zostanie niewielki guz. Mam nadzieję, że nic więcej się nie stanie, przynajmniej sądzę, że nie powinno.
- Gotowe! - odparła Madison zadowolona ze swojej pracy. Rose delikatnie dotknęła miejsce uderzenia.
- Dziękuję. - wydukała cicho nawet na nią nie patrząc. Co z nią? Chyba nie wpłynąłem tym całym zdarzeniem na jej psychikę?
Bo jeśli tak to czeka mnie z nią rozmowa.
- Nie ma za co. Na szczęście to nic poważnego. -poinformowała ją. Mogła by się chociaż uśmiechnąć czym dała by mi do zrozumienia, że wszystko w porządku.
- To dobrze - powiedziała opierając się o ścianę. Chyba wcale nie jest z nią w tak dobrze jak uważa. Jej wyraz twarzy mówi co innego. Sądziłem, że po tym wszystkim zacznie się na mnie wydzierać  i zwyzwie mnie od najgorszych, a ona...? Chyba wolałbym by właśnie tak mnie potraktowała.
- Dzisiaj trochę poboli a jutro to będzie tylko wspomnienie - dalej Madison drążyła temat. W końcu nawet Rose przestała jej przytakiwać. Jej nastrój chodź nie był dobry nie poprawiał mi humoru. Może wcześniej by tak było, ale dzisiaj... czuje się za to odpowiedzialny. Może powinienem był ją za to przeprosić? W końcu to z mojego powody tak się czuję. Szlak! Dlaczego tak trudno mi wypowiedzieć słowo ,,przepraszam‘‘ ?
To wszystko jest beznadziejne. Widząc spojrzenie Madison, które otwarcie mówiło, Brian zrób to! - czułem, że nie pozostaję mi nic innego jak przełamać się i zacząć mówić.
Podszedłem do brunetki bliżej zastanawiając się od czego powinienem zacząć.
- Myślicie, że jest tu jakaś łazienka? - zapytała nas Madison właśnie wtedy, gdy byłem gotów wyrzucić to z siebie. Spojrzałem na nią gniewie. - Powinna jakaś być w końcu kiedyś był tu szpital - zaczęła paplać jak tylko ona potrafi. Poirytowany jej zachowaniem wskazałem jej kierunek drzwi. Chociaż, że wolałbym nie zostawać sam na sam z Rose to czułem, że właśnie do tego brnie po cichu blondynka.
- Madison...
- To ja poszukam a wy tu sobie porozmawiajcie. - przerwała mi i mówiąc to od razu skierowała się do wejścia.
Gdy wyszła zapanowała błoga i przyjemna cisza. Niestety musiałem ją przerwać. Moje spojrzenie ponownie skierowało się na Rose, która patrzyła w kierunku drzwi jakby się czegoś obawiając. Wyglądała tak jakby była gotowa na ucieczkę. To mnie się bała? Mógłbym tak przypuszczać w końcu została tylko ze mną, a jej wyraz twarzy mówił sam za siebie.
- Rose... - postanowiłem zacząć od wypowiedzenia jej imienia. Brunetka od razu spojrzała na mnie zdziwiona, że się do niej zwracam. - Chciałem... - tak właśnie co ja chciałem zrobić? - Wiesz no... wszystko w porządku? - zaskoczyłem ją tym pytaniem i przyznaje, że siebie też. Nie do końca o to chciałem ją zapytać.
Nie od razu odpowiedziała jakby zastanawiała się nad odpowiedzą.
- Tak, wszystko dobrze.- w końcu odpowiedziała. Czułem, że nie mówi całkowitej prawdy. Ale niby dlaczego miałaby być ze mną szczera?
- A twoja głowa... no wiesz, boli cię? - na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który po chwili zniknął. Rozbawiłem ją tym pytaniem czy co? Nic nie rozumiem, w ogóle nie zrozumiem kobiet.
- Może trochę, ale do wytrzymania. Naprawdę nic mi nie jest. -
powiedziała to w taki sposób jakby wiedziała, że to mnie dręczy. W jej spojrzeniu było coś co dało mi odwage. Jej oczy, niebieskie, otulone przez czarne jak węgiel rzęsy. Dotychczas nie zauważyłem ich piękna, bo takie właśnie były...piękne.  Patrzyłem na nią przez dłuższą chwilę niż dotychczas. Zazwyczaj unikałem jej spojrzenia, zresztą jak każdej innej osoby. Zauważając jej zmieszanie wywołane moim zachowaniem, przerwałem ten dziwny trans patrzenia na nią .
- Przepraszam za swoje zachowanie- w końcu te słowa wydostały się z moich ust.
Widocznie ją tym zaskoczyłem. Jestem pewny, że nie spodziewałam się z mojej strony przeprosin. - Powinienem wiedzieć, że to ty stanęłaś w obronie Madison,  w końcu twoje uderzenia były słabe... yhy... nie chcę cię obrażać, ale... - chyba zacząłem paplać jak Madison. To w ogóle nie było do mnie podobne. - Po porostu, gdybym wiedział, że to ty... byłbym bardziej delikatny? Nie uderzył bym cię...
- Wiem. - odparł przerywając mi i przy okazji wytrącając mnie z równowagi. Naprawdę tak sądziła czy tylko tak powiedziała by skończyć temat. To niby dlaczego tak się mnie bała? Naprawdę mi się to nie podobało, nie chciałbym by bała się mnie taka osoba jak ona, mała i bezbronna. nie jestem jednym z nich, z tych zarażonych bestii. To właśnie ich boją się takie osobny a ja taki nie jestem i nie chcę być.
- Jak to wiesz? - nawet nie wiem kiedy te słowa wypłynęły z moich ust.
- Po prostu zdążyłam zauważyć, że nie jesteś z tych co chcę znęcać się nad słabszymi i czuje, że nie byłbyś zdolny do uderzenia dziewczyny. - przyjrzałem się jej bliżej jakbym mógł tym odgadnąć dlaczego ma o mnie takie zdanie. Nie zna mnie dobrze i skąd mogłaby wyciągnąć takie wnioski? Prędzej uwierzyłbym jej gdyby powiedziała, że jestem bezdusznym sukinsynem.
- Uderzyłem cię - odparłem jakby chcąc zmienić jej zdanie o mnie. Lepiej by ludzie nie myśleli o mnie dobrze, w ten sposób nie zdołam ich rozczarować.
- Nie prawda! - rzuciła zaprzeczając mi. Zaśmiałem się, nie wiedziałem kogo ona chcę oszukać. - Nie uderzyłeś mnie! Nieświadomie popchnąłeś mnie na podłogę przez co uderzyłam się w głowę.
- No to przecież na to samo wychodzi. - stwierdziłem nie za bardzo przekonany tym co mówiła.
- Posłuchaj to ja zaatakowałam ciebie pierwsza. Broniłeś się. To normalnie, każdy ty tak postąpił.
- Ale ty jesteś dziewczyną...
- No i co z tego? Sądzisz, że dziewczyny to aż tak słaba płeć? Jestem pewna, że Madison dałaby ci popalić - jej słowa  sprawiły, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Jeśli chodzi o Madison miała rację, lepiej z nią nie zadzierać i ja nie miałem takich planów.
- W takim razie dobrze, że znajdujemy się w szpitalu bo pewnie moja sytuacja nie wyglądałaby za ciekawie - pierwszy raz usłyszałem odgłos jej śmiechu. Był naprawdę przyjemny. Mogłaby robić to częściej.
- Tak, tu muszę się z tobą zgodzić. - zamilkła na chwilę jakby się nad czymś zastanawiała.
Zaczesała pasmo swoich czarnych włosów za ucho i spojrzała na mnie - Wiesz, może zapomnijmy o tej całej sytuacji.
- Ale...
- Posłuchaj nie chcę, abyś traktował mnie jak dziecko. Naprawdę nic się nie stało. Zgoda?

Postanowiłem się zgodzić, ale mimo wszystko i tak o tym nie zapomnę.
Zaskoczyło mnie jej zachowanie, oczywiście pozytywnie. Dziwne, że musiało dojść do takiej sytuacji, abym mógł poznać ją z innej strony. Okazało się że ta mała, pyskata, czarnowłosa dziewczyna nie jest taka zła jak z początku uważałem. Może jeszcze nie znaleźliśmy wspólnego języka i pewnie na tej długiej drodze jeszcze nieraz wytrąci mnie z równowagi, ale wiem jedno, Rose jest dobra na swój sposób. Nie muszę tego rozumieć bo nie wszystko jest do pojęcia, ale gdzieś obudziła się we mnie ciekawość co do jej osoby.

Niedługo potem wróciła Madison. Widząc nas rozmawiających, pewnie bardzo się zdziwiła, ale już po chwili włączyło się jej gadulstwo. Powiedziała, że znalazła łazienkę, w której jest aktywna woda. Niestety nie ma tak dobrze i jest tylko zimna, zdziwiłbym się gdyby było inaczej.
Wiadomość ta widocznie ucieszyła Rose, która pewnie przywykła do codziennych kąpieli, gdy była w kwarantannie. Niestety uczestnicząc w tej ,,misij‘‘ musimy się  czegoś wyrzec.
Obie poszły  do łazienki, aby jedna drugą mogła pilnować. Madison uparła się, że Rose może zakręcić się w głowie i ktoś musi ją przypilnować. Dla żartów zaproponowałem, że ja mogę się tym zająć, ale chyba Rose za bardzo wzięła to do siebie i zawstydzona szybko wyszła ciągnąc za sobą Madison. Za drzwiami mogłem usłyszeć śmiech Madison pewnie z reakcji Rose. Sam po chwili też zacząłem się śmiać.

Światłość mej ciemności.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz