Hej,
jest to dopiero pierwszy rozdział z planowanych 8 także, może być wiele niejasności, ale wszystko rozwiąże się w dalszych rozdziałach. Fanfiction jest inspirowane piosenką wyżej^. Zapraszam💕
_______________
Zawiązałem przyszarzałą od błota sznurówkę czerwonego Converse i wyprostowałem przed siebie nogi, nie bacząc na to, że ktoś przechodząc może się o nie potknąć, a już na pewno nie miałem zamiaru odsuwać ich na bok. Siedziałem w ostatnim przedziale kończącego już na dzień dzisiejszy kurs pociągu, trzymając w ręku mokry od potu telefon, na który co chwilę nerwowo spoglądałem licząc, że wyda on z siebie upragniony dźwięk sygnalizujący czyjąś próbę dodzwonienia się do mnie. Akompaniamentem do tego wszystkiego były krople deszczu uderzające o dach pociągu, których melodia niczym Sonata Księżycowa Beethovena wywoływały u mnie zimne dreszcze i niechciane uczucie niepokoju. Śledziłem migające za oknem światła i szklane budynki, które zawsze zachwycały mnie swoją wyniosłością i nieosiągalnością, teraz jednak, kiedy patrzyłem na nie wywoływały nijakie uczucie pustki w sercu, ulice były szare a cały krajobraz rozmywał mi się przed oczami. I nie byłem pewien czy to wina nieskończonej ilości nowych kropli pojawiających się na szybie, czy może moich własnych łez, które mimo próby opanowania ich coraz bardziej napływały mi do oczu.
Komunikator nad moją głową zapiszczał i oznajmił, że przede mną ostatni przystanek zanim pociąg skończy na dziś kurs. Z perspektywy czasu, zdałem sobie sprawę, że wybiegnięcie z mieszkania, bez portfela i pieniędzy, w środku nocy, w trakcie deszczu i spędzenia przeszło dwóch godzin w pociągu było głupim pomysłem i gdybym mógł cofnąć czas, to chociaż zabrałbym ze sobą portfel albo leżące zawsze przy kluczniku drobne. Na tym przystanku nikt nie wsiadł, ani nie wysiadł, a poza mną przedział był pusty i śmierdział potem wymieszanym z zapachem miasta, którego tak chciałem się pozbyć i gdybym miał możliwość rzuciłbym to wszystko i wyjechał.
I taki miałem plan, uzbierać pieniądze, rzucić pracę i wyjechać. Zostawić cały smród i hałas miasta za sobą i zapomnieć, uciec od szarości, pozbawić się łatki korporacyjnego szczura, żyjąc w małym wiejskim domku otoczonym lasem i mieć go tylko dla siebie, tam gdzie nikt inny go nie dosięgnie, kompletnie odizolowany. Mieć jego tylko dla siebie... Budzić się i widzieć jego zaspaną, napuchniętą twarz, zmierzwione czarne włosy. Pierwszą rzeczą jaką miałbym słyszeć, miał być jego zaspany głos cicho szepczący moje imię i proszący mnie, abym poleżał z nim jeszcze chwilę, zanim rozbudzi się i zacznie szykować do pracy, zamykając mnie w szczelnym uścisku, w którym czułbym się jak jego skarb, którego pragnie chronić. Mieliśmy razem spędzać zimowe wieczory, wtuleni w siebie pod zielonym kocem i w obrzydliwych świątecznych swetrach. Mieliśmy razem wybrać się na letni piknik siedzieć razem na kocu, jedząc kanapki, w których nie byłoby ani krzty masła, bo wiedziałem jak bardzo go nie lubił. Przeżywać wzloty i upadki, kłócić się i nienawidzić, tylko po ty by tej samej nocy poznawać nasze ciała od nowa i stawać się jednością. Zestarzeć się razem, siedząc na werandzie w wiklinowych fotelach, ściskając za ręce i wspominając szalone i pełne grzechu lata młodości.
Nie byłem pewien czy uczucie, które towarzyszyło mi w tym momencie można było jakkolwiek określić. Od środka roznosił mnie gniew, którego forma chciała zapanować nad moim ciałem torując sobie drogę wyjścia przez żołądek, który ściskał mnie niemiłosiernie, miażdżąc przy tym serce, które usłyszało tyle słów kierowanych w swoim kierunku, że nie raz prawie wyskoczyło z mojej piersi.
Znaliśmy się od liceum. I odkąd zobaczyłem jak przekracza próg dusznej klasy, w której miałem spędzić trzy lata mojego życia, wiedziałem, że jego imię było jedną z wielu rzeczy, które chciałem o nim wiedzieć.
Nie czułem nigdy tego typu pociągu do jakiejkolwiek z moich koleżanek, a co dopiero do któregoś z kolegów. Na początku mnie to przeraziło, zaskoczyło i chciałem to jak najszybciej stłumić zanim zdąży opanować całe moje ciało. Jednak kiedy poczułem ciepło jego dużej ręki trzymającej w uścisku moją znacznie mniejszą, wiedziałem że nie będzie to takie łatwe.
Cała nasza znajomość mignęła mi przed oczami, niczym mijane drzewa, które pojawiając się coraz częściej dawały mi do zrozumienia, że jestem coraz dalej od domu, a moja a podróż dobiega końca.
Wysiadając z pociągu zimny powiew wiatru sprowadził mnie na ziemię. Wychodząc z podziemia stacji, kierowałem się w stronę, skąd dobiegały światła, wskazujące, że gdzieś tam było miasto, od którego próbowałem uciec. Szedłem poboczem drogi, wokół mnie panowała ciemność, jak na złość żadna z ulicznych latarni nie świeciła, przywołując we mnie uczucie bohatera niskobudżetowego horroru, który zaraz miał wyzionąć ducha.
I wszystko na to wskazywało. Czułem się jak przeżuty i zwrócony z powrotem na talerz, i jeśli ktokolwiek zacząłby mówić mi, że ból fizyczny jest gorszy niż psychiczny, nie pohamowałbym się i zamaszyście go spoliczkował.
Szedłem już dobre dziesięć minut, jednak nic nie wskazywało na to, żebym zbliżał się do celu, wręcz przeciwnie, zimne dreszcze na plecach kazały mi zawracać i iść w przeciwnym kierunku. Jednak ja parłem do przodu prosto, nie zważając na to, co podpowiadało serce, na którym zawiodłem się jak nigdy. Przysiadając na ławce, która jak manna z nieba pojawiła się przede mną, usiadłem na niej i wyciągnąłem z tylnej kieszeni podartych jeansów równie zmasakrowany telefon. Nie zważając na przeszywające mnie zimno, odblokowałem go. Ciało moje przeszły dreszcze. Na szczęście deszcz przestał już padać. Wzdrygnąłem się na widok zdjęcia na tapecie przedstawiającego mnie, jeszcze jako blond chłopaka, szczerze uśmiechającego się do kamery. Emocje znowu zaczęły we mnie rosnąć i nie były to łzy, w których jeszcze pół godziny temu tonąłem, jednak teraz górowała we mnie niechęć i obrzydzenie. Szybko wybrałem pierwszy numer podpisany niezliczoną ilością serduszek i innych słodkich emotek. Przyłożyłem zimny aparat do ucha i westchnąłem cicho nieprzygotowany na rozmowę.
- Halo? - usłyszałem znajomy niski głos, który sprawił że moje serce przyspieszyło. Dźwięk, który mogłem zidentyfikować jako mój ulubiony, teraz jednak był dla mnie jak sztylety wbijające się w bezwładne ciało.
- Yoongi... - przełknąłem ślinę i przygryzłem wargę próbując powstrzymać łzy, które niespodziewanie zaczęły znowu formować się w kącikach moich oczu. - Przyjedź po mnie, jestem przy stacji na obrzeżach miasta. - W odpowiedzi usłyszałem niemal bezgłośny, przerywany śmiech. Mogłem wyobrazić go sobie leżącego na podwójnym łóżku, przykrytego wełnianym kocem w kropki, ze zgaszonym światłem i bałaganem, jaki był skutkiem naszej kłótni. - I po co ci to było? Wytykasz mi błędy tylko po to by za chwilę płaszczyć się przede mną i prosić mnie o przysługę? Chyba cię do reszty pojebało Jimin. Nie mam zamiaru ruszyć się z mieszkania, zachciało ci się uciekać, to równie dobrze niech zachce ci się wracać. Ja nigdzie nie jadę. - Miałem ochotę rzucić telefon przed siebie i patrzeć jak rozpada się na kawałki. Gniew roznosił mnie od środka. Z chęcią starłbym z ust jego gumowy uśmiech i powiedział co tak naprawdę o nim sądzę. Yoongi nigdy nie brał mnie na poważnie.
- Proszę cię. Już żaden pociąg nie kursuje, a ja nie wziąłem z domu portfela. - Nie wiem, czy byłem bardziej zły na siebie za to, że prosiłem go o przysługę mimo tego jaki był w stosunku do mnie jeszcze kilka godzin temu, czy z powodu jego egoizmu, gdyby był energią mógłby zasilać pół wszechświata. - Zabierz mnie do domu. Zabiorę moje rzeczy i już nigdy mnie nie zobaczysz. - Sięgnąłem po ostatnią kartę przetargową, która o dziwo...
- Powiedz mi jeszcze raz gdzie jesteś. - usłyszałem ciche westchnięcie, które świadczyło o tym, że podniósł się właśnie i ruszył albo po brakujące części garderoby, albo po kluczyki do jego mercedesa.
- Nie wiem dokładnie, ale w pobliżu bocznicy na obrzeżach Seulu , nie wiem w sumie... - Nie zdążyłem skończyć, usłyszałem słabe westchnienie "żałosne" i jego już nieco pewniejszy głos. - Dobra, poradzę sobie, nie ruszaj się. Będę za pół godziny. Klapnij sobie gdzieś, czy coś. - Przy moim uchu rozległ się cichy głos sygnalizujący, że osoba po drugiej stronie się rozłączyła. Odłożyłem telefon obok swojego uda i rozprostowałem nogi. Westchnąłem głośno i spojrzałem w niebo. Po deszczy wyglądało wyjątkowo świeżo i przytłaczało mnie wręcz lśnieniem milionów gwiazd.
Czarny mercedes podjechał, wyrywając mnie z letargu. Patrzyłem przez chwilę na maskę auta dopiero chwilę później biorąc telefon i podchodząc bliżej. Niepewnie złapałem za klamkę i otworzyłem drzwi. Moje nozdrza trafił silny zapach pomarańczy, jaki panował w aucie.. Wsiadłem bez słowa, zamknąłem drzwi i zapiąłem pas, nerwowo ściskając ręce na udach. Odwróciłem głowę w kierunku okna i poprawiłem oklapnięte przez deszcz włosy. Dlatego pożegnania są smutne. Osoba, z którą kiedyś można było przegadać wiele godzin, a żaden temat nie był tabu, nagle stała się kimś zupełnie obcym. Ale chyba nie znałem go nigdy, skoro wydawał mi się teraz tak odległy.
Światła lamp znowu zaczęły oświetlać drogę, co było oznaką tego, że wjechaliśmy z powrotem do miasta. Znowu widziałem szklane wieżowce, morze samochodów i nigdy nie śpiących ludzi. Duże miasta nie śpią nigdy. Akompaniamentem do widoku oglądanego przez okno było nerwowe stukanie palcem o kierownice i dźwięk kierunkowskazu, tworzący melodię która wywoływała u mnie dreszcze. Sięgnąłem ręką w kierunku radia, nie zważając na to jak miętowowłosy może zareagować, wcisnąłem guzik i włączyłem muzykę. Oparłem się o fotel i przez okno spojrzałem w kierunku nieba.
W mieście jednak wszystkie gwiazdy zgasły a dźwięk kierunkowskazu ustąpił spokojnej muzyce, która wydobywała się z głośników obok mojego ucha. Westchnąłem cicho, pozwoliłem ostatniej, gorącej łzie spłynąć po moim policzku. Jej dróżka paliła mnie, jakby wszystkie moje złe decyzje wypalały się na mojej twarzy. Zamknąłem oczy i czekałem."You are the coldest star in the sky
only i couldn't see it, I was blind
And in comes black night
Calling your name since you were born
only i couldn't hear it
I was empty as a drum"
![](https://img.wattpad.com/cover/92109718-288-k858095.jpg)
YOU ARE READING
7 Things That Broke My Heart [Yoonmin]
Fanfiction7 rzeczy, które złamały serce Jimina.