2

199 22 17
                                    

- A więc, drodzy panowie. Spotkaliśmy się tu dziś, aby omówić pewne istotne sprawy.
Trzej mężczyźni zajęli miejsca przy ogromnym, okrągłym stole, po czym Falcone ruchem ręki wyprosił służbę stojąca w pomieszczeniu.
- Napijecie się może czegoś? Kawa, herbata, coś mocniejszego? Mój podopieczny, przywiózł ostatnio doskonały szwedzki trunek. Może zechcecie skosztować europejskiego specjału?
- Z chęcią.
- Ja również.
Po chwili do salonu weszła kobieta z diamentowymi kieliszkami i pełną bursztynowego alkoholu karafką.
- Przejdźmy więc do rzeczy. Jak mogliście ostatnio zauważyć, staliście się jednymi z najbardziej rozpoznawalnych, wpływowych i niebezpiecznych złoczyńców w Gotham. Jak do tej pory, tylko mi należało się owe zaszczytne miejsce, teraz natomiast jest na nie nas trzech. Znaczy, czterech. Niestety.
- Co ma pan dokładnie na myśli?
Zapytał zdezorientowany Oswald.
- Oczywiście nie zrozumcie mnie źle-
Podstarzały rekieter, próbował zachować klasę i kulturę nawet przy wydawaniu wyroku- Mam na myśli to, że będąc szczeblu władzy mojego pokroju, przeszkadzacie moim interesom się rozwijać. Wasze możliwośći również znacznie wzrosły, a co za tym idzie szacunek społeczeństwa.
Obaj mężczyźni, nieco poddenerwowani i zbici z tropu, nadal nie rozumieli, o co dokładnie chodzi Falcon'owi.
- Chłopcy, - zaakcentował, jakby miał zaraz podać dokładną definicje sytuacji w jakiej się znaleźli- Zmierzam do tego, iż to miasto jest za małe dla nas trzech. Może zostać tylko dwóch. Ugh. Trzech. Ale tym zajmę się później. Sami rozumiecie, ja muszę zostać. Przecież nie dam temu włoskiemu ścierwu, Maroni'emu satysfakcji, że się wyniosłem, ja i jeden z was zostajemy, ten drugi natomiast, musi, cóż, zginąć. Tę decyzję, pozostawiam już wyłącznie wam.-zakończył z udawanym, życzliwym uśmiechem, kompletnie nie pasującym do bieżącego kontekstu. - No, więc to chyba tyle miałem do powiedzenia. Mam nadzieję, że już niedługo zobaczę się z "wygranym".
Ostanie słowo celowo przedłużył aby nadać zdaniu szczególnego dramatyzmu.

Nygma i Cobbleppot zamarli... ich oczy zeszkliły się. Żaden, nie spojrzał na drugiego, aby nie dać po sobie poznać że ta sytuacja ich złamała. Po tak długiej przerwie w ich groteskowym, wariackim zauroczeniu, znów mieli się stracić. Teraz jednak, mieli siebie stracić, na zawsze.
Nygma nie wytrzymał, uderzył pięścią w stół, wstał z krzesła które pod wpływem siły odepchnięcia, uderzyło w ściane i roztrzaskało się w kilka części. Wyszedł trzaskając drzwiami zanim jednak odszedł, obdarzył Oswalda krótkim spojrzeniem, ten go nie odwzajemnił powieważ tępo wpatrywał się w kieliszek stojący przed swoją sylwetką. Pingwin siedział przy stole jeszcze przez chwilę, myśląc o całej zaistniałej sytuacji w finalnym akcie, również postanowił opuścić rezydencje Fallcon'a.

___________________________________
Mamy dwójkę, idzie mi dość opornie bo to moje pierworodne dziecko, nie jest perfekcyjnie, iż dopiero się uczę. Mam nadzieje, że się podoba ❤❤❤❤❤

Głuptas | Riddler x Pingwin [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz