Castiel uśmiechnął się sprośnie,
przeczesując ciemne włosy radośnie.
,, Mój ty Wielki Panie,
daremne twe staranie,
gdy stadnina wielka czeka,
a zwierzyna w popłochu ucieka.
Czy chcesz już teraz to zrobić,
nie starając się mnie pobić?"
Wielki Pan podniósł brwi.
,, Mogę to zrobić choćby i przez drzwi!
A ty, widać nie masz chęci.
Odejdź prędko, bo to mnie nie kręci.
Nie chcę gonić cię z kwiatami,
a do łóżka zaganiać wszystkimi siłami."
,, Drogi panie mój kochany!
Czuję się teraz niezmiernie ograny!
Oczywiście, że bardzo tego pragnę,
a z przyjemności cię nie okradnę."
Powiedziawszy to wyraziście,
po licu pogłaskał go jedwabiście.
,, Lecz nie chę, by był to szybki akt,
ale też, by nie trwał kilka lat."
Dean westchnął głęboko,
przesuwając dłonią pod swoje oko,
ścierając odrobinę potu,
która nie drażniła jego polotu.
,, Postaram się bardzo dokładnie,
wykonując swą pracę dosadnie.
Będę sprawiał ci przyjemność,
wypełniając naturalną rzeczy kolejność."
Ciemnowłosy zachichotał cicho.
,, Liczę, że to nie będzie żadne licho."
Szepnąłwszy to bardzo uroczo,
pogłaskał Pana po spodniach ochoczo.
Wielki Pan cicho na to sapnął,
a następnie zębami kłapnął.
Zbliżył się jeszcze bliżej niego.
,, A teraz, mój drogi kolego,
będziesz krzyczeć, jęczeć, błagać,
ale pomocy się nie domagać"
Castiel zamrugał bardzo szybko
i zaraz wygiął się pod nim gibko.
Nie wiadomo, ile to wszystko trwało,
ale gdy wreszcie im się wydawało,
że wszystko będzie tu przyjemnie,
ich plany spełnią się wylewnie,
ich gorączka, moc, połączenie,
a później na miękkim sianie rozleniwienie,
przytulili się mocno do siebie,
by poczuć się lepiej niźli w niebie.
I tak to trwało i trwało w najlepsze,
zdawać by się mogło, że ich ręce to kleszcze!
Tak mocno się trzymali!
A jeszcze niczego nie wykonali.
Nagle wrota stajni rozwarły się z trzaskiem,
by do środka mógł wbiec w głośnym wrzaskiem
Sam, co młodszym bratem był Wielkiego Pana.
,, Zabawiać to się będziecie mogli do rana!
Ale później, na litość Boską! Konie zaraz tu będą!
I wyprzedzę cię bracie z twoją myślą nieprędką,
stratują was obu, więc podciągać spodnie
i wynocha, choćby to wyglądało niegodnie!"
Zaraz cała trójka na murek wskoczyła
i zaraz widokiem niezwykłym się uraczyła.
Wszystkie konie niegdyś przez Gadreela uciekły,
teraz do swoich zagród grzecznie wbiegły.
Rzecz to wielce niesłychana!
Trzeba dodać, że nie ukartowana!
Warto wiedzieć, że konie Wielkiego Pana
są zwykle żywsze niż niejedna łania.
,, Kto to wszystko zrobił
i ani jednego konia mi nie dobił?"
Zapytał blondyn z zadziwieniem,
jednocześnie walcząc w myślach ze swoim przyrodzeniem,
które oczywiście wolało co innego
niż oglądanie biegu konnego.
,, Jak to kto?! Gabriel i ja!
Żebyś ty widział, jakiego on cela ma,
gdy rzucaliśmy kamieniami w krzaki,
by jakoś wystarszyć je dla niepoznaki
i zaciągnąć tutaj, gdy wy oczywiście
musieliście robić to nieczyście."
,, Czego tutaj takie kłótnie?
I co to za oskarżenia okrutne?"
Gabriel pojawił się jak zwykle nagle,
trzymajac w rękach wielkie szpadle.
,, Może wreszcie panienki do roboty się wezmą?
I z ochotą do pracy się odezwą?
Bo raz też chciałbym z Samem
wrócić sobie wesoło nad ranem."
Wielki Pan spojrzał na niego z niezadowoleniem.
Od kiedy Gabriel dostał na to pozwolenie?!
Kto dał mu prawo do tykania Sama,
jakby to była zwykła, uliczna dama?!
CZYTASZ
Ballada o gejach [Destiel]
HumorBallada o gejach, czyli przygody bliżej niepoznane we dwunastu księgach spisane.