Rozdział 5

46 4 0
                                    


(Na zdjęciu- Vincent )

-------------------

Idąc do domu ciągle myślałam o Carterze. Nie powiedziałabym o sobie, że jestem typem romantyczki, ale ten chłopak.. Działa na mnie w zaskakująco silny sposób. Peszy mnie jego pewność siebie, bezpośredniość a zwłaszcza fakt, ze jemu bardzo spodobało się zawstydzanie mnie.

Nie miałam nigdy prawdziwego chłopaka. Mój jedyny związek trwał całe 2 dni, kiedy to w pierwszej klasie podstawówki spotykałam się z moim kolegą z klasy. Przyniósł mi któregoś dnia czekoladki do szkoły- czyż to nie prośba o chodzenie? Niestety dwa dni później takie same czekoladki dostała Hanna z ławki obok i nasz związek musiał się skończyć.

Także moje doświadczenie w kontaktach damsko-męskich jest równe zeru. Czasami kręciło się koło mnie paru chłopaków, ale z reguły zaraz gdzieś się przeprowadzaliśmy i .. jak zawsze nic z tego nie mogło się udać..

Weszłam do domu i od razu poczułam fuzję zapachów unoszących się po całym mieszkaniu.

-Już jestem Vinc- krzyknęłam ściągając buty.

-Super, obiad już prawie gotowy.- usłyszałam ojczyma wołającego z kuchni.

Vincent to naprawdę niezły kucharz. Ma talent, a przez liczne podróże nie brak mu pomysłów i inspiracji do tworzenia nowych, oryginalnych i jakże pysznych potraw. Zawsze powtarza, że gotowanie pomaga mu się odstresować po ciężkiej pracy w policji. Podziwiam go- i to bardzo. Zrobił dla mnie więcej niż ktokolwiek inny; dba o mnie, troszczy się, martwi, cieszy razem ze mną i smuci- kocham go.. jak prawdziwego ojca i przyjaciela. Co ja bym bez niego zrobiła...

-O czym tak rozmyślasz?- zapytał Vinc uważnie mi się przyglądając.

-Kocham cię..- szepnęłam. Oczy mi się zaszkliły.. Nic nie powiedział, tylko podszedł i przytulił mnie mocno.

-Ja ciebie też.. córeczko..nie pozwolę żeby ktoś cię skrzywdził.

-Wiem..

Nasza relacja była dość skomplikowana.. Nigdy nie poznałam mojego prawdziwego- biologicznego ojca. Zmarł w wypadku samochodowym kiedy miałam zaledwie parę miesięcy. Potem mama poznała Vinca. Miała naprawdę wielkie szczęście..

-Chciałabym żeby mama z nami teraz była- dalej byłam wtulona w Vinca. Momentalnie poczułam jak jego umięśnione ciało się napina, choć jogo głos nie zdradzał zdenerwowania.

-Ja też- odsunął mnie delikatnie od siebie i spojrzał mi w oczy- Najważniejsze, że mamy siebie.- Ucałował mnie w czoło jak zwykł to robić kiedy byłam jeszcze małą dziewczynką a mi od razu poprawił się humor.

***

Siedziałam na łóżku rozmyślając co jutro włożę. Ubrać się na luzie, czy może bardziej.. „randkowo?" Chciałabym zrobić na nim dobre wrażenie, ale z nie chcę żeby pomyślał że jestem jakaś napalona. Podeszłam do szafy, zeby czegoś poszukać i natknęłam się na zdjęcie mamy..

Ehh.. nie mam dziś siły i nastroju myśleć o ciuchach.

Rano wstałam pełna optymizmu. Zrobiłam delikatny makijaż, ubrałam się i zeszłam na śniadanie.

-Jak ładnie wyglądasz- uwielbiam zaczynać dzień od komplementów!

-Dziękuję.

Nie dopytywał nic, ponieważ wiedział że jeżeli będę miała mu coś do powiedzenia to to zrobię.

-Dziś wracam do pracy. Skończył i się urlop.- rzucił Vincent.

-O.. myślałam, że odpoczniesz jeszcze, oswoisz się z nowym miejscem.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 03, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Niebezpieczna przeszłośćWhere stories live. Discover now