Cały tydzień spędziłam w Konosze nie robiąc w zasadzie nic. I o dziwo ani trochę mi to nie przeszkadzało. Nie lubiłam bezczynności, ale w tej wiosce wszystko było inne, lepsze. Spędzałam dużo czasu z Kakashim, pomagałam Tsunade, trenowałam Yuki'ego. I w zasadzie tylko na tym skupiało się ostatnio moje życie. Kompletnie zapomniałam o zmartwieniach związanych z Orochimaru. Do czasu.
- Oi Tsunade- przywitałam kobietę- Chciałaś mnie widzieć?
- Tak, bo widzisz...
Hokage gryzła paznokieć, jak zawsze gdy się nad czymś zastanawiała. Chciała mi coś powiedzieć, ale nie wiedziała jak.
- Wal prosto z mostu- poleciłam- Dużo mnie w życiu spotkało. Już nic mnie nie zaskoczy.
Wyprostowała się spoglądając na mnie.
- Sasuke opuścił wioskę- powiedziała
Zaczęłam przeszukiwać moją głowę w poszukiwaniu tego imienia, ale nic mi ono nie mówiło.
- Kto to?- spytałam
- Ostatni z klanu Uchiha.
Zapaliła mi się zielona lampka na dźwięk tego nazwiska. No tak! Rozmawiałam z tym dzieciakiem.
- On...- zawahała się- Podejrzewamy, że udał się do Orochimaru
Zmarszczyłam brwi. Nic z tego nie rozumiem.
- Dlaczego miałby to zrobić?
- Chce się za wszelką cenę zemścić za śmierć swojego klanu. Uważa, że Orochimaru może dać mu moc, dzięki której dopnie swego.
- Bakayaro- stwierdziłam
- Wysłałam już za nim grupę shinobi- kontynuowała ignorując moją niemiłą uwagę- Mają ściągnąć go z powrotem do Konohy.
- Dlaczego mi mówisz o tym dopiero teraz?!- wrzasnęłam
Tsunade podskoczyła w swoim fotelu nie spodziewając się takiego mojego wybuchu. Podeszłam do biurka i walnęłam w nie pięścią aż podskoczyły stosy papierów.
- Gdzie oni teraz są?- wycedziłam zaciskając zęby ze złości
W końcu miałam dopaść Orochimaru. Nie mogłam jej zaprzepaścić. Jakkolwiek miałoby się to spotkanie zakończyć.
- Gdzie?- powtórzyłam pytanie już spokojniej
- Dlaczego ja ci to mówiłam- skarciła sama siebie
- Bo jesteś dobrą przyjaciółką. Zrozum, ja muszę w końcu stanąć z nim twarzą w twarz. Dążę do tego od cholernych dwudziestu lat. Przeszło.
Westchnęłam
- Proszę powiedz mi gdzie on jest.
Tsunade spuściła wzrok.
Pędziłam przed siebie po gałęziach drzew z zawrotną prędkością. Aż się dziwiłam, że jeszcze się o jedną z nich nie potknęłam. Zimny wiatr chłostał moją twarz. Nie zwracałam jednak na to uwagi. Ważne było tylko jedno- zobaczyć w końcu Orochimaru.
Po jakimś czasie wyczułam sporą ilość czakr. Dużo ludzi walczyło. To musieli być shinobi Konohy i ludzie z Wioski Dźwięku. Skupiłam się próbując wyczuć jakąś znajomą czakrę. Znalazłam chyba tego całego Sasuke. Głupie dziecko, nie wie w co się pakuje. Pognałam w ślad za nim. Zdaje się, że skończył walczyć i kontynuuje ucieczkę. Jak kiedyś Orochimaru... Łzy napłynęły mi do oczu. Szybko otarłam je z twarzy. Czas to zakończyć.
CZYTASZ
Minione pokolenie: Orochimaru
Fiksi PenggemarCzasem bywa, że kogoś kochasz jednocześnie go nienawidząc. Nie sposób nazwać to uczucie. Można jedynie próbować je opisać używając wielu słów, które układają się w historię...