Fourteen: I have job for you

1K 42 0
                                    

Od razu się lekko uspokoiłam. Ale jak to boli! No ale spokojnie... Spokojnie...

-Okej Miley, na mój znak masz przeć-powiedziała pielęgniarka.

Przytaknęłam i się przygotowałam.

-Trzy, dwa, jeden przyj!

Zaczęłam robić co mi każe.

-Okej, jeszcze raz!

Tym razem zrobiłam to mocniej.

-Główkę już widać, jeszcze z 2 razy i już. Przyj!

Jezu Chryste, jak to boli!

-Jeszcze raz!

Wydarłam się na salę, przy robieniu co mi kazała. Po chwili usłyszałam krzyk dziecka. Boże...

-Chce pan przeciąć pępowinę?-spytała.

-T-Tak-wyjąkał.

Zrobił to, a po chwili spojrzał na mnie.

-Czy tatuś chce potrzymać dziecko?-spytała druga pielęgniarka, uśmiechnięta od ucha do ucha.

-O-Oczywiście-zauważyłam jak jego oczy stają się wilgotne.

Wziął córeczkę na ręce.

-Kochanie, przywitaj się z Destiny- powiedział cicho i podszedł do mnie.

-Jest piękna-wyszeptałam, czując łzy spływające po policzku.

Wzięłam ją do siebie... Jest taka malutka, a w rękach Justina, jeszcze mniejsza.

-Nasza mała Destiny Hope- uśmiechnął się.

-Kocham cię Justin-powiedziałam.

-Ja ciebie też, kochanie- odwzajemnił uśmiech i pocałował mnie.

-Dobrze, to teraz zaprowadzimy was do sali,  której pani będzie leżała z córeczką.

-Dobrze-uśmiechnęłam się.

*2 tygodnie później*

Destiny jest już w domu, jak ja.

-Jeszcze nie zasypia?-spytał Justin.

-Nie- powiedziałam smutno.

-Zaraz zaśnie, spokojnie-uśmiechnął się i mnie pocałował.

-Mam nadzieję.

Po paru minutach Desty w końcu zasnęła.

-Amen-wyszeptałam i rzuciłam się na łóżko.

-Aż tak zmęczona?-spytał.

-Jeszcze pytasz-wywróciłam oczami.

Zachichotał.

-Może, odrobimy naszą noc poślubną?-wymruczał mi w szyję.

-O nie, nie. Na razie jestem wykończona.

-Szkoda-powiedział.

-Niedługo będę na siłach, spokojnie-zachichotałam.

-Mam nadzieję. Idziemy spać?

-Marzę o tym-wyszeptałam i poszłam do łazienki.

-Ej, ej! Kto mówił, że idziesz pierwsza?

-Matki i panie mają pierwszeństwo-wytknęłam mu język.

-Nie lepiej, żebyśmy wzięli razem prysznic?

-Już ja wiem, co ty byś kombinował, skarbie.

Podniósł ręce w geście obronnym a ja szybko pobiegłam się umyć. Gdy wróciłam Justin, poszedł do łazienki, a za parę minut wrócił.

-Jesteś pewna, że jesteś zmęczona?-spytał przegryzając wargę.

-Tak, Justin chodź-wymruczałam spod poduszki i poklepałam miejsce obok mnie.

-Ale będziesz musiała i tak to zrobić, jak będziesz na siłach.

-Wiem-uśmiechnęłam się.

-Dobranoc, skarbie-powiedział.

-Dobranoc-pocałowałam go w usta.

Jęknął, chyba z zirytowania.

-Co ci jest?-spytałam.

-Jak ja już bym chciał, żebyś był a w końcu na siłach-powiedział błagalnie.

Zaśmiałam się i do niego przytuliłam.

                                                                       ***

Obudziłam się o 10, bo Justin czy śpiąco, czy nie śpiąco, położył rękę na moim podbrzuszu. Wzięłam jego ręce i podniosłam.

-Justin-wymruczałam.

-Mm-wymamrotał.

-Miej ręce przy sobie, przynajmniej kontroluj swoje sny.

-Skarbie, nie moja wina-wyszeptał i przyciągnął mnie do siebie.

-Wstań, 10 już jest.

-5 minut.

-Nie.

-Tak-pocałował mnie w usta i jeszcze mocniej mnie przytulił.

Jęknęłam z zirytowania, na co Justin się uśmiechnął.

-Czego się cieszysz?

-Mam atak wyobraźni. Twoje jęknięcie-zachichotał.

-Ugh, jesteś straszny-pokiwałam głową na boki.

Próbowałam zasnąć, ale przeszkodził mi płacz Destiny.

-Mała płacze-wstałam.

-Już się tym zajmę!-krzyknęła Vanessa uśmiechając się.

-Kocham cię!-krzyknęłam i rzuciłam się na łóżko.

Zasnęłam. w końcu. Obudził mnie znowu Justin. Tym razem mnie pocałował.

-Jest 12-wyszeptał mi w szyi.

-O Boże...-wymruczałam.

-No chodź, wstawaj... Zrobiłem ci śniadanie.

-Teraz to bliżej do obiadu-zachichotałam-ale dziękuję.

-To obiad będzie później.

Zrobił mi naleśniki i posypał porzeczkami.

-Oh Boże. Siódme niebo...-wyszeptałam.

-Cieszę się, że ci smakuje.

-Mhm-uśmiechnęłam się.

Po śniadaniu, Justin poszedł do swojego biura z Davidem a ja zaczęłam robić obiad z Van.

-Mała szybko rośnie-uśmiechnęła się.

-Nawet bardzo-zachichotała.

-Słodkie, że wybrał takie imię.

-No nawet.

Po naszej rozmowie, która jeszcze się długo ciągnęła obiad był gotowy. Zawołałyśmy chłopaków, a potem po obiedzie zaczęłam temat pracy.

-Słuchajcie, chciałabym jakąś robótkę zrobić u ojca Van.

-Jesteś na siłach?-spytała.

-No właśnie. Do pracy jej się chcę ale już tego to jej się nie chce-pokręcił głową na boki Justin.

-Oh, przymknij się skarbie-wymamrotałam.

-Okej, okej.

-No to powiem ojcu i znajdzie coś dla was-powiedziała

-Dzięki-uśmiechnęłam się.

Na następny dzień, dowiedziałam się od Vanessy, że George stęsknił się za nami, bo tylko my potrafiliśmy odwalać dobrą robotę. Zaprosił nas do siebie i dał nam misję.

-Hej George-powiedziałam.

-Witajcie-uśmiechnął się-Mam robotę akurat dla was.

-Słuchamy-powiedział Justin.

We Could Be FireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz