- Panie Nygma, widzę, że...
Nerwowo przerwał wypowiedź, na chwilę wstrzymując oddech
- Że znów się spotykamy...
Powiedział Oswald zachrypniętym głosem, po czym na jego twarzy zagościł wymuszony uśmiech.
- Witam Pana, Panie Cobblepot. Owszem. Dobrze pamiętam nasze ostatnie spotkanie.
- Czy coś się zmieniło u pana od tamtego momentu?
Pingwin, chciał wiedzieć czy może Ed znalazł sobie już kobietę, założył rodzinę, ma dzieci?
- Nie, absolutnie nic, wciąż to samo, a u pana?
- Również, po staremu.
Znów ten sam wymuszony uśmiech.
- Zakop pod ziemią,
Nakryj kamieniem,
A ja i tak
Kości odgrzebię.
Kim jestem?
Po dłuższym zastanowieniu Oswald odpowiedział:
- Wspomnieniem.
- Właśnie. Wspomnienia.
Ed wzdrygnął się delikatnie.
W tym momencie, przerywając w pół zdania Nygmie, do pomieszczenia wszedł Don Falcone, przez którego obaj mężczyźni zostali dziś zaproszeni na rozmowę o interesach.
- Witam Panów!
Ed i Oswald zerwali się na równe nogi i zaczeli nerwowo poprawiać garnitury, raz po raz spoglądając to na siebie to na Falcon'a.
Pierwszy, dłoń podał Cobblepot. Zawsze był bardziej śmiały. Nawet wtedy, po spotkaniu na posterunku wysiadł z samochodu i podszedł do Nygmy chcąc porozmawiać, jednak sprawy poszły dalej niż się spodziewał.Siedział w swoim czerwonym cabriolecie parę godzin czekając na Riddlera pod posterunkiem policji Gotham. Coś rozkazało mu wtedy zostać, poczekać i spojżeć w jego piękne oczy w kolorze gorzkiej czekolady. Czuł jakby, tęsknotę. Po śmierci jego matki, Gertrudy, stał się kompletnie zimny, bezuczuciowy. Dlatego, owe emocje bardzo go zaskoczyły.
Po upływie paru godzin, Nygma wyszedł z budynku prawdopodobnie kierując się w strone swojego samochodu. Ubrany w długi szary płaszcz i z czarną teczką w ręku, ociężale człapał po parkingu. Ktoś jednak, ku jego wielkiemu niezadowoleniu, zagrodził mu drogę. Drogę, którą tak bardzo chciał mieć już za sobą. Jego oczom ukazał się nie kto inny, jak nieco niższy, czarnowłosy Oswald Cobllepot.
- Panie Nygma, przepraszam za najście ale - przerwa na oddech - mam do pana jedną sprawe mianowicie...
W głowie Pingwina panował mętlik, w tamtym momencie nie mógł i nie chciał myśleć głową, posługiwał się tylko sercem.
- mianowicie?
Nygma, czuł się podobnie. W momencie kiedy po ciężkim dniu pracy ponownie zobaczył Oswalda, jego zmęczenie i zły humor w jednej chwili odeszły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Przez resztę dnia myśłał tylko o jego osobie. Z powodu rozkojarzenia, niemalże przeciął zwłoki do sekcji na pół. Rozpłynął się. Za bardzo.
- a więc...
Ed nie chciał już więcej szłyszeć, doskonale wiedział dlaczego Cobblepot na niego czekał. Złożył na ustach czarnowłosego delikatny pocałunek, chcąc zobaczyć jego reakcje, odsunął się kawałek i spojrzał mu w oczy. Znalazł w nich jedynie szaleństwo, namiętność oraz tęsknote. Oswald nie pozostał mu dłużny, ponieważ już po chwili wpił się brutalnie w usta szatyna. Płynnie odwzajemniali pocałunki, pląsali. Walczyli o dominację. Chcieli aby ta wyjątkowa chwila trwała jak najdłużej. Ich znajomość była miłością od pierwszego wejrzenia. Po chwili uniesienia odsuneli się od siebie z wciąż zamkniętymi oczyma, ciężko oddychając. Zanim Ed zdążył uchylić powieki, Pingwin, pod osłoną mroku, zniknął.Żadne, nie przytaczało już więcej tego momentu. Brak pytań, brak tłumaczeń. Nikt nie doszukiwał się większego sensu. Bo tak działali jako podręcznikowi wariaci. Bez większego sensu.
Nie widzieli się przez długi czas, aż do teraz...############################
Witam was w pierwszym rozdziale mojego pierwszego ff.
Mam nadzieję że się wam podobało. Gwiazdkujcie, komentujcie i widzimy się na dniach❤👌
CZYTASZ
Głuptas | Riddler x Pingwin [Zawieszone]
FanfictionCo stanie się, jeśli szalona miłość zostanie postawiona przed brutalnym wyborem?